[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Tak. Celem gry jest posłanie w określonym porządku kul, nasze są czarno-niebieskie, przez bramkę i uderzenie w tamten słupek na końcu pola. - Wskazał miejsce, gdzie Hobbs wbijał w ziemię kołek. - A potem musimy w odwrotnej kolejności cofnąć się na ten kraniec pola i uderzyć w słupek tutaj. - To nie wydaje się zbyt skomplikowane - uznała niepewnie. Uśmiechnął się pobłażliwie. - Wyzwaniem jest obecność innych graczy. Trzeba przejść wszystkie bramki w jak najmniejszej ilości uderzeń, a każda para po kolei ma tylko jedno uderzenie. Puszczając jednak kulę przez bramkę, zdobywa się do datkową kolejkę. Zmarszczyła brwi, więc zdecydował, że nie będzie komplikować spra wy wyjaśnianiem, co to jest krokietowanie, a co skrokietowanie. Wytłu maczy jej to dopiero wtedy, gdy zajdzie potrzeba, co było raczej mało 77 • prawdopodobne. Towarzystwo w Little Bidewell było znane z tego, że grało aż do znudzenia uczciwie. - Świetnie - powiedziała. - Co dalej? - Kulę uderza się płaską stroną młotka. Może spróbuje pani kilka razy przećwiczyć uderzenie? Proszę wziąć go w obie dłonie i machnąć parę razy, by go poczuć w rękach. Chwyciła rączkę na samym końcu, jakby to była laska. - W ten sposób? - Niezupełnie. Obiema rękami. Pokazał na własnym młotku. Chwyciła młotek pośrodku, jakby miała mu skręcić kark. - Proszę się odsunąć, gdy będę uderzać kulę. Posłuchał, a ona zamachnęła się młotkiem tak, że wyleciał jej z rąk, uderzył o ziemię i potoczył po trawniku. Zmarszczyła nos. - Rozumiem, że nie w ten sposób? - Raczej nie. - Obawiam się, że nie dam rady - westchnęła ciężko. Przyjrzał siej ej uważnie. Wczoraj wieczorem wspinała się po bluszczu, a dzisiaj twierdzi, że nie da rady? Odsunął podejrzenia. Nadal czekał na odpowiedź na telegram, który rano wysłał do Londynu. Dopóki nie nadej dzie, nie powinien jej podejrzewać. I czyż nie jest to świetna wymówka? - drażniło się z nim sumienie, gdy odwracał oczy od jej kobiecej sylwetki. Uniosła szelmowsko brwi. Doskonale wiedziała, jak działa na niego i wszystkich innych dżentelmenów z Little Bidewell. Była przyzwyczajo na do tego, że mężczyźni się za nią oglądali. - Czy mogę wziąć pani rękę? - Wyciągnął swoją, a ona bez słowa po dała mu dłoń. - Proszę tę rękę ułożyć o tak. - Przesunął jej palce prawie na koniec młotka, oplatając je wokół trzonka. - A tę rękę tutaj. Jedną dłonią prawie zakrywał jej obie. Miała drobne palce, skórę ciepłą i gładką. - Świetnie. - Zabrał rękę i cofnął się. - Dziękuję. Tak jest dużo lepiej - powiedziała, nieudolnie uderzając w kępkę trawy. Zmarszczył brwi. Chwyt miała mniej więcej poprawny, ale nie potrafiła uderzyć młotkiem tak, jak należało. - Pan marszczy brwi! - zawołała. - Proszę mnie nie oszczędzać, sir Ellio cie. Najbardziej na świecie nie znoszę nieudolności. W czym tkwi problem? - Pani zamach. - Mój zamach? 78 ' - Jest nierówny. Musi się pani bardziej pochylić, tak by pani ramiona zwisały z barków... nie, nie tak - powiedział, gdy idąc za jego instrukcją, [ Pobierz całość w formacie PDF ] |