[ Pobierz całość w formacie PDF ]
że obie są w porządku. - Wieżyczka C - rzucił Sten. - Ogień dowolny. Cel: tahnijska piechota podchodząca do fortu. Przełączył się na inny kanał. - Wieżyczki A i D. Wysłać po pięciu ludzi do zabezpieczenia sypialni. Kilgour, jeśli masz kogoś wolnego, daj go do centrum dowodzenia. - Robi się. Czekaj. Alex powinien zostać przy działku przeciwpiechotnym. Ale do strzelania z niego wystarczyła jedna osoba. Zostawił więc marynarza, a z sześcioma innymi poszedł szukać wroga. Szesnastu żołnierzy z wieżyczki A wyszło z komory bojowej i ruszyło w stronę Tahnijczyków. Spotkali się w korytarzu. Potyczka zakończyła się bardzo szybko i bardzo krwawo. Pociski AM2 z automatów chybiały. Uderzały w ściany kory tarza. Wybuchając posyłały na Tahnijczyków deszcz betonowych odłamków. Kapitan Santol stracił dwie drużyny, zanim udało mu się ustawić wyrzutnię. Szesnastu marynarzy zginęło wtedy na miejscu. Santol ze swoimi ludzmi przebiegł nad rozszarpanymi ciałami i wpadł do wieżyczki. Cała załoga wieżyczki A poległa. Drugi pododdział tahnijskiej piechoty wdarł się do wieżyczki D. Marynarze walczyli dzielnie - ale doświadczeniem nie dorównywali przeciwnikom. Sten klął patrząc na ekran. Tahnijczycy znalezli się między centrum dowodzenia a ciągle odpierającą atak wieżyczką C. Sten wysłał Fossa i trzech operatorów komputera w charakterze oddziału szturmowego. Wyglądało to na głupią brawurę, ale nie miał innego wyjścia. Kompania szturmowa Tahnijczyków rozbiegła się po korytarzach fortu. Sten musiał przyznać, że byli dobrzy. Ich taktyka polegała na tym, że prowadzili ogień zza rogu, wtedy jeden żołnierz przeskakiwał na drugą stronę, dwóch go kryło i ruszali dalej. Przez rozbitą wieżyczkę wchodziła następna kompania. Imperialna załoga przystąpiła do kontrataku. Wziął w nim udział nie tylko śmiesznie mały oddziałek Kilgoura. Uderzenie przyszło od dołu - z magazynów. Sten dostrzegł pięcioro swoich ludzi - w tym braci Tige ow. Przewodził im mrówkojad, Willie Sutton. Pchali przed sobą małą grawipaletę, załadowaną jakimiś piętnastoma wysokimi metalowymi cylindrami. Były to awaryjne zbiorniki tlenu. Przeciwnatarcie wyszło z nie strzeżonego przejścia w połowie korytarza, przy którego końcu znajdował się kapitan Santol wraz z żołnierzami. Sutton runął na nich rycząc jak lew. - Zastrzelić sukinsynów! Zastrzelić! - krzyczał Santol. Pociski gwizdały wzdłuż korytarza. Sześciu marynarzy padło skoszonych serią. Grawipaleta podryfowała jeszcze dziesięć metrów i zatrzymała się. Santol w asyście żołnierzy podbiegł do martwych ofiar. W tym przejściu może być więcej imperialnych drani, pomyślał. Przecisnął się koło palety... Wyrósł przed nim Sutton. Auski pokrywające ciało miał rozerwane. Z jego ust i ran płynęła posoka. Mrówkojad, wyprostowany na całą wysokość, zawisł nad oficerem. Santol podniósł pistolet. Za pózno. Z ramienia Suttona wystrzeliły szpony. Rozpruły Tahnijczykowi twarz. Santol osunął się z jękiem. Jego żołnierze przez cały czas strzelali. Sutton zachwiał się, oparł o ścianę, pochylił do przodu. Wyciągnął miniautomat i wypalił - nie do Tahnijczyków, ale za nich, do grawipalety. Pocisk przebił cylinder. Syknął tlen, odbita rykoszetem kula skrzesała iskrę. Nastąpił wybuch. Tahnijczycy znalezli się w centrum małej burzy ogniowej, spowodowanej eksplozją tlenu. Wraz z Santolem zginęła połowa jego kompanii. Ci, którzy przeżyli, w panice ruszyli do wyjścia. Kilgour czekał na skrzyżowaniu korytarzy. Nieprzyjaciele nie spodziewali się tu zasadzki. Uciekali dalej. To była okazja dla Stena. Odszukał najbliższy mikrofon ścienny. - Wszystkie stanowiska. Wszystkie stanowiska. Mówi Sten. Ewakuować się do wyjścia. Powtarzam. Ewakuować się do wyjścia. Razem ze swoimi czterema ludzmi połączył się z grupą Alexa i tym marynarzem, którego [ Pobierz całość w formacie PDF ] |