[ Pobierz całość w formacie PDF ]
tutaj rzadko się zapuszczali. - Dzień dobry. Dużo ścinasz. - Obcy pozdrowił go uniesieniem dłoni. Sposób mówienia znamionował osobę kształconą. - Tak trzeba. - Hermod skinął głową. - Aatwiej tu dojść teraz niż gdy leży śnieg. - Oczywiście. - Obcy rozejrzał się po po południowej stronie lasu i po stromym zboczu ponad nimi. Siedział wyprostowany w siodle i nie czynił znaku, by miał zsiąść. - Usłyszałem uderzenia siekiery i pojechałem za ich odgłosem - wytłumaczył. - Pomyślałem sobie, że dowiem się czegoś o wsi. - Aha. - Hermod spojrzał z ukosa na jezdzca. - Macie może znajomych we wsi? - Nie, ale często przejeżdżałem przez Hemsedal przez ostatnie lata drogą do Vestlandet. W górach spotkałem wielu miłych ludzi na letnich pastwiskach i słyszałem wiele opowieści o polowaniach. - Jego błyszczące buty odbijały światło słońca na wyścigi z srebrnym łańcuszkiem od zegarka. Koszula miała haftowane mankiety. Musi być bogaty, pomyślał Hermod. - Więc polujecie? - Tak, i zastanawiam się, jak tu ze zwierzyną w dolinie? Nie zmniejszyła się jej ilość? - Nie, nie... - Hermod zawahał się. Panowała niepisana zasada, że nie mówi się głośno o połowach ryb ani polowaniu, a już na pewno nie obcemu. - Mamy tyle zwierzyny, ile nam potrzeba. - To dobrze. - Obcy pokiwał głową. - Bardzo dobrze. A może wolelibyście upolować więcej sztuk niż się udaje? - Nie, nie sądzę. - Hermod wolał nie chwalić się nieznajomemu terenami łowieckimi i stadami reniferów, póki nie wiedział, o co mu chodzi. - A może byłoby możliwe wynajęcie terenów do polowania tu w okolicy? - Obcy uniósł brwi i spojrzał Hermodowi prosto w oczy. - Komuś, kto dobrze zapłaci? - Cóż, można to rozważyć. - Hermod nagle ujrzał przed sobą rozwiązanie problemów finansowych. - O jaką zwierzynę wam chodzi? - Głównie o renifery. Mięso renifera uchodzi za przysmak z gór. Przysmak. Hermod uśmiechnął się zażenowany. Dla ludzi z miasta był to pewnie przysmak. Nie wszyscy we wsi mieli szczęście mieć zapas mięsa renifera w spiżarni zimą. - Nie znam zbyt wielu, którzy chętnie widzieliby obcego polującego na ich terenie - mruknął Hermod. - Ale ja mam własny teren... - Który należy do tamtego gospodarstwa? - Jezdziec wyciągnął szyję, spoglądając w kierunku dachów ledwo widocznych zza zagajnika. - Tak. Zwykle polujemy trochę każdej jesieni. - Hermod spojrzał badawczo na mężczyznę, zastanawiając się, ile byłby w stanie zapłacić. - Chcecie polować w pojedynkę? - Tak, to dla własnej przyjemności i korzyści. Ale gdyby znalazł się ktoś obeznany z terenem, kto mógłby ze mną pójść, byłbym bardzo zadowolony. - Teraz muszę wracać do wyrębu - oznajmił Hermod, drapiąc się w zarośnięty podbródek. Nie mógł tak od razu oferować obcemu terenu łowieckiego. - Ale gdybyście zajechali do mnie wieczorem, możemy porozmawiać. Nadal tu będziecie wieczorem? - Tak, mój powóz jest w naprawie u kowala i muszę zaczekać do jutra z dalszą podróżą. Nocuję u nauczyciela i mam czas. - Obcy ukłonił się lekko i uznał, że czas się przedstawić. - Nazywam się Konrad Toft i jestem z Christianii. Chętnie przyjadę wieczorem, by porozmawiać. - To jesteśmy umówieni. - Hermod strzepnął lejcami i skinął głową, odwracając się w stronę lasu. Niezwykłe, że ten obcy pojawił się dokładnie w momencie, gdy on myślał o pieniądzach. Może to przeznaczenie? A może temu miastowemu chodzi o coś jeszcze... Hermod pozwolił, by koń szedł własnym tempem, a sam zastanawiał się nad nowymi możliwościami. Jeśli dobrze pokieruje sprawą i zrobi odpowiednie wrażenie, możliwe, że obcy zgodzi się przenocować u niego. Może nawet... da się namówić na kupno gospodarstwa? - Miałeś jakieś trudności? - Jostein zerknął na ojca, odciągając kłodę na bok. Długo go nie było. - Nie, ale spotkałem miastowego, który chce polować na renifery. - W środku lata? - Jesienią. Jeśli dobrze zapłaci, może sobie pochodzić po górach, nie uważasz? - Cóż. Zależy, ile sztuk ubije - wahał się Jostein. Słyszał, jak inni chłopi rozważali pomysł dopuszczenia na swoje tereny miastowych ze strzelbami. Najwyrazniej mogli dobrze zapłacić. [ Pobierz całość w formacie PDF ] |