[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wichrzycielkę. Spróbowała delektować się swoim małym triumfem, lecz jej myśli mimo woli wracały do sceny, jaka rozegrała się niedawno u stóp schodów. Spojrzała z roztargnieniem na swoje ręce. Zdawało jej się, że wciąż widnieje na nich piętno, jakie odcisnęły wargi hrabiego - ich ciepły dotyk sprawił, że poczuła falę gorąca przepływającą przez całe ciało. Otrząsnęła się. Co się z nią dzieje, na Boga? Zachowywała się jak Pensjonarka, która odchodzi od zmysłów na widok dwojga ciemnych oczu i uśmiechu. Na litość boską, przecież ten mężczyzna życzył jej tylko dobrej nocy, nic więcej. Chyba jednak coś więcej. W życzliwym spojrzeniu, które wzbudziło w niej tak wielki popłoch, krył się pewien sygnał. Choć brzmiało to niewiarygodnie, jednak ów mężczyzna flirtował z nią. Hester usiadła przy toaletce i uwolniwszy włosy od fryzury, do której nie nawykły, poczęła je czesać, cały czas przypatrując się swemu odbiciu. Mówiła sobie, że nie jest to twarz kobiety, do jakiej umizgałby się taki człowiek jak hrabia Bythorne. Dlaczego więc posyłał jej swój zniewalający uśmiech? I dlaczego, pomyślała, tak żywo i wbrew swej woli ulegała jego czarowi? 36 Chwyciła szczotkę i ze złością zaczęła rozczesywać włosy, niszcząc najmniejsze ślady misternie ułożonych loków. Zwinęła je na czubku głowy i spięła, po czym włożyła nocny czepek i wsunęła się do łóżka. To jasne, pomyślała krzywiąc się, hrabia Bythorne miał naturę uwodziciela i to ona kazała mu flirtować z każdą napotkaną kobietą. Był to odruch, taki sam jak zmrużenie oczu przy nagłym zbliżeniu nieznanego przedmiotu. Jeśli zaś chodzi o jej mimowolną reakcję, być może również był to jakiś odruch - pierwotny, zwierzęcy instynkt, który nieoczekiwanie dawał o sobie znać w najmniej stosownych momentach. Była w końcu istotą ludzką i trudno było oczekiwać, by pozostała obojętna wobec atrakcyjnego mężczyzny, zwłaszcza gdy był bardzo blisko. Wzruszyła ramionami. Oczywiście, więcej to się nie powtórzy. Odtąd będzie już mieć baczenie na instynkty Thorne a - i swoje własne. Zdmuchnęła zdecydowanie świecę na nocnym stoliku i wtuliła twarz w poduszkę. Jednak gdy już wpadała w miękką otchłań snu, gdzieś w głowie kołatało jej pytanie: kim była Barbara Freemantle i jaką władzę posiadła nad nieuchwytnym lordem Bythorne em. Kilka dni pózniej, wróciwszy pewnego popołudnia z meczu, jaki odbył się w Sali Bokserskiej Jacksona, Thorne ze zdziwieniem zastał w swym salonie jakiegoś obcego dżentelmena. - Niejaki pan Bentham - poinformował go szeptem Hobart, biorąc od swego pana kapelusz i laseczkę. - Przyszedł zobaczyć się z panną Blayne. Kiedy Thorne wszedł do pokoju, dżentelmen wstał bez pośpiechu i zbliżył się do niego dostojnym krokiem. Był wysoki i szczupły, miał jasne włosy, które układały się miękką falą ponad jego wąską twarzą. Ubrany był starannie, zgodnie z najnowszą modą: miał na sobie letni surdut z najlepszego materiału i obcisłe, jasnoszare spodnie, które nosił z naturalnym wdziękiem i skromnością. - Ach - rzekł nieznajomy tonem, w którym brzmiała ostrożna serdeczność. - Zapewne mam przyjemność z lordem Bythorne em? Jestem Trevor Bentham. Przyjechałem, by... - Trevor! - przerwał mu głos od drzwi. - Jak miło cię widzieć! Hester podbiegła do nich i Thorne zdumiał się jeszcze bardziej, gdy pozwoliła się uścisnąć nieznanemu panu Benthamowi i sama pocałowała go w policzek; tak jawne okazywanie entuzjazmu hrabia uznał za niesmaczne. - Poznałeś już lorda Bythorne a? - spytała