[ Pobierz całość w formacie PDF ]

go zderzenia. Kiedy więc po półgodzinie do Minca zajrzał jego sąsiad Korneliusz
Iwanowicz Udałow, zastał profesora pochłoniętego obliczeniami, do których słu-
żył starutki arytmometr  Feniks , któremu Minc ufał bardziej niż wszystkim kom-
puterom Ziemi.
 Już szesnasta dwadzieścia  powiedział Udałow.  Mieliśmy iść na wy-
stawę kwiatów w parku. Zapomniałeś, czy co?
 Ja niczego nie zapominam  odparł profesor.  Za trzy minuty zakończę
pracę nad nową teorią zderzenia ciał swobodnie latających i będę wolny, jako te
ciała.
 A po co tu kurier przychodził?  zapytał Udałow.  Od prezydenta, czy
jak?
Może komuś wydać się dziwnym spokój, z jakim mieszkańcy domu numer
16 odnosili się do światowej sławy profesora Minca. Nie było w tym fałszu ani
obłudy  Udałow na przykład, sam jest sławny ponad miarę, a i cały Wielki
Guslar zajmuje nie ostatnie miejsce w światowych serwisach informacyjnych.
 Otwórz kopertę  powiedział Minc.  Może to coś pilnego?
Udałow złamał pieczęć i wyjął kartkę papieru.
Wielce szanowny Lwie Christoforowiczu! - pisał prezydent do Minca.  Pro-
szę nie odmówić mi swej uczynności i odwiedzić mnie w środę, gdzieś tak około
czwartej. Przy okazji spożyjemy obiad, moja żona przygotuje swoje wspaniałe
200
sznycle z kartofelkami. Jeśli będzie się pan wybierał, proszę zabrać ze sobą Kor-
neliusza Iwanowicza. Wasz Prezydent.
 Trzeba by skoczyć  powiedział Minc, kiedy Udałow skończył czytać
list.  Nie odczepią się. . .
Prezydent nie był sam. W gabinecie siedziało kilku generałów lotnictwa i pa-
ru członków akademii. Udałow stracił kontenans. Fakt  trafiał w swoim życiu
w różne sytuacje, ale zawsze trochę się wstydził, w przeciwieństwie do Minca,
którego nic już nie dziwiło. Uścisnął rękę Prezydentowi, przywitał się z akademi-
kami i generałami.
Niektórzy z uczonych cieszyli się ze spotkania z Mincem, który dawno zniknął
im z oczu, a inni zazdrościli mu i nie ukrywali niechęci. W Rosji geniuszy rzadko
kiedy się kocha.
 Proszę siadać  powiedział Prezydent i sam usiadł u szczytu długiego
stołu.  Czeka nas poważna rozmowa. Musimy porozmawiać o dalszych, rozu-
miecie, badaniach kosmicznych.
W gabinecie zapanował cisza.
 Mamy, rozumiecie, problemy  kontynuował Prezydent.  Awarie, nie-
doróbki, coraz głośniejsza jest krytyka z zagranicy, niektórzy zaczynają wątpić,
rozumiecie, że jesteśmy wielkim mocarstwem.
Słowa te wywołały oburzenie wśród generałów i uczonych. Zaczęli otwarcie
okazywać swoje oburzenie, żeby Prezydent ich usłyszał. Ten uniósł rękę i powie-
dział:
 Nie podniecajcie się, słyszę wszystko, wszystko rozumiem, w tym waszą
dzisiejszą aktywność. I sądzę, że znajdziemy na wszystko sposób. Nie brakuje na
naszej ziemi talentów. Mamy kamienie w zanadrzu.
Prezydent dał znak referentom, a ci otworzyli natychmiast drzwi i wprowadzili
młodzieńca na oko piętnastoletniego  chudziutkiego, nieuczesanego, z kolczy-
kiem w uchu, w koszulce z wyblakłym nadrukiem, dżinsach i przybrudzonych
adidasach.
Niektórzy z obecnych nie kryli swego oburzenia z powodu młodzieży, której
tak wiele przecież brakuje.
 Poczekajcie  rozezlił się Prezydent.  Należy stawiać na młodzież, a nie
rzucać jej kłody pod nogi. To każdy umie. Chodz tu, Sierioża, opowiedz naszym
koryfeuszom co odkryłeś i wykryłeś, w czasie, kiedy oni po zagranicach się włó-
czyli.
Młodzian nie był tak nieśmiały, jak tego oczekiwał Korneliusz Iwanowicz.
