[ Pobierz całość w formacie PDF ]
życia na naszej planecie (informacje te zawdzięczam znakomitemu socjobiologowi Richardowi Dawkinsowi). Czy Szymborska wiedziała o tym? Czy to tylko jej nadzwyczajna intuicja? Jakkolwiek by było, sprawa jest wystarczająco fascynująca, żeby poświęcić jej chwilę uwagi. Pytanie zatem - czy kamień żyje? - nabiera jakby nowych znaczeń. Dziś biolodzy wiedzą, że małże zwane skałotoczami rozpuszczają własnymi kwasami skały zanurzając się w nich i tak współegzystując; że ptasie guano zamienia się w kamień; że kalcyt, czyli węglan wapnia, minerał z pochodzenia, w równym stopniu współtworzy skały wapienne, co szkielety żywych organizmów, więc i szkielet człowieka; że w związku z tym w naszym organizmie pojawiają się zwapnienia kości jako proces z kolei degeneracyjny, oraz że cierpimy na kamienie nerkowe; że kryształy kwarcu zawierają w sobie pęcherzyki powietrza i kropelki wody; że kury produkują jaja w skamielinowej otoczce wapniowej, a następnie zjadają te skorupki z powrotem rozpuszczając je w kwasach żołądkowych. %7łe wreszcie sam kamień ulega najdziwniejszym procesom rdzewienia, obrastania florą podwodną i naziemną, patynuje się na powietrzu, przemarza na mrozie i przegrzewa się w kanikule, co wywołuje szereg zmian tak na jego powierzchni, co w strukturze wewnętrznej. 37 Więc może rzeczywiście %7łycie jest naprawdę wszędzie, i kamień, choćby nie wiadomo jak udawał martwego, jakoś tam w głębi swojego jestestwa - żyje? Leibniz, drugi filozoficzny mistrz Szymborskiej - ale i on, jak wszyscy jemu podobni, zostawili ledwo swoje ślady w tej poezji, odciski palców i intelektów - powiadał (troszkę w tym podobny do Heraklita), że wszelkie zjawiska w naturze, acz różnią się między sobą, to w gruncie rzeczy są sobie bliskie. A nawet jak niezbyt podobne, to zawsze znajdą się między nimi jakieś nieskończone stadia pośrednie, natura bowiem nie ma budowy skokowej, tylko ciągłą. Nic bowiem nie jest do końca ze sobą jedynie tożsame; nawet przeciwieństwa mają coś wspólnego. Jeśli jestem głodny, oznacza to przypadek przejedzenia najmniejszego z możliwych; jeśli czytam książkę autora P. z ewidentnym obrzydzeniem, znaczy to tyle, że mój entuzjazm dla tego dzieła jest sprowadzony do minimum. Nowoczesna geolo-paleontologia, ożywiająca materię nieorganiczną, zdaje się dziwnie przypominać wykładnię mędrca z Lipska. Tak oto kamień zyskał szansę bycia najmniej ludzką ze wszystkich Szymborskich. Tu wypadałoby się jednak zatrzymać i spojrzeć przytomniej na rzeczywistość. Przynajmniej rzeczywistość wiersza. Szymborska, pisząc Rozmowę z kamieniem , miała mimo wszystko na myśli to tylko, że między kamieniem a człowiekiem porozumienia nie ma i raczej nie będzie. Może za te dwa tysiące wieków... Którą to odległość czasową można by próbować rozumieć tak jeszcze, że właśnie wtedy, w jakiejś niewyobrażalnie odległej przyszłości, ktoś wymyśli wspólny język między kamieniem a człowiekiem. A na razie - nie ma powrotów, tak jak nie ma wstecznej ewolucji. Nie ma powrotów nie tylko do języka kamienia! Nie ma też porozumienia z czymś znacznie bliższym: na przykład z wodą albo materią ożywioną, rośliną: zwróć się do liścia, powie to, co ja, / Do kropli wody, powie to, co liść . Ba, jest gorzej jeszcze. Nawet włos z własnej głowy będzie milczał, nieprzenikniony. On, część ciała poetki! Zmiech kamienia brzmi jak nazbyt już gorzka ironia. Natura tak naprawdę JEST - i tyle. Badamy ją na wszelkie sposoby, tniemy, kłujemy, miażdżymy, rozkładamy na czynniki pierwsze. Usiłujemy podpatrzeć fenomen inżynierii genetycznej, o ile od nas mądrzejszej. A sama natura? Nie interesuje się nami, choć jesteśmy nadal jej częścią. Jej utajone życie jest nam niedostępne. Potencjalną bliskość kamienia i człowieka, której tyle zdań wyżej poświęciliśmy, należy uznać za antycypację, za niezwykłe i przenikliwe, a zapewne całkowicie nieświadome proroctwo Szymborskiej o głębszym metabolizmie w przyrodzie, niż się nam (i samej autorce) dotąd zdawało. Siła poetyckiej wyobrazni czasem wyprzedza koncepcje naukowe. Ale w gruncie rzeczy dzieli nas beznadziejna obcość. I jednostronne tylko zainteresowanie. Kilkanaście lat pózniej napisze Szymborska wiersz o sobie siedzącej pod jabłonką nieciekawą, który rok, jaki kraj, / co za planeta i dokąd się toczy 30. A w latach dziewięćdziesiątych sformułuje to całkiem dosadnie: Wiem co listek, co piątek, ktoś, szyszka, łodyga, i co się z wami dzieje w kwietniu, a co w grudniu. Chociaż moja ciekawość jest bez wzajemności, nad niektórymi schylam się specjalnie, a ku niektórym z was zadzieram głowę. Macie u mnie imiona: klon, łopian, przylaszczka, wrzos, jałowiec, jemioła, niezapominajka, a ja u was żadnego. 30 Jabłonka , w: Wielka liczba, op. cit. 38 (...) Porośla, zagajniki, taki i szuwary - wszystko, co do was mówię, to monolog, i nie wy go słuchacie. Rozmowa z wami konieczna jest i niemożliwa. Pilna w życiu pospiesznym i odłożona na nigdy.31 Na koniec chciałbym zgłosić pewną drobną uwagę, niewielką myśl na marginesie. Rozmowa z kamieniem jest wierszem oczywiście filozoficznym, oczywiście egzystencjalnym i tak dalej. Dowodzi wspaniałego rozkwitania poezji Wisławy Szymborskiej po 1956 roku, dawno już rozliczonej wewnętrznie z uproszczeń i uroszczeń twórczości bezpośrednio zaangażowanej w tak zwaną otaczającą rzeczywistość. Czy jednak całkiem i nieodwołalnie zrezygnowała poetka z rozmowy z ową rzeczywistością? Czy także i w tym wierszu nie zawiera się jakieś przesłanie pod adresem tych, którzy chcieliby zbyt wprost, zbyt nachalnie władać ludzkimi umysłami, ludzkim życiem po prostu? Zastanówmy się, powiada poetka. Nie, cofnijmy to zdanie. B y ć m o ż e powiada; nie mam żadnej pewności, ja tylko podejrzewam, że mogłaby tak powiedzieć, choć wiem, że dopisywanie wierszom fikcyjnych sensów jest tak samo szkodliwe, jak tych sensów niedoczytanie; otóż zastanówmy się, powiada (być może) poetka: jeśli z kamieniem, wodą i liściem, a nawet z własnym włosem, rzeczami tak jasnymi i prostymi, nie umiemy się porozumieć, nie umiemy ich poznać, to jakże ośmielamy się myśleć, że możliwe jest poznanie [ Pobierz całość w formacie PDF ] |