[ Pobierz całość w formacie PDF ]
łańcuchów i potępieńcze jęki. - Ktoś przyszedł. - Biedny Nash. Nie miał okazji nacieszyć się swoimi pomysłami. Czy to Sebastian? Ana odwróciła głowę. - Aha. Razem z Mel krytykują hologramy. A teraz śmieją się z maszynki do puszczania dymu i nietoperzy. Sebastian energicznie wkroczył do pokoju. - Amatorzy! - A Lydia tak się przestraszyła, że krzyczała bez końca - opowiadała Jessie o zbudowanym w szkole nawiedzonym zamczysku. - A potem Frankie zjadł tak dużo ciastek, że aż zwymiotował. - To dopiero historia. - %7łeby zapobiec podobnym przygodom, Boone już wcześniej schował połowę słodyczy, które Jessie uzbierała do torby, odwiedzając w przebraniu sąsiadów. - Mój kostium był najładniejszy. - Kiedy wysiedli z samochodu przed domem Morgany, Jessie okręciła się na pięcie tak, że różowy materiał zawirował wokół jej drobnej figurki. Zadowolony z siebie, Boone przykucnął, żeby przypiąć jej skrzydła z aluminiowej folii. Przygotowanie kostiumu zajęło mu prawie dwa dni. Ale patrząc na córkę, uznał, że było warto. Jessie uderzyła go w ramię tekturową różdżką. - Teraz jesteś moim księciem z bajki. - A przedtem kim byłem? - Brzydką ropuchą. - Jessie zapiszczała, kiedy uszczypnął ją w czubek nosa. - Jak myślisz, co powie Ana? Czy pozna, że to ja? - Na pewno nie. Ja sam ciebie nie poznaję. - Po wspólnej naradzie zrezygnowali z maski i Boone pomalował jej policzki na różowo, usta na czerwono, a powieki na złoto. - Poznamy całą rodzinę - przypomniała mu Jessie, jakby potrafił o tym zapomnieć. Od tygodnia perspektywa tego spotkania napawała go lękiem. - A ja znowu zobaczę psa i kota Morgany. - Tak. - Boone próbował udawać, że pies go nie niepokoi. Wprawdzie Pan wyglądał jak prawdziwy wilk, ale podczas ostatniej wizyty był bardzo przyjazny i łagodny. - To będzie najlepsze przyjęcie na Halloween, jakie miałam. - Jessie wspięła się na palce i nacisnęła dzwonek. Zza drzwi rozległy się jęki i szczęk łańcucha. Drzwi otworzył starszawy, łysiejący jegomość o wesołych oczach. Spojrzał na Jessie i zahuczał: - Witaj w nawiedzonym zamczysku. Wejście na własne ryzyko. Jessie miała oczy wielkie jak spodki. - Naprawdę jest nawiedzony? - Wejdz... jeśli masz dość odwagi. Przykucnął i nagle wyciągnął z rękawa puszystego wypchanego królika. - Och! - Jessie, zachwycona, przytuliła go do policzka. - Czy pan jest magikiem? - Oczywiście, że tak. Jak wszyscy. - Ja jestem dobrą wróżką. - To ładnie. A to twój narzeczony? Mężczyzna podniósł oczy na Boone'a. - Nie - zachichotała Jessie. - To mój tatuś. A ja, tak naprawdę, jestem Jessie. - A ja, tak naprawdę, jestem Padrick. Padrick wyprostował się i choć oczy miał nadal pełne radości, Boone był pewny, że starannie go taksują. - A pan? - Nazywam się Sawyer. - Boone wyciągnął rękę. - Boone Sawyer. Jesteśmy sąsiadami Anastasii. - Powiadasz, sąsiadami? Ale to chyba nie wszystko. Wejdzcie, proszę. - Ujął Jessie za rękę. - Chodz, zobaczymy, co my tu dla ciebie mamy. - Duchy! - wykrzyknęła nagle Jessie. Zobacz tato, duchy! - Całkiem niezła robota jak na amatora - stwierdził Padrick. - A tak przy okazji, Ana właśnie zabrała Morganę i Nasha na górę. Dziś w nocy urodzą się nam bliznięta. Maureen, kwiatuszku, poznaj sąsiadów Any. Postawna amazonka w szkarłatnym turbanie wyłoniła się z kuchni i ruszyła w ich stronę. - Pewnie masz ochotę się napić, chłopcze - zwrócił się Padrick do Boone'a. - O, tak. - Boone głęboko odetchnął. Bardzo chętnie. Po dłuższym wahaniu Mel zapukała do drzwi Morgany, po czym wsunęła głowę; Nie potrafiła powiedzieć, czego się spodziewała - czy klinicznej i jej zdaniem przerażającej atmosfery