[ Pobierz całość w formacie PDF ]
rękę na kotku siedzącym na skrzyni, wydała cichutki okrzyk zdziwienia i reszta zdania stała się dla niej najzupełniej jasna. Gdy przeczytała słowa następnego zdania, pokazałam jej, że w skrzyni naprawdę jest mysz. Wtedy z żywym zainteresowaniem przesunęła palec na następną linijkę. "Kot może widzieć mysz". Teraz pokazałam kotu mysz i poleciłam Helenie obmacać kota. Wyraz twarzy dziewczynki świadczył o zakłopotaniu. Zwróciłam jej uwagę na następną 194 linijkę i jakkolwiek znała tylko trzy słowa: kot, jeść i mysz - połapała się, o co chodzi. Zciągnęła kota ze skrzyni i postawiła na podłodze, a skrzynkę nakryła ramką. Gdy przeczytała: "Nie pozwól kotu złapać myszy", zrozumiała przeczenie w zdaniu i jak gdyby pojęła, że kotu wara od myszy! "Pozwól" i "złapać" były to nowe słowa. W ostatnim zdaniu znała wszystkie słowa i była ucieszona z pozwolenia odegrania ich. Poprosiła mnie na migi o nową powiastkę. Dałam jej książkę zawierającą króciutkie powiastki, napisane możliwie prostym stylem. Przesuwała palcami po linijkach, znajdując znajome słowa i odgadując znaczenie innych w taki sposób, że nawet najbardziej konserwatywny wychowawca dałby się przekonać, że głuche dziecko, byle mu dać po temu sposobność, nauczy się czytać tak łatwo i naturalnie, jak normalne dzieci. Jestem pewna, że Helena głównie dlatego tak dobrze opanowała język angielski, że miała wciąż do czynienia z książkami. Często czyta bez przerwy dwie, trzy godziny i odkłada książkę z żalem. Raz, gdyśmy wychodziły z biblioteki, wydała mi się tak uderzająco poważna, że zapytałam o przyczynę. "Myślę, o ile jesteśmy mądrzejsze, gdy stąd wychodzimy, niż gdy przychodzimy" - odpowiedziała. Na pytanie, dlaczego tak bardzo kocha książki, wyjaśniła mi to kiedyś: "Dlatego, że mówią mi tyle ciekawych rzeczy o tym, czego nie mogę widzieć, a nigdy nie są zmęczone czy zakłopotane, tak jak ludzie. Powtarzają mi wciąż i wciąż to, co chcę wiedzieć". W trakcie czytania Dickensowskiej "Historii Anglii dla dzieci" doszłyśmy do zdania: "Jednakże duch Brytów nie załamał się". Na moje pytanie o sens tego zdania odpowiedziała: "Ja myślę, że to znaczy, że dzielni Brytowie nie zniechęcili się dlatego, że Rzymianie wygrali tyle bitew, i tym bardziej pragnęli ich wypędzić". Nie byłaby zdolna wytłumaczyć znaczenia poszczególnych słów. Mimo to podchwyciła myśl autora i potrafiła oddać ją własnymi słowami. Następne wiersze są jeszcze bardziej idiomatyczne: "Kiedy Swetoniusz opuścił kraj, napadli na jego wojska i odebrali wyspę Anglesey". A oto jej interpretacja: "To znaczy, że kiedy rzymski generał odjechał, Brytowie znów zaczęli walczyć, a ponieważ żołnierze rzymscy nie mieli generała, który by im mówił, co mają robić, zostali pokonani przez Brytów i stracili wyspę, którą zdobyli". Helena woli zajęcia intelektualne niż ręczne i nie ma takiego upodobania do szydełkowania, jak wiele niewidomych dzieci. Jednakże przyłączała się do nich skwapliwie. Nauczyła się posługiwać maszyną kaligraficzną i pisze bardzo poprawnie, ale jak dotąd, po kilku tygodniach praktyki, dosyć wolno. Przeszło dwa lata temu kuzyn nauczył ją alfabetu Morse'a, pisząc palcem na jej dłoni kropki i kreski, Teraz, ilekroć spotyka kogoś, znającego ten alfabet, z wielką radością posługuje się nim w rozmowie. Mnie wygodnie komunikować się tym sposobem z Heleną, gdy jesteśmy od siebie trochę oddalone. Mogę z nią rozmawiać, uderzając stopą w