[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Trzysta lat przygotowań, ty półgłówku. Najpierw trzeba było przekonać rząd Ziemi, że sam pomysł urządzenia sobie małego, wakacyjnego zakątka na tej planecie nie będzie kłócił się z archaicznymi interesami miejscowych grup nacisku. Wyszedł z rzeki i skierował się do obozowiska. - Potem musiałem zapłacić prowincji Oregon za całą pieprzoną rzekę Umpqua. Następnie wykupić miasta oraz osiedla w górze i dole biegu rzeki, fundując każdemu tutejszemu chłopkowi przeprowadzkę na planetę, którą sam sobie wybierze. Pózniej wysłać go tam ze stosowną sumką w kieszeni, rzecz jasna. To nie koniec. Samo przywrócenie równowagi ekologicznej w dolinie rzeki kosztowało mnie kilka milionów. Poza tym należało jeszcze skłonić te głupie ryby, by popłynęły w górę nurtu i złożyły ikrę. - Faktycznie, to mogło być kłopotliwe. Uśmiechając się pod nosem, Mahoney podążył za imperatorem, który najwyrazniej przeżywał właśnie najpiękniejsze chwile swojego życia. Pozostało mieć nadzieję, że treść raportu nie zepsuje mu humoru. Obóz był jak z obrazka. Niski, niemal zupełnie skryty w krzakach namiot, zmurszała kłoda drzewa jako dodatkowa osłona, ułożone z kamieni palenisko o trzech ścianach. Nic nie świadczyło o tym, że imperator obozuje tu już od ponad pięćdziesięciu lat. W palenisku leżała przygotowana podpałka, a na niej sterta szczap. Wieczny Imperator wyszedł z zarośli, niosąc młode, zielone drzewko, które wygiął stosownie i ułożył na kratownicy ponad paleniskiem. Potem wziął zapalarkę i przytknął do zgromadzonego paliwa. Ogień buchnął natychmiast na metr w górę. - Widzi pan, pułkowniku? Tak się to robi. Wystarczy trochę umiejętności traperskich i parę litrów nafty. Teraz poczekamy, aż ogień się uspokoi, a ja oczyszczę tego potwora. Mahoney popatrywał z ciekawością, jak imperator rozcina małym nożem brzuch ryby, ciska wnętrzności w krzaki i idzie do rzeki, by opłukać wypatroszonego łososia. - Czemu nie każe pan tego robić któremuś z Gurków, sir? - Widać nigdy nie był pan rybakiem, pułkowniku, skoro zadaje pan takie pytania. Z czym pan przyszedł? - Plotki znalazły potwierdzenie - powiedział z powagą Mahoney. - A niech to! - zaklął imperator, kilkoma wprawnymi ruchami rozdzielając łososia na dwa płaty. - Wedle wyników wstępnych analiz, próbki dostarczone przez grupę Mantisa z Gromady Eryx odpowiadają wymogom stawianym przed materiałem zwanym Imperium - X. - Czy wie pan, pułkowniku, że psuje mi pan pierwsze od dziesięciu lat wakacje? - Co gorsza, minerał X nie tylko może zastąpić Imperium - X jako element tarcz i pancerzy, ale na dodatek występuje on w stanie wolnym. Przynajmniej na trzech z czterech światów przebadanych przez mój zespół. - Tak się rodzą pogłoski - mruknął imperator. - Czuję się prawie jak John Sutter. - Kto? - Nieważne. Było się uczyć historii. - Tak, sir. Mam przejść do sedna? - Wal. A propos... Przyniosłeś butelczynę? Mahoney przytaknął bez entuzjazmu. Wyjął z plecaka butelkę syntetyzowanej szkockiej i postawił ją na płaskim kamieniu, występującym tu w roli stołu. - No to mamy tego dobra aż nadto - powiedział imperator. - Zaczniemy jednak od mojego. Poszedł do namiotu i wrócił ze szklanym dzbankiem pełnym brunatnej cieczy. Mahoney spojrzał podejrzliwie na naczynie. Funkcja szefa tajnego wywiadu Jego Wysokości wiązała się z pewnymi niedogodnościami. Zaufany doradca (a czasem i cichy wykonawca od mokrej roboty) padał niekiedy ofiarą właściwego imperatorowi umiłowania wszelkiego prymitywizmu. Mahoney jeszcze drżał na wspomnienie podanej mu przez władcę przyprawy zwanej bodajże chili". - Mówią na to bimber" - wyjaśnił imperator. - Alkohol trzykrotnie destylowany. Prosta