właściwej porodówkom, czy mistycznej aury magicznego kręgu. Tymczasem żadne z jej przewidywań się nie spełniło. Morgana leżała na wielkim, wygodnym łóżku, otoczona kwiatami i świecami. W pokoju rozbrzmiewały dzwięki fletu i harfy. Była lekko zarumieniona, za to Nash był blady jak ściana, ale poza tym wszystko wyglądało zupełnie normalnie. - Wejdz, Mel - odezwała się Ana. -Ty powinnaś być tu ekspertem. W końcu to ty pomogłaś nam odebrać zrebaki kilka miesięcy temu. - Rzeczywiście, czuję się jak koń - mruknęła Morgana - ale nie powiem, żeby to porównanie mi pochlebiało. - Nie chcę wam przerywać i przeszkadzać... o rany. .. - szepnęła Mel, kiedy Morgana odrzuciła głowę. do tyłu i zaczęła sapać jak lokomotywa. - Dobrze już, dobrze. - Nash chwycił żonę za rękę i zerknął na stoper. - Zaraz będzie następny skurcz. Dobrze nam idzie. - Nam? - syknęła Morgana. - Chciałabym cię widzieć... - Oddychaj - rozległ się łagodny głos. Ana położyła jej na brzuchu kryształy, które zaczęły rozsiewać nieziemski blask. Mel zdumiała się, ale zaraz przypomniała sobie, że od dwóch miesięcy jest żoną czarnoksiężnika. - Wszystko w porządku, kochanie. - Nash przycisnął usta do dłoni Morgany, modląc się w duchu, żeby ból ustąpił. - Zaraz będzie po wszystkim. - Nie odchodz! - Kurczowo chwyciła go za rękę. - Nie odchodz! - Jestem przy tobie. Jesteś cudowna. - Zgodnie z instrukcją Any, zwilżonym ręcznikiem otarł żonie twarz. - Kocham cię, moja śliczna. - Nie masz wyjścia. - Morgana uśmiechnęła się z wysiłkiem i zrobiła głęboki, oczyszczający wydech, a potem zamknęła oczy. - Jak mi idzie, Ano? - Zwietnie. Jeszcze tylko kilka godzin. - Kilka godzin?! - przeraził się Nash. - To cudownie - dodał szybko z kwaśnym uśmiechem. Mel głośno chrząknęła. Ana spojrzała na nią. - Przepraszam. Mieliśmy tu trochę roboty. - Nic nie szkodzi. Chciałam tylko powiedzieć, że przyszedł Boone Borne Jessie. - Och! - Ana otarła czoło. - Zapomniałam. Już idę. Możesz powiedzieć ciotce Brynie, żeby przyszłana górę? - Jasne. Jak się czujesz, Morgano? Morgana uśmiechnęła się blado. - Doskonale. Może chcesz się zamienić? - Dziękuję, może innym razem. - Mel ruszyła dodrzwi. - Nie będę wam przeszkadzać. Nash spojrzał błagalnie na Anę. - Wrócisz niedługo, prawda? - Za minutkę. A ciotka Bryna także zna się na rzeczy. Poza tym przyda nam się trochę brandy. - Brandy? Przecież jej nie wolno pić! - Dla ciebie - powiedziała Ana, po czym wymknęła się z pokoju. Kiedy Ana zeszła na dół, zauważyła, że Jessie jest w centrum uwagi. Matka Any zanosiła się od śmiechu, słuchając opowieści dziewczynki o szkolnych obchodach Halloween. A ponieważ Jessie tuliła do siebie dwa pluszowe zwierzaki, Ana wywnioskowała, że jej ojciec zaczął już demonstrować swoje sztuczki. Miała tylko nadzieję, że ojciec był dyskretny. - Jak tam idzie na górze? - zapytała cicho Bryna, kiedy Ana weszła do salonu. - Zwietnie. Jeszcze przed północą zostaniesz babcią. - Niech cię Bóg błogosławi, Anastasio. Bryna pocałowała ją w policzek. - Powiem ci też, że podoba mi się ten twój młody człowiek. - On nie jest... - zaczęła Ana, ale Bryna już pospieszyła na górę. Przy kominku stał Boone, popijając jedną z nalewek jej ojca, i słuchał jak urzeczony jednej z historyjek wuja Douglasa. - No więc oczywiście przyjęliśmy go na noc, bo rozpętała się burza. A on rano wyleciał jak z procy, krzycząc coś o zjawach i duchach. Musiał być biedak stuknięty - mówił Douglas, pukając się w czoło ocienione rondem pomarańczowego kapelusza. - To bardzo smutna historia. - Może to dlatego, że biegałeś po zamku w starej zbroi - wtrącił się Matthew [ Pobierz całość w formacie PDF ] |