[ Pobierz całość w formacie PDF ]
należała się kara, że same na nią zasłużyły. Popierają się nawzajem... żaden z nich nie chce upomnieć się o prawa kobiet do normalnego traktowania. - Nie wszyscy jesteśmy tacy. - Wiem, że ty taki nie jesteś - odparła wznosząc ku niemu zielone oczy. - Wiem, że nigdy nie skrzywdziłbyś nikogo bezbronnego czy słabszego od ciebie. 81 DIANA PALMER Matt roześmiał się bez cienia wesołości. - Zdaje ci się, że znasz mnie tak dobrze? - Wiem, że istnieje taki fragment twojej duszy, do którego nikt nie ma dostępu, nawet ja. Wiem jednak, że nigdy nie zaatakowałbyś człowieka, który nie miałby jak się przed tobą bronić. - Matt patrzył gdzieś daleko przed siebie nie widzącym wzrokiem. Tess położyła mu dłoń na ramieniu i dodała łagodnie: - Dawniej nie byłeś taki skryty.,, łatwiej się z tobą rozmawiało. - Dawniej byłaś tylko dzieckiem. - Nie rozumiem. Odwrócił się do niej: - Dlaczego odmówiłaś ręki temu kawalerzyście w Montanie? - Bo to był rzeznik! Zwierzę bez krztyny moralności czy honoru! - wykrzyknęła z oburzeniem. - Masz już dwadzieścia sześć lat! - nalegał. - Twój ojciec nieraz mi powtarzał, że zupełnie nie interesujesz się mężczyznami... że nie chodzisz nawet na tańce do miasteczka. Dlaczego? Zacisnęła dłonie na miękkiej torebce. - Bo większość mężczyzn mnie irytuje. Uważam, że są naiwni i głupi. - To żadna odpowiedz. Jakoś udało się jej odwrócić wzrok od jego czarnych oczu; serce waliło jej jak szalone, chciała poderwać się z ławki i uciec, ile sił w nogach. Była to tak zaskakująca reakcja - wszak nigdy w życiu przed niczym nie uciekała - że śmiertelnie się prze straszyła. Matt położył ramię na oparciu ławki i nachylił się ku dziew czynie, by dokładnie widzieć jej twarz pod szerokim rondem kapelusza. - Czy to z mojego powodu nigdy nie wyszłaś za mąż? Przez kilka sekund Tess nie potrafiła myśleć o niczym innym niż ciepło jego oddechu, które czuła na skroni. Potulne zachowanie dziewczyny zdradziło Mattowi jej myśli, 82 I BEZDOMNA bo Tess nigdy nie bywała potulna; była dzika, nieposkromiona i zawsze mówiła to, co myśli. To, co zobaczył, zaskoczyło go. Delikatnie dotknął jej podbródka i uniósł jej twarz ku sobie. Przeciągnął palcem po jej pełnej dolnej wardze, na co Tess zareagowała nagłym drżeniem. Widząc to, Matt omal nie stracił panowania nad sobą. I w tej właśnie chwili - choć nie padło ani jedno słowo - wszystko stało się jasne: jej brak zainteresowania adoratorami, nagły przyjazd do Chicago... Tess odwróciła wzrok. Matt opuścił dłoń na ławkę i z westchnieniem spojrzał gdzieś w dal. Zdawało się, że jest myślami bardzo daleko. Był za skoczony, oszołomiony... Nie śmiał wierzyć w to, co wyczytał w jej ślicznych zielonych oczach. Tess przyglądała mu się przez chwilę, po czym wstała, jakby nic się nie stało. - Muszę wracać do domu - powiedziała sztywno. - Jestem jeszcze osłabiona po chorobie... - Jak sobie życzysz. Nie wziął jej pod ramię; w milczeniu szedł obok dziewczyny pogrążony we własnych myślach. Otworzył przed nią furtkę, lecz sam pozostał na chodniku. - Przez najbliższe kilka dni rzadko będę w domu... mam pilną sprawę do rozpracowania. Obiecaj, że nie będziesz przesiadywać w szpitalu dłużej, niż to absolutnie konieczne - rzekł, udając, że nic między nimi nie zaszło. - Po pracy wracaj do domu wynajętym powozem... i za każdym razem upewnij się, że na kozle siedzi Mike Kennedy... nikt inny. Rozumiesz? - Tess skinęła głową. - Nie powinnaś sama chodzić po ulicy, to niebezpieczne - dodał poważnie. - Nie udawaj, że cokolwiek cię obchodzę! Nawet byś okiem nie mrugnął, gdybym pewnego razu skończyła w rynsztoku z nożem w plecach! - wykrzyknęła nagle wybuchając złością. Jego obojętność bardzo ją zraniła. - I będę zostawać w szpitalu, jak długo zechcę! Nie masz prawa mi rozkazywać! Możesz... 83 DIANA PALMER możesz... Och! - Omal się nie rozpłakała z nadmiaru targających nią emocji. Nie oglądając się za siebie weszła po schodkach do domu i zatrzasnęła za sobą drzwi. Nie potrafiła spojrzeć mu w oczy po tyra, jak ją upokorzył. Wiedziała, że Matt jej nie kocha. Przez wiele lat ich wspólnej znajomości dostatecznie często powtarzał, co sądzi o białych kobietach, a o tym, co sądzi o mieszanych małżeństwach, wiedzieli nawet nieznajomi. Tess doskonale wie działa, że zbudowała sobie zamek z piasku i że niedługo przyjdzie przypływ, który zniszczy jej budowlę. Uśmiechnęła się uprzejmie do pani Mulhaney i pospieszyła na górę, zanim gospodyni zdążyła jej zadać jakiekolwiek pytanie. Coraz gorzej czuła się w tym domu; postanowiła, że już niedługo wyprowadzi się gdzie indziej... jak najdalej od Matta i jego staroświeckiej gospodyni. Co prawda, zanim zdecyduje się gdzieś wynająć pokój, będzie musiała dwa razy się zastanowić, bo tego typu domy zazwyczaj nie miały najlepszej opinii. Tylko tego brakowało, by skończyła jako biała niewolnica! Ale może któraś z pielęgniarek w szpitalu, ałbo któraś z jej znajomych sufrażystek, zna jakieś przyjemne lokum? Nagle zawalił się cały jej świat. Matt wiedział już, co ona do niego czuje... a jednak ani słowem tego nie skomentował. Zignorował jej uczucie tylko dlatego, że jest biała. Nie! Nie da się tak łatwo poniżyć! Lepiej żyć ze złamanym sercem, niż czekać na okruszki sympatii ze strony tego drania o zimnym sercu! W poniedziałek Tess poszła do pracy po raz pierwszy od paru tygodni; pomimo że od czasu do czasu w ramieniu kłuło ją lub ciągnęło, czuła się wyśmienicie i cieszyła z powrotu do szpitala. Nic tak nie pomaga na złamane serce jak ciężka praca fizyczna. Młody baseballista, któremu amputowano nogę, Marsh Bailey, powitał ją z radością. 84 BEZDOMNA - Strasznie za tobą tęskniłem - powiedział, gdy rano przy stanęła obok jego łóżka. - Te wszystkie stare pielęgniarki nie mają za grosz współczucia. Bo przez wiele lat oglądały nieszczęścia bliznich i już się na nie uodporniły, pomyślała Tess. Gdyby tego nie zrobiły, pewnie postradałyby zmysły. Niestety, gwałtowna sympatia młodego pana Baileya niepokoiła dziewczynę; Marsh okazywał jej wiele [ Pobierz całość w formacie PDF ] |