[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Znów cię potargałem - powiedział cicho. - W łazience jest szczotka. Puścił ją i skończył się ubierać. Nie zamierzał się rzucać na Sarinę, nie ściągnął jej do siebie podstępem. Po prostu tak wyszło. Drogę do pracy odbyli w milczeniu; rozstali się tuż za drzwiami. Ona poszła w prawo, a on w lewo. Skołowany, wszedł do sali konferencyjnej, nie dostrzegając rozbawionej miny Huntera. ROZDZIAŁ SZÓSTY Przysłuchiwał się dyskusji przy stole, cały czas czując się oszołomiony. Trudno było mu skupić się na bieżących sprawach, bo myślami powracał do Sariny - do jej miękkich warg, jedwabistej skóry. - ... w samochodzie Vance'a. A gdzie umieściłeś urządzenie odbiorcze? - powtórzył Alexan - der Cobb. Nagle Colby zorientował się, że pytanie jest skierowane do niego. - U siebie w gabinecie - odparł szybko. - Możesz przynieść taśmę? - Oczywiście. - Jeszcze jedno - dodał Hunter. - Cy Parks zauważył wzmożoną aktywność niedaleko swo- jego rancza, tam gdzie kiedyś był zakład pszczelarski, w którym później Lopez urządził centrum dystrybucji... Cobb zmrużył oczy. - Dobrze by było, gdyby któryś z nas wybrał się do Jacobsville i rozejrzał po okolicy. - Ja pojadę - zaproponował Colby. - W najbliższą sobotę. - Dobra. Im szybciej, tym lepiej. - Swoją drogą, gratulacje - powiedział Hunter do Alexandra Cobba. - Z jakiej okazji? - zdziwił się Colby. - W ten weekend starszy agent Cobb poślubił pannę Jodie Clayburn - Hunter poinfor- mował siedzących przy stole uczestników narady. - O ile sobie przypominam - Cobb zmarszczył z namysłem czoło - nikomu o tym nie mówiłem. - Byłem szpiegiem - oznajmił Hunter. - Wszystko wiem. Cobb wybuchnął śmiechem. Wróciwszy do swojego gabinetu, Colby zadzwonił do Cyrusa Parksa, by sprawdzić, czy ten nie ma nic przeciwko temu, by w sobotę odwiedziły go trzy osoby. W porze lunchu Colby zajrzał do gabinetu Sariny. - W weekend chcę odwiedzić przyjaciela, który mieszka w Jacobsville. Ma spore ranczo. Może byście się wybrały ze mną? Bernardette kocha konie. Moglibyśmy sobie pojeździć... Spojrzenie ją zdradzało; widać było, że wciąż myśli o tym, co zaszło dziś rano. - Chętnie - odparła. - Kiedy? W sobotę? - Tak. Ruszylibyśmy zaraz po śniadaniu. - Dobrze. Stal oparty ramieniem o drzwi, nie mogąc oderwać od niej oczu. ■ - Coś jeszcze? - spytała, czerwieniąc się. Potrząsnął głową. - Nie. Chociaż... do twarzy ci w tym kolorze - dodał cicho. - Ale wolę, jak masz rozpuszczone włosy. Serce zabiło jej mocniej. Na twarzy Colby'ego malowało się pożądanie. Czas się cofnął. Znów była młodą, niewinną dziewczyną. - Sarino, zjedzmy razem lunch. - Ja nie... - Przełknęła ślinę. - To znaczy... Nagle do pokoju wkroczył Rodrigo. - Gotowa? - spytał z uśmiechem. Oczy Colby'ego zabłysły złością. - Jak to jest, że zawsze zjawiasz się w najbardziej nieodpowiednim momencie? Latynos zmierzył go zimnym spojrzeniem. - Nic masz nic do roboty, Lane? - Właśnie zaprosiłem Sarinę na lunch. Rodrigo wyszczerzył zęby. - Przykro mi, byłem pierwszy. Ujął kobietę za rękę. Zdziwił się, że jest taka zimna. - Przepraszam, Colby... - wtrąciła cicho Sarina, która stała pomiędzy dwoma wrogo do siebie nastawionymi mężczyznami. - Obiecałam wcześniej Rodrigowi. Colby zacisnął usta. Uświadomił sobie, że targa nim nieprzyjemna zazdrość. Z trudem nad sobą panował. - W porządku - syknął. - Innym razem. Odwrócił się na pięcie i wyszedł. Sanna popatrzyła na Rodriga z pretensją w oczach. - O co chodzi? - spytał zaskoczony. - Po tym, jak potraktował Bernardette, chciałaś się z nim umówić? - Uratował nas dziś od powodzi, a potem odwiózł małą do szkoły. Rodrigo zmrużył oczy. - Facet za bardzo lubi alkohol. - Lubił. Teraz nie pije. - Czy ty cokolwiek o nim wiesz? - Rodrigo nie dawał za wygraną. - Na przykład, że był... - Szpiegiem? - przerwała mu. - Owszem, wiem. Zawahał się. - On coś ukrywa. Warto go sprawdzić. Przyjrzała mu się z rozbawieniem. - Masz coś przeciwko niemu? - Niby nie... - Posłuchaj, są różni ludzie, różne charaktery... - Chyba się nie zadurzyłaś, co? - spytał z zatroskaną miną. - Przecież to całkiem obcy facet. - Nie taki obcy. - Westchnęła. - Był moim mężem. Rodrigo oniemiał z wrażenia. - To było dawno temu - wyjaśniła. - Małżeństwo zostało unieważnione. - Na moment zamilkła. - Colby ochraniał mojego ojca... A dokładnie, to ile lat temu się pobraliście? Sarina spojrzała na zegarek. Chodźmy. Bo nie zdążymy zjeść lunchu. Unikasz odpowiedzi. - Masz rację. - Uśmiechnęła się. - Jesteś bardzo spostrzegawczy. No chodźmy, zanim zadzwoni telefon i ktoś na gwałt będzie czegoś potrzebował. Wyszedł za nią na korytarz. W jego duszy zrodziły się podejrzenia, które zamierzał wyjaśnić. W sobotni ranek Colby pomógł Bernardette wgramolić się na tylne siedzenie terenówki i zapiąć pasy. Dziewczynka miała na sobie buty za kostkę, stare dżinsy i koszulę w czerwoną kratę. Oczy lśniły jej z przejęcia. - Uwielbiam jazdę konno! Fajnie, że nas zabierasz - pytlowała. - Czy to duże ranczo? - Duże, duże - odparł ze śmiechem Colby. Dawno nie czuł się tak zrelaksowany. - Mój przyjaciel hoduje nie tylko konie, ale i krowy. Na pewno ci się tam spodoba. Otworzył drzwi od strony pasażera. Sarina ubrana była podobnie jak jej córka - w wysokie buty, obcisłe dżinsy i cienką dżinsową koszulę, którą zdobiły haftowane różyczki. Włosy miała zaplecione w pojedynczy warkocz. Wyglądała ślicznie, zgrabnie i kobieco. Colby zajął miejsce kierowcy, zapiął pasy. - Też jeździsz konno? Skinęła głową. - Tak, Rodrigo mnie nauczył. Przekręcił kluczyk w stacyjce i włączył się w ruch. Wyraźnie [ Pobierz całość w formacie PDF ] |