[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Godzinę spędzi tutaj, godzinę w rezydencji. A potem wymknie się do domu, chwila przy
telewizorze, i pójdzie spać.
- Dlaczego pan tu tak stoi sam jak palec? Tyler spojrzał krzywo na Maddy.
- Bo mi się tu nie podoba.
- Więc dlaczego pan tutaj przyszedł? Przecież jest pan dorosły. Może pan robić, co się
panu podoba.
- Och, możesz się na takim myśleniu srodze zawieść.
- Chyba pan się lubi złościć.
- Nie. Po prostu taki jestem. Wydęła usta.
- No dobra, mogę skosztować od pana wina? - Nie.
- W Europie dzieci uczy się smakować wino.
Powiedziała to tak wyniośle i prezentowała się tak komicznie w tylu warstwach
czerni, w tych koszmarnych butach, że Tyler omal się nie roześmiał.
- No, to jedz do Europy. Tutaj panuje przekonanie, że to sprowadza młodzież na
manowce.
- Byłam w Europie, ale bardzo słabo pamiętam ten pobyt. Chyba muszę wybrać się
tam znowu. Może pomieszkam trochę w Paryżu. Rozmawiałam z panem Delvecchio,
producentem wina. Twierdził, że wino to prawdziwy cud, ale przecież to tylko wynik reakcji
chemicznej, prawda?
- I jedno, i drugie. A jednocześnie coś więcej.
- Coś musi być. Mam zamiar zrobić eksperyment. I pomyślałam, że pan mógłby mi w
tym pomóc.
Tyler wytrzeszczy! oczy na tę piękną, fatalnie ubraną dziewczynę o jakże
dociekliwym umyśle.
- Ja? Dlaczego nie zwrócisz się do własnego ojca?
- Bo pan jest producentem wina. Mam zamiar włożyć po garści winogron do dwóch
naczyń i zrobić eksperyment. W jednym pozostawić je samym sobie, to będzie cud pana
Delvecchia. W drugim zastosować różne środki i techniki. Uruchomić reakcję chemiczną. I
wtedy się przekonamy, co lepiej działa.
- Nawet przy tej samej odmianie winogron wystąpią różnice między dwiema
próbkami.
- Dlaczego?
- Bo o tej porze roku winogrona mogą być tylko kupne. Mogą nie pochodzić z tej
samej winnicy. A jeśli nawet, będą się różniły. Zależnie od typu gleby, nawozu, nawodnienia.
Miejsca zebrania i sposobu zebrania. Nie da się zbadać gron na krzakach. Gdyby nawet
pozostawić je w obu naczyniach same sobie, moszcz w obu naczyniach też będzie się bardzo
różnił.
- Co to jest moszcz?
- Sok. - Wino z miski, pomyślał. Ciekawy pomysł. - Ale jeśli chcesz go skosztować,
musisz użyć drewnianych mis. Drewno nada moszczowi charakteru. Niewiele, ale jednak.
- A widzi pan? Reakcja chemiczna  powiedziała Maddy z uśmiechem. - Nauka, a
nie religia.
- Kotku. Wino to coś znacznie więcej.
I, niewiele myśląc, podsunął jej swój kieliszek. Wzięła do ust łyk, tylko zerknęła
kątem oka, czy tata nie patrzy. Kontrolnie przesunęła na języku, zanim przełknęła.
- Niezłe.
- Niezłe? - Wziął kieliszek z powrotem. - To markowe pinot noir. Tylko barbarzyńca
poprzestałby na określeniu  niezłe .
Uśmiechnęła się rozkosznie, bo wiedziała, że ma go już w garści.
- Pokaże mi pan kiedyś beczki i tłocznie?
- Pokażę.
- SOPHIA. Olśniewająca jak zawsze.
- Witaj, Jerry. Wesołych świąt. - Ucałowała go w oba policzki. Jak interesy?
- Le Coeur miało fenomenalny rok. I spodziewamy się kolejnego podobnego. Coś mi
się obiło o uszy, że planujecie rewelacyjną kampanię promocyjną.
- Coś za bardzo te ptaszyny ćwierkają. A mnie się obiło o uszy, że wypuszczacie na
rynek amerykański nową markę.
- Może ktoś będzie musiał wreszcie te ptaszyny odstrzelić. Widziałem w piśmie
 Vino zachwyty na temat waszego cabernetu rocznik osiemdziesiąty czwarty. No i aukcja
poszła dobrze. Przykro mi, że wystawiłaś mnie wtedy w Nowym Jorku.
- Naprawdę nie mogłam. Ale to spotkanie nie ucieknie nam.
- Liczę na to.
Był bardzo atrakcyjnym mężczyzną, przystojnym, niemal bez skazy. Szczypta siwizny
na skroniach dodawała mu tylko godności, nieznaczny dołek w brodzie - uroku.
%7ładne z nich nie zająknęło się o jej ojcu ani o zle strzeżonym sekrecie niewierności
żony Jerry'ego. Rozmawiali w lekkim, niemal flirciarskim, przyjacielskim tonie.
Rozumieli się wyśmienicie. Chociaż rywalizacja między winnicami Giambellich i Le
Coeur przybierała czasem morderczą wręcz postać. A Jeremy DeMorney potrafił sięgać do
najbardziej skrajnych metod. Imponował jej tą umiejętnością.
- Nawet skusiłabym się na obiad - powiedziała mu. - Z winem Giambelli - MacMillan.
Bo przecież chodzi nam o najlepszą markę, prawda?
- Okrutna z ciebie kobieta, Sophio.
- A z ciebie grozny mężczyzna, Jerry. Co u twoich dzieci?
- Dziękuję, świetnie. Ich matka wywiozła je szczęśliwie na ferie do St.Moritz.
- Pewno za nimi tęsknisz.
- Jasne.
Dostrzegła kątem oka jakiś ruch.
- Jerry - przeprosiła go - miło cię tu widzieć. Ale mam teraz pewną sprawę do [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mons45.htw.pl
  • Wątki
    Powered by wordpress | Theme: simpletex | © (...) lepiej tracić niż nigdy nie spotkać.