[ Pobierz całość w formacie PDF ]
myszkować w jej biurku. Próbowała oswoić się z tymi rewelacjami, a przede wszystkim chciała podzielić się nimi z Davidem. Pragnęła poczuć, jak otaczają ją jego ramiona. Do recepcji wróciła Stella i cię\ko opadła na krzesło. - Nie wiem, dlaczego David przyjechał dzisiaj do szpitala, ale dzięki Bogu, \e się pojawił. - Co się stało? - Najpierw mieliśmy wypadek drogowy, potem sześcioletniego chłopca, którego potrącił jakiś samochód. Dzięki Davidowi mały wyjdzie z tego. Ten twój facet to naprawdę dobry lekarz. Telefon Amandy znowu się odezwał. Tym razem odebrała. Dzwonił Stefan. - Muszę się z tobą zobaczyć, Amando. Natychmiast. - Niestety, nie mam czasu, Stefanie. Przykro mi. Miała nadzieję, \e FBI wsadzi go za kratki, a sąd ska\e na sto lat więzienia. - Nie masz czasu zobaczyć swojej małej Laurel, a ona tak tęskni za tobą. - Co powiedziałeś? - Josh i Nancy Haines. Zobaczyłem kartkę z ich imionami i adresem, kiedy odwiedziłem cię w domu Davida. Potem w klubie, kiedy Bill Chessman o nich zapytał, skojarzyłem fakty. I teraz Laurel jest ze mną. - Nie - szepnęła Amanda. - Vonnie bardzo chętnie oddała mi małą. Nie pamiętasz? Uwa\a, \e to ja jestem ojcem Laurel. - Gdzie jesteś? - W twoim mieszkaniu, Amando. - Jak się tam dostałeś? Stefan zaczął się śmiać. - Przecie\ wiesz, \e mam klucz. Pospiesz się, jeśli nie chcesz, \ebym zrobił Laurel krzywdę. - Jeśli ją tkniesz, to ja... - I ani słowa nikomu, ostrzegam, bo inaczej nie zobaczysz jej \ywej. Wiesz, \e nienawidzę dzieci. Połączenie zostało przerwane. Nie było czasu do stracenia. Amanda chwyciła le\ącą pod krzesłem torbę Davida i rzuciła się do wyjścia. David skończył badać rannego szesnastolatka. - Zało\ymy ci dwa szwy i wszystko będzie w porządku. Teraz zajmie się tobą doktor Spangler. Loretta skinęła głową. - Zrobiłeś dzisiaj kawał dobrej roboty, Haines. Wycofam swoją skargę - obiecała. - Zdaje się, \e wyrobiłem dzisiaj sporo nadgodzin - mruknął David, odwracając się w stronę Stelli, która pojawiła się na progu gabinetu zabiegowego. - Martwię się o Amandę - zaczęła Stella. - Odebrała telefon od tego faceta... wiesz, od Stefana i... Siedziałam obok niej, nie mogłam nie słyszeć... Jasne, Stella słyszała i widziała wszystko. Davida wcale to nie dziwiło. - No więc odebrała telefon od Stefana, i co dalej? - Wyglądała na przera\oną. Jakby była w szoku. Mówiła coś o Laurel... \eby nie wa\ył się jej skrzywdzić. David zdrętwiał. - Gdzie ona jest? - Wybiegła ze szpitala, ale z rozmowy zorientowałam się, \e ten Stefan jest w jej mieszkaniu. David ruszył pędem na korytarz. Torba z rewolwerem znikła, musiała zabrać ją Amanda. Laurel była w niebezpieczeństwie. Przez ostatnią godzinę ratował inne dzieci, a teraz mógł stracić swoje własne, zanim jeszcze zdą\ył je naprawdę poznać. Wskoczył do ambulansu stojącego przed głównym wejściem. - Włączaj sygnał i jedz jak do wypadku! - krzyknął w stronę kierowcy. Amanda weszła do mieszkania, chowając rewolwer za plecami. - Jestem, Stefanie. Ruszyła w stronę bawialni. Za pózno go usłyszała. Chwycił ją od tyłu, zanim zdą\yła zareagować. Wytrącił jej rewolwer z dłoni, wykręcił ramię. - W samą porę się pojawiłaś. - Gdzie Laurel? - wydyszała. - W górach, tam gdzie ją wysłałaś. Po co miałbym ją porywać? Wystarczyło, \e cię nastraszyłem, i dobra mamusia natychmiast się pojawiła. - Blefowałeś. - Nie znasz mnie. Blefuję na zimno. Ci, którzy dobrze mnie znają, nazywają mnie Iceman. Puścił ją tak gwałtownie, \e zatoczyła się na drzwi. Dopiero teraz zobaczyła pistolet w jego dłoni, ale jeszcze bardziej przera\ające ni\ broń były jego oczy: dzikie i rozbiegane. Oczy chorego człowieka, owładniętego obłędem. - Umrzesz, Amando, ale postaram się, \ebyś miała szybką i bezbolesną śmierć. Poszukała wzrokiem rewolweru. Le\ał zbyt daleko, poza jej zasięgiem, powinna przysunąć się bli\ej. - Ty zaplanowałeś napad? - Ja. - Sprytnie. - Zagadać go, mówić cokolwiek, mo\e odwróci jego uwagę. - Robiłeś to ju\ kiedyś? - Kilka lat temu spłukałem się do zera i zacząłem drobne roboty dla Jaxa Schaffera. Ale Empire Bank to dopiero miało być coś. Pół miliona baksów! - Nie udało się. - Pech, bo pojawiły się gliny. Tempie został postrzelony, a on miał prowadzić wóz. - Mo\e za wcześnie zadzwoniłeś na 911. Stefan uniósł brwi. - Wiesz o tym telefonie? [ Pobierz całość w formacie PDF ] |