[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zostać z nim na stałe, pomyślała z gorzkim uśmiechem. Gdyby to zrobiła, najpewniej po-
zbyłby się jej ze swojego życia natychmiast i na zawsze.
A może porzuciłby ją dopiero wtedy, gdyby się nią znudził.
Nie, pomyślała znużona bezowocnymi rozważaniami. Czuła, że Kain, pomimo ca-
łej bezwzględności, nie wykorzystywałby jej tak jak Derek Frensham. Pragnął jej, ale nie
pozostawił jej cienia wątpliwości co do tego, jak miałby wyglądać ich związek. Sable
załkała i ukryła rozpaloną twarz w poduszce.
Związek bez miłości zabiłby ją. Po chybionej relacji z Derekiem bardzo długo
trwało, zanim odzyskała szacunek dla siebie samej. A jej uczucie dla Kaina było dużo
intensywniejsze, wręcz wszechogarniające.
Pomyślała o ucieczce, ale szybko porzuciła tę myśl. Niełatwo byłoby zniknąć w
Nowej Zelandii i Kain na pewno odnalazłby ją bez trudu.
Nie, zamiast snuć jałowe rozmyślania, musi po prostu stawić czoło sytuacji, w ja-
kiej się znalazła. Na razie wstanie i wezmie prysznic.
Włożyła ulubioną sukienkę na ramiączkach i obróciła się przed lustrem w luksu-
sowej łazience. Wargi miała dziś pełniejsze, sprawiające wrażenie bardziej zmysłowych.
Nałożyła szminkę i ruszyła na spotkanie Kaina.
Dom wydawał się cichy i pusty, na dole pozdrowiła ją tylko gospodyni.
- Kain jest na konnej przejażdżce - powiedziała Helen Dawson, mierząc ją przeni-
kliwym spojrzeniem. - Wkrótce wróci, ale śniadanie jest już gotowe.
- Zazwyczaj nie sypiam tak długo - tłumaczyła się Sable, zarumieniona i zła na sie-
bie.
R
L
T
Całkiem niepotrzebnie tak się wszystkim przejmuję - pomyślała.
- To normalne, po tak ciężkiej pracy trzeba się porządnie wyspać. Taki piękny dziś
dzień, może podam śniadanie na werandzie?
- Wspaniały pomysł, dziękuję.
Usiadła przy stole osłoniętym od słońca baldachimem wistarii. Ujście rzeki lśniło
w słońcu jak płachta jedwabiu, a cieniste baldachimy starych drzew pohutukawa poły-
skiwały rdzawo - pierwsza oznaka, że w ciągu tygodnia pokryją się kwieciem w barwach
szkarłatu, purpury i cynobru - kolorami lata w północnej części kraju.
Na stukot kopyt obie odwróciły głowy.
- Jest - powiedziała Helen.
Nie musiała pytać kto. Intonacja gospodyni wyjaśniała wszystko. Kain powodował
rosłym kasztanem z wdziękiem i swobodą człowieka urodzonego w siodle.
- Jezdzisz konno? - spytała Helen z zaciekawieniem.
Sabe pokiwała głową.
- Nie tak dobrze jak Kain, ale radzę sobie - powiedziała szczerze. - Jezdziłam na
oklep na starej klaczy wyścigowej, należącej do naszego sąsiada.
- Kain jezdził, jeszcze zanim zaczął chodzić. - Helen obserwowała, jak wierzcho-
wiec z jezdzcem znikają za grupą starych drzew. - No, czas podawać.
Sable rozglądała się wokoło, oparta o balustradę werandy. Ta część domu i ogrodu
sprawiała wrażenie bardziej prywatnej. Za bramą z kutego żelaza widziała basen i zasta-
nawiała się, czemu służy ogrodzenie, skoro sto metrów dalej było już tylko morze.
Uwielbiała wielkie drzewa o charakterystycznym kształcie wioseł, spotykane tylko
na północnym wybrzeżu. Tutaj stanowiły ciekawe tło dla fontanny w formie półokrągłej
muszli. Intensywny zapach gardenii, kwitnących u stóp fontanny, drażnił jej nozdrza. W
nagłym porywie zerwała jeden biały kwiat i wsunęła sobie za ucho.
Kain zobaczył ją w chwili, gdy podszedł do schodków werandy. Nie usłyszała go,
bo stała w najdalszym końcu, wpatrzona w rozlewisko, ale jego wzrok od razu padł na
biały akcent na lśniącej czerni włosów.
Coś w sposobie, w jaki opierała się o słupek, wzbudziło w nim niepokój. Wygląda-
ła na smutną i wyczerpaną i nagle zapragnął wziąć ją w ramiona i przytulić mocno, obda-
R
L
T
rowując odrobiną swojej siły i optymizmu. Biało szkarłatny wzór na sukience jeszcze
podkreślał jej wątłość, ukazując w całej pełni, jak w istocie była drobna i szczupła. A
może tylko zwyczajnie zmęczona po tygodniach wytężonej pracy i stresów, także osobi-
stych.
Naprawdę był pod wrażeniem jej fachowości, opanowania i dobrego nastroju, czę-
sto pozwalającego rozładować napięcie w chwilach krytycznych. Dało się to zauważyć,
zwłaszcza kiedy zgrabnie pogodziła kapryszących artystów, z których każdy chciał, by
jego praca wisiała na najlepszym miejscu. I jak umiejętnie wprowadzała Poppy w tajniki
ulubionego zajęcia, zwracając jej uwagę na błędy, ale unikając upokorzenia młodszej ko-
leżanki. A już szczytowym osiągnięciem było kompletne zawojowanie Helen Dawson.
Nic dziwnego, że wyglądała na zmęczoną. Kiedy impreza dobiegła końca, kochali
się namiętnie i znów go zaskoczyła całkowitym oddaniem i ogromną namiętnością. Po
wszystkim zasnęła słodko w jego ramionach, a on tulił ją godzinami, rozmyślając o ich
skomplikowanej relacji. Próbował znalezć wytłumaczenie dla jej zachowania; była wtedy
taka młoda i żyła w biedzie, całkowicie pozbawiona wzorców moralnych.
Z drugiej strony szantaż mógł być wytworem tylko chłodnego, kalkulującego umy-
słu.
Jednak ile razy spojrzał na zaokrąglenie jej piersi, wąską talię, długie nogi czy
wdzięczny profil, czuł niesłabnące pragnienie, by na zawsze zapomnieć o wszystkim, co
o niej usłyszał.
Instynkt musiał ją ostrzec, że jest obserwowana, bo odwróciła się gwałtownie. Na
jego widok nie drgnęła, tylko zarumieniła się mocno. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mons45.htw.pl
  • Wątki
    Powered by wordpress | Theme: simpletex | © (...) lepiej tracić niż nigdy nie spotkać.