[ Pobierz całość w formacie PDF ]
się, co się stało. Spojrzałam na ulicę i coś ścisnęło mnie w gardle parasolka była całkiem zmiażdżona... Matko! wyrwało mi się i spojrzałam na Maksa, który nadal mnie trzymał w ramionach. Zaczerwieniłam się. Uświadomiłam sobie, że wygląda to, jakbyśmy się do siebie przytulali. Nie zauważyłam go dodałam, czując, że muszę się jakoś wytłumaczyć. Nie miał włączonych świateł mruknął Max, puścił mnie zakłopotany i ruszył przez ulicę. Jechał nieprzepisowo. Szybko pobiegłam za nim, czujnie się rozglądając na boki. Dziękuję powiedziałam, chwytając go za ramię. Jakbyś mnie nie złapał, to on by mnie potrącił! Nie ma sprawy mruknął i spojrzał jeszcze bardziej zakłopotany na swoje ramię, które kurczowo ściskałam. Nie ma sprawy ? Ten człowiek właśnie uratował mi życie! Kurczę! Mam wobec niego dług nie do spłacenia. Puściłam jego rękę, co go wyraznie ucieszyło, ale nadal czułam, że muszę coś jeszcze powiedzieć. Jak ty go zauważyłeś? Ja niczego nie widziałam. W odpowiedzi tylko wzruszył ramionami. O rany, mogłam zostać przejechana! To straszne! W takich momentach człowiek zaczyna sobie zdawać sprawę, jakie jego życie jest kruche. I pomyśleć, że moje mogło się tak nagle skończyć!!! Przecież ja naprawdę nie widziałam tego samochodu! Gdyby nie Max... Bibliotekarka prawie dostała zawału na nasz widok, kiedy ociekający wodą weszliśmy do jej schludnej i suchej biblioteki. Pozwoliła nam jednak zostać i nawet dała za darmo papier podaniowy, bylebyśmy tylko szybko się wynieśli. To było miłe z jej strony, zwłaszcza że swojego nie wzięliśmy. Nawet sprawnie się uwinęliśmy. Max mi dyktował, a ja notowałam. Ciekawe, czy nauczyciel mnie odczyta? No bo ja mam dysleksję, dysgrafię, dysortografię i te wszystkie inne tałatajstwa, które sprawiają, że człowiek ma brzydkie pismo. Zaproponowałam, żeby to Max pisał, ale się okazało, że bazgrze jeszcze gorzej ode mnie. Coś takiego... Ponieważ, co wydawało się niemożliwe, pogoda wciąż się pogarszała, Max odwiózł mnie pod sam dom. Nie wiem, jak bym wróciła rowerem. Chyba musiałabym gdzieś przeczekać. Na początku jechaliśmy w milczeniu, ale nie mogłam tego długo znieść. Ja po prostu lubię, kiedy wokół mnie jest chociaż trochę hałasu. Jeszcze raz dziękuję powiedziałam, patrząc na jego profil (ma zgrabny nos, naprawdę). Nie ma za co mruknął zmieszany. Jakim cudem go zobaczyłeś? drążyłam dalej. W odpowiedzi mruknął coś niezrozumiałego. Uparcie wpatrywał się w szosę przed nami, nawet na mnie nie zerknął. Chociaż akurat przy tej pogodzie lepiej, że tego nie zrobił. Jak go zauważyłeś? powtórzyłam jeszcze raz. Usłyszałem mruknął wymijająco i z niechęcią. Przecież przez ten deszcz i pioruny nic nie słychać stwierdziłam i wsłuchałam się w otaczające mnie dzwięki. Istna kakofonia. Mam wyćwiczony słuch mruknął jeszcze ciszej. Jak? Tak, wiem, że może przesadzam z tymi pytaniami, ale mógłby się w końcu otworzyć i cokolwiek o sobie powiedzieć. Czasem gram z kolegami powiedział tak cicho, że ledwo go usłyszałam. Naprawdę? zainteresowałam się. Masz zespół? No, nareszcie jakiś przełom! Nie, po prostu gram ze znajomymi. To zespół rockowy? Tak, wiem, że to pytanie jest po prostu idiotyczne, ale mi się wymknęło. No bo w jakim niby zespole mógłby grać metal? To nie jest zespół mruknął pod nosem. On mnie dobija... Ale i tak zaczynam go lubić. Jest jakiś taki dziwny, ale fajny na swój sposób. I taki tajemniczy. W każdym razie już więcej nie rozmawialiśmy. Dałam mu spokój i też wpatrzyłam się w monotonny i szary krajobraz za oknem. Zanim wysiadłam z samochodu, jeszcze raz mu podziękowałam. Znowu się zmieszał, ale musiałam to zrobić. Gdyby nie on, nie wiem, co by ze mną było. W następnym tygodniu oddaliśmy esej (cztery kartki mojej weny twórczej), a potem, na kolejnej lekcji, nauczyciel czytał na głos nasze oceny: Bardzo spodobała mi się praca Margo Cook i Maksa Stones powiedział. Szczególnie ciekawe były ich odczucia w związku z wyglądem cmentarzy w naszym mieście i propozycja, żeby je odrestaurować. Tak, to była bardzo ciekawa praca. Uważam, że ten esej powinien zostać wysłany do urzędu miasta i tak też zrobię. Gratuluje dzieciaki, wspaniała praca. Obydwoje dostajecie najwyższe oceny. Natomiast, co do pracy... No proszę. Nasza praca była najlepsza? Po takiej przemowie wybaczę mu nawet te dzieciaki . Ha! Spojrzałam wymownie na Maksa i uśmiechnęłam się z satysfakcją. A nie mówiłam? Przyznaję ci rację i cofam wszystko, co wcześniej powiedziałem mruknął i też się uśmiechnął. Mimo że w pewnym sensie się z Maksem zaprzyjazniliśmy (no i, jakkolwiek by na to patrzeć, uratował mi życie), wcale nie stał się bardziej rozmowny. Tych parę zdań, które rzucił w czasie naszej wspólnej pracy i jego dzisiejsza wypowiedz to nieliczne wyjątki. Raczej ze sobą nie rozmawiamy. Najwyżej rzucamy do siebie: cześć na szkolnym korytarzu. Czasem do niego zagaduję, ale przeważnie mi nie odpowiada. W ogóle trudno go złapać na przerwie. Ciągle gdzieś znika ze swoimi kumplami. Ale cóż, może kiedyś znowu pogadamy... To głupie, ale zauważyłam, że zaczynam zachowywać się jak Ivette. No, ale fajnie byłoby mieć chłopaka. Móc z nim pogadać, przytulić się do niego. Poza tym... ja jeszcze nigdy się nie całowałam. Chciałabym się dowiedzieć, jak to jest. Czy to zle? Jak na razie, to tylko Peter zauważa moją obecność. Inni (oczywiście poza Ivette) ciągle mnie w irytujący sposób ignorują. To wkurzające. Czuję się jak taki ludzki cień. Jestem, ale mnie nie ma. 4. Cud. Prawdziwy cud. [ Pobierz całość w formacie PDF ] |