sprawa. Przepuszczasz przez chłodnicę coś, co ci górale nazywają pięćdziesięciotrzyprocentowym Chevy, samo w sobie mało interesujące, potem trzymasz przez jakiś dzień w stosownej beczce i już. Zachęcam. Rzadkie doświadczenie. Mahoney uniósł dzban. Na wszelki wypadek nie próbował nawet smakować napoju, tylko wlał sporą ilość prosto do gardła. Rzeka nagle zmieniła się w rwący wodospad, ogień zabuzował niczym nova. Jakimś cudem udało się Mahoneyowi nie upuścić naczynia. Oczy zaszły mu łzami. Widząc wszystko podwójnie, oddał trunek imperatorowi. - Widzę, że jesteś uzbrojony - powiedział władca z wyrazną troską. - Mam nadzieję, że nie zastrzelisz mnie na miejscu. - Mahoney łapał jeszcze ciężko powietrze, gdy Jego Wysokość siorbnął z dzbana. - Dalej, pułkowniku, słucham raportu. Oczywiście zostanie pan na obiedzie? Szef wywiadu przytaknął, a imperator uśmiechnął się z zadowoleniem. Nie cierpiał jadać sam, natomiast jego strażnicy, sami Gurkowie, woleli ryż i sojowe steki. - Przygotowałem symulację komputerową, sir - powiedział Mahoney, odzyskawszy głos. - Istnienie minerału X zdołamy utrzymać w tajemnicy prawdopodobnie przez jakieś dwa, trzy lata. Nie więcej. Potem każdy włóczęga w galaktyce ruszy do gromady Eryx, by zbić fortunę. - Zacznie się nowa gorączka złota - mruknął imperator, pracowicie przyprawiając rybę. Zebrał już garść leśnych owoców oraz kilka liści z dwóch rosnących w pobliżu krzaków. - To jałowiec - wyjaśnił. - Rośnie tu dziko. Mam jeszcze dwie miejscowe przyprawy, bazylię i tymianek. Zasadziłem je dwadzieścia lat temu. - Natarł łososia owocami, potem obie połówki posypał pokruszonymi liśćmi. - Zgodnie z rozkazami - ciągnął Mahoney - poleciłem mojej grupie wracać z Eryx do Centrum najkrótszą drogą. - Oczywiście. Nie ma czasu do stracenia, jak tylko wieść się rozejdzie... - Droga wiodła przez Gromadę Wilka. - A to co takiego? - Kilkaset słońc, sporo planet... w większości zamieszkanych. Diabeł tam mówi dobranoc. - A mogę spytać, kto tam żyje? - Moja grupa wpadła na jeden z byłych krążowników Jego Wysokości, Turnmaę. - I co? Wyszli z tego? - spytał imperator z autentyczną troską. - Owszem. Krążownik ostrzelał ich, musieli lądować na pewnej prymitywnej planecie. Turnmaa podążył za nimi, ale zajęli statek. Zabili ze dwie setki umundurowanych na czarno załogantów. Zdobytym pojazdem przybyli do bazy. - Chłopcy i dziewczynki od Mantisa potrafią być niebezpieczni - stwierdził imperator, wyraznie się uspokajając. - Wiadomo, czemu te złe charaktery napadły na mój statek? Był zamaskowany. Wyglądał na zwykłą jednostkę? - Zaczęli od wyzwisk miotanych w imieniu Talameina - powiedział Mahoney, który wolał nie wyjaśniać takiej rzeczy wprost. Imperator opadł ciężko na kłodę. - Talamem! A już myślałem, że pozbyłem się ich na zawsze! %7ładen psycholog zajmujący się historią zachowań nie potrafił wytłumaczyć, jak to się dzieje, że od czasu do czasu pojawiają się (i przemijają) mody na fałszywych proroków. Nigdy nie pojawiają się oni pojedynczo, lecz licznymi grupami. Na przykład, między 20. rokiem przed Chrystusem a 60. naszej ery gromady proroków mocno dały w kość Rzymianom. Podobna fala ogarnęła galaktykę jakieś czterysta lat temu. Imperator dobrze wiedział, że rozwój tak odmiennych kultur może odbywać się tylko pod warunkiem poszanowania swobód religijnych. Niewiele więc mógł zrobić, chyba że któryś z mesjaszy ogłaszał się wcieleniem Najwyższej Istoty i próbował rozpętać świętą wojnę. Zwykle pozostawało znosić to wszystko z zaciśniętymi zębami i nie dać się ponieść. A nie było to takie proste. Na przykład mesjasz z Edymonion IV uznał, że wszystkie kobiety na tej planecie są jego [ Pobierz całość w formacie PDF ] |