Wyjął z tylnej kieszeni dżinsów jakieś liczydełko i zaczął naciskać guziki.
Hałas w gabinecie ucichł. Wszyscy czekali.
 Wyjaśnić jak doszedłem do odkrycia, czy tylko tak pokrótce?  zapytał
młodzian Prezydenta.
 Jeśli szczegółowo, to zrozumiemy?
201
 Obawiam się, że jeszcze nie  uśmiechnął się nieśmiało Sierioża.  W su-
mie, udało mi się za pomocą wyliczeń wykazać, że w naszej galaktyce istnieją
zamieszkałe planety. Niestety, znajdują się dość daleko. Ale znam dokładne ich
współrzędne i, jeśli ktoś chce, mogę pokazać obliczenia.
Wszyscy mieli ochotę się oburzyć, ale oświadczenie Sierioży było tak zaska-
kujące i bezczelne, że nikt nie znalazł odpowiednich słów oburzenia.
I nagle, jak na złość, wstał akademik Koczubej, czołowy astrofizyk i powie-
dział:
 Chłopiec pracował w moim kółku zainteresowań przy planetarium. Spraw-
dzałem jego obliczenia. Nie ma tam błędów.
I w tym momencie zaczęły się spory i nawet okrzyki! Jakby nie było Prezy-
denta w gabinecie. Takie to było sensacyjne odkrycie.
Pohałasowali, pokrzyczeli, potem Prezydent leciutko stuknął dłonią w blat,
stół drgnął, akademicy i generałowie przypomnieli sobie gdzie się znajdują.
 Chcę zauważyć  powiedział Prezydent  że informacja jest ściśle tajna,
Sierioża jest na razie odizolowany. . .
 O tym właśnie chciałbym porozmawiać  wtrącił się Sierioża.  No bo
ile można? Gdybym wiedział, to w życiu bym takiego odkrycia nie dokonywał.
 Ech, młodość, młodość  westchnął akademik Benewoleński.  Popra-
cowałbyś ze mną przy odkryciu bomby wodorowej, to byś się nie oburzał.
 Przy okazji  dodał generał-pułkownik z diaboliczną bródką  wszyscy
obecni muszą podpisać papiery o tajemnicy.
 Co się tak przed szereg pchasz!  przygasił nadgorliwca Prezydent.  To
się zdąży. A wiesz dlaczego? No właśnie  nie wiesz, skoro tak klapiesz oczami.
Bo do naszego brata w rozumie, to jeszcze trzeba dolecieć. A dolecieć się nie da.
Ile ci tam tych parseków wyszło?
 Sześć  odpowiedział młodzian.
 No właśnie, tak mówię  nie damy rady dolecieć. Ale musimy. Zebrałem
was, rozumiecie, żeby się naradzić.
Akademicy zaczęli przepytywać Sieriożę, chcąc go poniżyć w oczach Prezy-
denta, który to rozumiał i podśmiewał się z nich, generałowie też włączyli się do
przepytywania, ale  jak to oni  głupio pytali: na przykład o militarny potencjał
naszych braci w rozumie. A Udałow głęboko się zadumał.
Kto jak kto, ale on przecież dobrze wiedział, że w galaktyce aż wrze od ro-
zumnych cywilizacji; przylatują i do nas, Udałowa zabierali nawet na odległe glo-
by. Ale to jest tajemnicą w granicach Wielkiego Guslaru. Sierioża do swojego
odkrycia doszedł samodzielnie. Ale skoro tak, to niech ktoś mi wytłumaczy, my-
ślał Udałow, dlaczego Prezydent wezwał do Moskwy właśnie Minca z Udałowem
z Wielkiego Guslaru, a nie, powiedzmy, Pipkina z Rabinowiczem z Niżnieosień-
ska?
202
Narada trwała jeszcze półtorej godziny i nie doprowadziła do żadnego wyni-
ku. Nawet jeśli ktoś uwierzył chłopcu, to i tak nie mógł zaproponować wysłania
kosmicznej ekspedycji, by utrzeć nosa Amerykanom. Po prostu Rosja nie miał
takich możliwości.
Po dwóch godzinach Prezydent podziękował wszystkim uczestnikom. Kiedy
goście zaczęli się podnosić, powiedział do Minca: [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mons45.htw.pl
  • Wątki
    Powered by wordpress | Theme: simpletex | © (...) lepiej tracić niż nigdy nie spotkać.