[ Pobierz całość w formacie PDF ]
doba się mąż twojej siostry i co będzie dalej z twoim ojcem. Chyba się nie spodziewałam, że tak się zaangażuję w wasze sprawy. - Nie musisz odchodzić - powiedział cicho. Oswobodziła rękę pod pretekstem, że chce usiąść wygod niej. - Wiem, że mogłabym zostać, dokąd dzieci będą mnie po- 125 trzebowały. - Musiała skłamać jeszcze raz. - Ale co z moimi planami? Z moimi marzeniami? - Na pewno istnieje jakiś sposób, żebyś mogła studiować, jednocześnie tu mieszkając. O tym nie pomyślała. Szybko pokręciła głową. - Nie mogłabym jednocześnie studiować i zajmować się dziećmi. One potrzebują więcej uwagi. Adam pochylił się, chwycił ją za ramiona i przyciągnął do siebie, tak że ich kolana się zetknęły. - Nie chcę, żebyś odchodziła. Potrzebuję cię. Czy to... Przycisnęła palce do jego ust. - Nic nie mów - wyszeptała. - Nie utrudniaj mi tego. Odsunął jej rękę i przyciągnął ją jeszcze bliżej. - Lauro... - W tym słowie zawarł prośbę i żądanie. Zsunęła się z kanapy i przyklękła przed nim na podłodze. Poddała się jego pocałunkowi, wiedząc, że tylko na tyle może sobie pozwolić. Objęła go i odchyliła głowę w tył. Wiedziała, że Adam próbuje ją ze sobą związać jeszcze bardziej, choćby tylko pożądaniem. Wsunął jej rękę pod sweter, a ona zaczęła drżeć. Nie podejrzewał nawet, jak bardzo chciała dać mu całą siebie. Nie mogła mu tego powiedzieć. Azy znów napłynęły jej do oczu. Spojrzał na nią i odgarnął jej włosy do tyłu. - Lauro, powiedz mi, że nie odejdziesz. Powiedz, że zo staniesz. Proszę cię o to. Spojrzała mu smutno w oczy. - Przepraszam - wyszeptała. Drgnął, jakby ktoś wymierzył mu policzek. Jego oddech stał się urywany i ciężki. Gwałtownie wypuścił ją z objęć i od wrócił twarz. Laura pochyliła głowę i wstała. Siłą woli po wstrzymywała się, by mu nie powiedzieć, jak bardzo chce zo- 126 stać, jak mocno pokochała jego i dzieci. Tylko strach o ich bezpieczeństwo sprawiał, że chciała stąd odejść. Ruszyła do drzwi. - Mam nadzieję, że jutro nie oskarżysz mnie o niemoralne zamiary - powiedział uszczypliwie. Laura zatrzymała się i spojrzała na niego. - Nie, nie będzie żadnych oskarżeń ani udawania, że nie chciałam się z tobą całować. Nie tym razem. Zerwał się na równe nogi i podszedł do niej. - A dlaczego wtedy to zrobiłaś? Dlaczego udawałaś, nawet przed samą sobą, że tego nie chcesz? Uśmiechnęła się ironicznie. - %7ładna kobieta nie lubi wychodzić na idiotkę. - To, że mnie pragniesz, miałoby robić z ciebie idiotkę? Potrząsnęła głową, połykając łzy. - Nic z tego nie będzie. Muszę odejść. Tylko idiotka chcia łaby jeszcze bardziej skomplikować i tak trudną sytuację. Przygładził ręką włosy. - Jutro zadzwonię do agencji - powiedział szorstko. Uniosła głowę i wyprostowała się sztywno. - Dobrze. Dziękuję ci. - Odeszła, starając się nie przyspie szać kroku. Azy płynęły jej po twarzy. - Adamie, masz gościa. Pani Wilton. Powiedziała to miłym, pozbawionym emocji głosem. Tro chę go to zirytowało, ale kiedy podniósł wzrok, zobaczył na twarzy Laury skurcz bólu. Szybko nad nim zapanowała, ale w nim obudziła się nadzieja. Specjalnie umówił się na rozmowę z kandydatką na opiekunkę tak, by Laura była jej świadkiem. Chciał się przekonać, jak zareaguje. Teraz już wiedział. Bez 127 względu na to, co mówiła, nie chce odejść. Dlaczego więc tak się upiera? Wstał i przywitał się z drobną kobietą o niemal dziecięcej sylwetce. Uścisnął serdecznie jej dłoń i przyjrzał się bliżej. Musiała mieć około trzydziestu lat. - Witam panią. Jestem Adam Fortune. Proszę usiąść. - Ma ła kobietka energicznie skinęła głową i usiadła na kanapie. Laura chciała odejść, ale zatrzymał ją. - Zostań, Lauro. Po nieważ pani Wilton być może zajmie twoje miejsce, pewnie zechce ci zadać parę pytań. Przerażenie Laury było wyraznie widoczne, ale dziewczyna dzielnie stawiła mu czoło. - Chętnie pomogę, jeśli tylko będę mogła - odrzekła nieco drżącym głosem. Pani Wilton nie zwróciła na to uwagi. Zdjęła rękawiczki i starannie złożyła je na kolanach. - Mam jedno pytanie, jeśli można - zaczęła oficjalnie. - Proszę bardzo - odparła Laura. Kobieta zerknęła na Adama, jakby krępowała ją jego obe cność, chociaż widać było, że wcale nie jest zdenerwowana. - Zastanawiam się, dlaczego pani odchodzi. Laura otworzyła usta, ale zaraz je zamknęła i spuściła gło wę. Nie mogła dłużej udawać obojętności. Adamowi ścisnęło się serce. Skoro Laura tak bardzo nie chce odejść, to dlaczego ciągnie tę farsę? Teraz jednak nie miał czasu się nad tym za stanawiać. Musi ratować ją z opresji, w jaką wpędził Laurę jej własny upór. Zwrócił się do pani Wilton i wyjaśnił: - Panna Beaumont podjęła tę pracę tylko tymczasowo. Za pewniam, że jej odejście nie jest spowodowane niezadowole niem którejś ze stron. Było planowane już od dawna. [ Pobierz całość w formacie PDF ] |