panna Blayne. - Właśnie się sobie przedstawialiśmy - odparł Thorne. Podniósł pytająco brwi. - Zdaje się, że jesteście starymi przyjaciółmi. - O tak. - Hester dotknęła ramienia pana Benthama. - Trevor i ja znamy się od lat. Mój wydawca, John Thompson, to jego dobry znajomy i kiedy pisałam swoją pierwszą książkę, Apologię, Trevor okazał mi wielką pomoc. Zredagował całą książkę i dat mi wiele cennych rad. Uśmiechnęła się do niego, ukazując wdzięczne dołeczki w policzkach, a pan Bentham odpowiedział jej uśmiechem pełnym skromności. Thorne zadzwonił na służącą, by podała herbatę. Hester wskazała gościowi kanapę i usiadła obok niego, zostawiając Thorne owi krzesło stojące nieco dalej. - Mieszka pan w Londynie? - zapytał hrabia. - Tak - odrzekł pan Bentham. - Mieszkam z matką przy Queen Ann Street, niedaleko Cavendish Square. Thorne uznał, że to bardzo szanowana, jeśli nie najmodniejsza dzielnica. - Przypuszczam, że dawno nie widział pan Hester. Pan Bentham uniósł lekko brwi, trochę zaskoczony, że hrabia mówi o pannie Blayne tak familiarnie, ale nie dał tego po sobie poznać i odparł: - To prawda. Zdrowie mojej matki nie pozwala mi opuszczać na długo domu, tak więc ostatni raz widzieliśmy się z Hester w czasie jednej z jej krótkich wizyt w stolicy. Nacisk, z jakim Bentham wymówił jej imię, nie uszedł uwagi hrabiego, uśmiechnął się więc w duchu. Czyżby poruszył czułą strunę? Ciekawe, jak bliskie związki łączą Hester z Trevorem Benthamem? Jego myśli przerwał głos Benthama. - Bardzo nas ucieszyła wiadomość, że Hester przyjeżdża na trochę dłużej. Wszyscy jej przyjaciele będą uradowani. - Rzucił przelotne spojrzenie na Thorne a i przeniósł je na Hester. - Nie wiedziałem, że znałaś już wcześniej lorda Bythorne a - rzekł. - Nie wiedział pan, że jesteśmy kuzynami? - spytał niewinnie hrabia. Na widok niedowierzania Benthama, ciągnął lekkim tonem. - Oczywiście, jest to pokrewieństwo dość dalekie, ale matka Hester i moja były w wielkiej przyjazni, a my bawiliśmy się jako dzieci. - Zignorował syk Hester. - Po prostu odnowiliśmy stare związki, kiedy moja podopieczna wyznała mi, że jest wielbicielką talentu Hester. Gorąco poparłem jej pomysł, by zaprosić Hester na dłuższy pobyt w Londynie, a gdy zaproszenie zostało przyjęte, wszyscy byliśmy niezmiernie szczęśliwi. Szkoda tylko, że nie ma w domu Chloe i cioci Lavinii. W tym momencie do salonu wkroczył Hobart w towarzystwie lokaja, który niósł ogromną tacę z herbatą i ciasteczkami. Postawił ostrożnie swoje brzemię na stoliku przed Hester, która odruchowo przejęła rolę gospodyni i zaczęła nalewać herbatę do filiżanek. Gdy zamierzała poczęstować nią Thorne a, ten wymówił się grzecznie. - Jestem pewien, że macie sobie dużo do powiedzenia po tak długim czasie, moja droga, a na mnie czeka jeszcze 37 sporo spraw, których muszę dopilnować. Zostawiam was zatem. Miło było pana poznać. Wstał i pożegnawszy się, wyszedł. Hester odniosła wrażenie, że wraz z jego odejściem zniknęło coś, co nadawało salonowi niepowtarzalny nastrój. Mimo swej elegancji pokój wyglądał teraz bezbarwnie i nieprzyjaznie. Otrząsnęła się, odsuwając od siebie te niemądre myśli, i zwróciła się do Trevora: - Opowiedz mi teraz, co nowego u was. Czy pan Fenwick napisał już swoją rozprawę? Czy... - Nigdy mi nie mówiłaś, że jesteś krewną hrabiego Bythorne a - przerwał jej Trevor. Natychmiast zawstydził się swego nietaktu. - To znaczy, przyznaję, że jestem nieco zaskoczony, widząc cię w takim, hm, zbytkownym [ Pobierz całość w formacie PDF ] |