podłogę. Odczuwa wibrację i rozumie, co do niej mówię. W pewnych 195 kołach żywiono nadzieję, że osoba tak szczególnie obdarzona przez naturę jak Helena, jeżeli tylko będzie pozostawiona całkowicie samej sobie, przyczyni się do wyjaśnienia tych psychologicznych zagadek, których nie zbadał wyczerpująco doktor Howe. Ale nadzieje spaliły na panewce. W wypadku Heleny, tak samo jak Laury Bridgman, zawód był nieunikniony. Niemożliwe jest izolować dziecko od środowiska tak, żeby nie ulegało wpływom osób, z którymi przestaje. W odniesieniu do Heleny taki cel mógłby być osiągnięty tylko za cenę pozbawienia jej kontaktu z ludzmi. Dla tych, którzy obserwowali szybki rozwój jej uzdolnień, musiało być oczywiste, że jej badawcza dociekliwość nie da się powstrzymać przez czas dłuższy od wejrzenia w niezgłębioną zagadkę życia. Zastosowało się wielkie ostrożności, żeby nie naprowadzić przedwcześnie jej myśli na zagadnienia nękające i rozstrajające wszystkie umysły. Dzieci zadają dociekliwe pytania, na które otrzymują często zbywające odpowiedzi, albo, dokładnie mówiąc, odpowiedzi uspokajające. "Skąd ja się wzięłam?" i "Dokąd pójdę po śmierci?" - te oto pytania Helena zadawała jako ośmioletnie dziecko. Wyjaśnienia, jakie mogła w tym wieku zrozumieć, nie zadowalały jej, chociaż zmuszały do milczenia do czasu, dopóki rozwijający się intelekt nie zaczął tworzyć pojęć ogólnych na podłożu niezliczonych wrażeń i myśli zaczerpiniętych z książek oraz codziennych przeżyć. Umysł jej szukał przyczyny rzeczy. W miarę jak rozszerzały się jej obserwacje nad zjawiskami, a zasób słów wzbogacał, mogła coraz jaśniej wypowiadać się, a także pojmować myśli i przeżycia innych. Docierała do granic myśli twórczej człowieka i rozumiała, że jakaś potęga nadludzka musiała stworzyć Ziemię, Słońce, i tysiące doskonale jej znanych przedmiotów. Aż pewnego dnia zapytała o nazwę potęgi, o której istnieniu wytworzyła sobie pojęcie we własnym umyśle. Dzięki "Herojom, czyli klechdom greckim o bohaterach" Kingsleya zaznajomiła się z pięknymi opowieściami o greckich bogach i boginiach. Musiała natknąć się w książkach na słowa: Bóg, niebo, dusza i wiele innych podobnych określeń. Nigdy nie pytała o znaczenie takich słów i nie robiła żadnych uwag, gdy na nie natrafiała. Aż do lutego 1889 roku nikt nie mówił jej nigdy o Bogu. W tym czasie ukochana krewna, gorliwa, praktykująca katoliczka, próbowała powiedzieć jej o Bogu, ale ponieważ nie użyła słów zrozumiałych dla dziecka, nie zrobiły one większego wrażenia. Gdy potem rozmawiałam z Heleną, oto co od niej usłyszałam: "Muszę ci powiedzieć coś bardzo śmiesznego. A. mówi, że Bóg zrobił mnie i wszystkich ludzi z piasku. Ale musiała żartować, przecież ja jestem zrobiona z ciała, krwi i kości, nieprawdaż? - Tu zbadała z widocznym zadowoleniem swoją rękę, zaśmiewając się serdecznie. Po chwili mówiła dalej: - A. mówi, że Bóg jest wszędzie i że cały jest miłością, ale ja nie uważam, żeby człowiek mógł być zrobiony z miłości. Miłość to jest tylko coś w naszych sercach. I A. powiedziała jeszcze coś 196 bardzo komicznego. Mówi, że On (to znaczy Bóg) jest moim drogim ojcem. Zmiałam się do rozpuku, bo wiem, że moim ojcem jest Artur Keller". Wytłumaczyłam jej, że nie może jeszcze zrozumieć tego, czego się dowiedziała, i przekonałam ją z łatwością, żeby lepiej nie mówiła o takich rzeczach, dopóki nie zmądrzeje. W swej lekturze spotkała się z wyrażeniem [ Pobierz całość w formacie PDF ] |