[ Pobierz całość w formacie PDF ]
mlodszego, az tamtemu zebra zatrzeszczaly i stracil dech. Doskonale sie zgralismy. Nie pierwszy raz, Wietrze. Swietny pokaz. Patrz, jak sie ciesza. Dla tego warto zyc, chlopcze. Obu Tkaczy Iluzji chwalono bez miary. Prostodusznym, pozbawionym bardziej wyrafinowanych rozrywek góralom wydawalo sie, ze uczestniczyli w czyms absolutnie cudownym, niepowtarzalnym i wartym kazdej ceny. Zaczely sie spiewy i tance, jedzono i pito coraz ostrzej. Bliskosc ognia oraz nadmiar alkoholu sprawialy, ze zdejmowano wierzchnie okrycia. W krótkim czasie wiekszosc mezczyzn paradowala obnazona do pasa, prezac miesnie. Przy stolach zaczely pojawiac sie puste miejsca. W pewnej chwili Gryf, nieco juz zamroczony mieszanina brzoskwiniówki i ciezkiego piwa, zauwazyl, jak pary mieszane, a takze calkowicie meskie znikaja poza kregiem swiatla, obarczone zwykle paroma futrami. Nietrudno bylo zgadnac, w jakim celu. Niebawem jakas panna wywabila zza stolu Stalowego, który poszedl jak zauroczony, zostawiajac kurtke. Nocny Spiewak pil tego, jak za kawalerskich czasów, lecz wkrótce Srebrzanka przypomniala mu o jeszcze innym szczególe ich narzeczenstwa. I oni opuscili towarzystwo, zabierajac baranice, co wzbudzilo fale sprosnych uwag. Gryf zagladal do dzbanków, szukajac pelnego. Oparl sie przy tym lokciem o porzucone okrycie Stalowego i wyczul cos twardego w kieszeni. Przedmiot okazal sie sredniej wielkosci pudelkiem, wypelnionym az po wierzch karmelkami. Po dlugim ciagu potraw slonych, ostrych lub gorzkawych, cukierki zostaly przyjete ze slusznym entuzjazmem i niemal natychmiast wyjedzone do dna. Kamyk, który lubil slodycze, zagarnal dla siebie od razu kilka. Gryf jako znalazca usilowal zatrzymac wiekszosc, ale ruszylo go sumienie, wiec podzielil sie lupem z Myszka i Promieniem. Reszta nie chciala lakoci Stalowego. - Maja dziwny smak - zastanowil sie Gryf. - Czego on do nich dodal, imbiru? Ale juz ich uwaga odplynela w inna strone, gdyz którys z biesiadników postanowil pokazac ,,niziolkom , jak pija prawdziwi mezczyzni i wezwal przybyszów do pojedynku na wódke. Mlodzi magowie z dzika radoscia wystawili do zawodów Pozeracza Chmur, przez którego alkohol przechodzil jak woda, bez zadnych widocznych konsekwencji. * * * Myszka znudzil sie wkrótce i zrezygnowal z obserwacji tych nierównych zmagan. Krecilo mu sie w glowie, a dodatkowo pod czaszka zaczely pracowac dwa blizniacze mloty, walace bezlitosnie w kosc od srodka. Chlopiec doszedl do wniosku, ze powinien nieco sie przejsc. Przejsc sie... na przyklad do sadu... Prawda, to juz pora zbierania jablek... Przetarl oczy. Przez chwile wydawalo mu sie, ze dokola rosna drzewa. Jakie drzewa? To przeciez... A wlasnie, gdzie wlasciwie znajduje sie teraz? Myszka rozgladal sie bezradnie, usilujac skojarzyc z czymkolwiek elementy otoczenia. Obraz rozplywal mu sie przed oczami. - Zle sie czuje - poskarzyl sie w przestrzen, a wlasciwie tylko poruszyl wargami. Gardlo mial wyschniete na wiór. Raptem caly swiat wahnal sie do przodu, a potem do tylu i chlopiec nabral przekonania, ze ziemia nie powinna zachowywac sie w tak nieprzyzwoity sposób. Wymknela mu sie spod stóp, wiec usiadl ciezko, slyszac czyjs smiech. No tak, glupie zarty. Ktos wyciaga podloge... nie, trawe spod niego i jeszcze sie smieje. Wstyd, doprawdy. Myszke bez reszty zajela obserwacja przedziwnego zjawiska: dwóch identycznych mezczyzn siedzialo niedaleko, lecz gdy spojrzalo sie na nich, zamknawszy oko, zlewali sie w jednego. A potem znów robilo sie ich dwóch, po otwarciu obojga oczu. Myszka zastanawial sie, czy faktycznie zwalistych Hajgów jest dwóch, czy to moze wzrok go zawodzi. Tymczasem obiekt eksperymentów, wyraznie zachecony spojrzeniami chlopca, podniósl sie ze swego miejsca. Piastujac troskliwie w objeciach pekaty dzban, przysiadl sie do malego Wedrowca. Szczerzyl przy tym zeby w przyjaznym usmiechu - Was jest jeden? - spytal Myszka nieufnie, zakrywajac oko dlonia. Hajg parsknal smiechem. Lyknal z dzbanka, po czym otarl usta. - Jeden, jeden... Ciebie nazywajo Mysz? Myszka wyprostowal sie dumnie i nawet udalo mu sie nie za-chwiac. - Jodlowy. Na... zywam sie... Jodlowy. - Na pewno nie Mysz? - Hajg pochylil sie, badawczo patrzac w zamglone oczy Myszki, a jego twarz nie tracila wyrazu poblazliwego rozbawienia. Chlopiec zastanawial sie przez chwile, zbierajac do kupy rozlazacy sie w szwach intelekt. - Mysz jodlowy. - Tak - dodal stanowczo. - To... eee... podwójne imie. A moze byc potrójne... albo poczw... poczw... czterokrotne - ciagnal z powaga. - Taaa?... - powiedzial Hajg przeciagle. - Ilosc... rosnie... eee... w postepie geometrycznym... ze wzgledu na... na posiadane komplety zapasowe - dokonczyl Myszka i podparl glowe rekami. [ Pobierz całość w formacie PDF ] |