[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Obejrzał się. Siedziała po turecku na materacu i sennie drapała się w brzuch paznokciami barwy burgunda. Ktoś pózniej wpadnie zabezpieczyć ten lokal poinformował Armita- ge. Stał w otwartych drzwiach ze staromodnym kluczem magnetycznym w ręku. Molly szykowała kawę na maleńkiej, niemieckiej płytce, którą wyjęła z torby. Poradzę sobie oświadczyła. Mam wszystko, co potrzebne. Infraska- nery na perymetrze, brzęczyki. . . Nie odparł, zamykając drzwi. Chcę szczelnej ochrony. Jak sobie życzysz. Miała na sobie czarną siatkową koszulkę wsuniętą w luzne bawełniane spodnie. Służył pan w policji, panie Armitage? zapytał Case. Siedział oparty plecami o ścianę. Armitage nie był wyższy od niego, ale ze swymi szerokimi ramionami i woj- skową postawą wypełniał sobą całe drzwi. Nosił ciemny włoski garnitur, w prawej ręce trzymał czarny skórzany neseser. Zniknął kolczyk Oddziałów Specjalnych. Gładka twarz bez wyrazu ukazywała rutynową urodę kosmetycznych butików, amalgamat rysów głównych gwiazd masmediów ostatniego dziesięciolecia. Bla- dy błysk oczu wzmacniał wrażenie maski. Case pożałował pytania. Wielu ludzi z Oddziałów trafia do glin wyjaśnił zakłopotany. Albo 37 do ochrony przemysłowej. Molly podała mu parujący kubek kawy. Ten numer, który kazał im pan zrobić z moją trzustką, to rutynowa zagryw- ka policji. Armitage zamknął drzwi i przeszedł przez pokój, by stanąć wprost przed nim. Miałeś szczęście, Case. Powinieneś być mi wdzięczny. Naprawdę? Case głośno dmuchał na gorący płyn. Potrzebowałeś nowej trzustki. Ta, którą kupiliśmy, uwolniła cię od grozne- go uzależnienia. Dzięki, ale lubiłem to uzależnienie. To dobrze. Bo teraz masz drugie. Co to ma znaczyć? Case podniósł głowę. Armitage uśmiechał się. Masz piętnaście woreczków przymocowanych do błon różnych głównych arterii. Rozpuszczają się. Bardzo powoli, ale rozpuszczają. Każdy z nich zawiera mykotoksynę. Znasz już efekty jej działania. To ta, którą twoi byli pracodawcy zaaplikowali ci w Memphis. Case spojrzał na uśmiechniętą maskę i zamrugał. Masz dość czasu, by wykonać zadanie, do którego cię wynająłem. I to wszystko. Zrób swoje, a wstrzyknę ci enzym, który rozpuści mocowanie, nie naru- szając przy tym woreczków. Potem musisz wymienić krew. W przeciwnym razie woreczki wypuszczą swoją zawartość i wrócisz do miejsca, gdzie cię znalazłem. Widzisz więc, Case, że jesteśmy ci potrzebni. Potrzebni tak samo jak wtedy, kiedy wyciągaliśmy cię z rynsztoka. Case spojrzał na Molly. Wzruszyła ramionami. A teraz idz do windy towarowej i przynieś pudła. Armitage podał mu klucz magnetyczny. No, idz. Spodoba ci się, Case. Jak poranek Bożego Naro- dzenia. Lato w Ciągu. Tłumy na ulicach, rozkołysane jak zdzbła trawy na wietrze, łąka ciał przebijana krótkimi wirami pragnień i spełnień. Siedział obok Molly na betonowej krawędzi wyschłej fontanny, w przefiltrowanym blasku słońca. Pozwalał, by nieskończony strumień twa- rzy przypominał kolejne etapy życia. Najpierw dziecko o posępnych oczach, uliczny chłopak ze zwieszonymi luzno, gotowymi do ciosu dłońmi; potem nastolatek z gładką twarzą i tajemniczym spojrzeniem zza czerwonych okularów. Pamiętał walkę na dachu, bezgłośne starcie w różanym blasku geodezyjnych świtu. Miał wtedy siedemnaście lat. Przesunął się lekko. Przez cienki dżins wyczuwał twardy, szorstki beton. Nic tutaj nie przypominało elektrycznego tańca Ninsei. Tu rządziły inne interesy, inny rytm, zapach barów szybkiej obsługi, perfum, letniego potu. 38 Dek czekał na poddaszu: Ono-Sendai Cyberspace 7. Pozostawili pokój za- sypany abstrakcyjnymi bryłami styropianowych opakowań, zmiętymi arkuszami folii i setkami maleńkich, piankowych kulek. Ono-Sendai; najdroższy, przyszło- roczny model komputera Hosaka; monitor Sony; tuzin dysków korporacyjnego lodu; ekspres do kawy Brauna. Armitage zaczekał tylko na aprobatę Case a. Gdzie mógł iść? spytał Case Molly. Lubi hotele. Te duże. Najlepiej blisko lotniska. Włożyła starą kamizelkę z demobilu, z dziesiątkiem kieszeni o dziwacznych kształtach. Nosiła parę wielkich, plastykowych, ciemnych okularów, całkowicie zasłaniających jej lustrzane wszczepy. Wiedziałaś wcześniej o tym świństwie z toksynami? spytał wtedy przy fontannie. Pokręciła głową. Myślisz, że to prawda? Może. A może nie. Efekt identyczny. Znasz jakiś sposób, żeby sprawdzić? Nie odparła, unosząc prawą dłoń na znak milczenia. Takie wkręty są za delikatne, żeby skan mógł je wykryć. Palce poruszyły się znowu: czekaj. Zresztą, dla ciebie to prawie bez znaczenia. Widziałam, jak głaszczesz to Sendai. To było jak pornografia. Roześmiała się. A co ma na ciebie? Jak przykręcił śrubę pracującej dziewczynie? Ambicja zawodowa, dziecinko. To wszystko. Znowu znak milczenia. Zjemy jakieś śniadanie, co? Jajka i autentyczny bekon. Pewnie cię wykoń- [ Pobierz całość w formacie PDF ] |