[ Pobierz całość w formacie PDF ]
w prawo akurat tyle, by wymacać stwardniaÅ‚Ä… brodawkÄ™. Z ust Noaha wydarÅ‚ siÄ™ cichy jÄ™k. - Zdziwiona? Nie zdawaÅ‚aÅ› sobie sprawy? Nic nie czuÅ‚aÅ›? - Ja nie wiem... RozmawialiÅ›my, byÅ‚o mi dobrze. 132 RS TÅ‚umaczenie to nie byÅ‚o przekonujÄ…ce, choć mówiÅ‚a prawdÄ™. Chyba jeszcze nigdy siÄ™ nie zdarzyÅ‚o, by rozmowa z mężczyznÄ… i jego fizyczna bliskość sprawiÅ‚y jej tyle przyjemnoÅ›ci, która nie miaÅ‚a nic wspólnego z seksem. - Przepraszam - dodaÅ‚a, ale siÄ™ nie odsunęła, ponieważ jej zmysÅ‚y też zaczęły siÄ™ nagle budzić. Drobne rzeczy czajÄ…ce siÄ™ dotÄ…d pod poziomem Å›wiadomoÅ›ci - zetkniÄ™cie stóp, dotyk owÅ‚osionych nóg Noaha ocierajÄ…cych siÄ™ o jej uda, jego zapach -wszystko to nagle do niej dotarÅ‚o i sprawiÅ‚o, że ogarnęła jÄ… omdlewajÄ…cÄ… sÅ‚abość. - PragnÄ™ ciÄ™ - wyszeptaÅ‚. - ChcÄ™ siÄ™ z tobÄ… kochać. Pozwól mi. - Ja... Nie, nie możemy. - Dlaczego nie? - OtoczyÅ‚ jej szyjÄ™ ramieniem. -PocaÅ‚uj mnie, proszÄ™. Powiedz nie. Odepchnij go. Powiedz, że nie chcesz, przemknęło Shaye przez gÅ‚owÄ™, lecz nie miaÅ‚a siÅ‚y wprowadzić swoich myÅ›li w czyn. PoddaÅ‚a siÄ™ bez protestu jego pocaÅ‚unkom. - Rozchyl usta - zażądaÅ‚. - PocaÅ‚uj mnie naprawdÄ™. Nie wiedziaÅ‚a, czego dokÅ‚adnie oczekuje, ale spragniona dalszej pieszczoty odruchowo rozchyliÅ‚a usta i w jednej chwili zapomniaÅ‚a o bożym Å›wiecie. - Och, jak dobrze - westchnÄ…Å‚, odrywajÄ…c siÄ™ na moment od jej ust. Zanim zdążyÅ‚a siÄ™ zorientować, co zamierza, wsunÄ…Å‚ jej rÄ™kÄ™ pod bluzkÄ™, a Shaye gÅ‚oÅ›no jÄ™knęła. - Popatrz na mnie, Shaye, i powiedz, czy to czujesz? 133 RS - Tak! - wyszeptaÅ‚a gorÄ…czkowo. - Zrób to jeszcze raz. - A teraz bÄ™dÄ™ je caÅ‚owaÅ‚ - oznajmiÅ‚. Jednym ruchem rozpiÄ…Å‚ jej bluzkÄ™ i pochyliÅ‚ gÅ‚owÄ™, pokrywajÄ…c pocaÅ‚unkami jej szyjÄ™ i piersi. Shaye nigdy jeszcze nie doznaÅ‚a niczego podobnego. To wszystko byÅ‚o niezwykle podniecajÄ…ce, a jednoczeÅ›nie dobre i wÅ‚aÅ›ciwe. Nigdy nie przypuszczaÅ‚a, że to, co jest podniecajÄ…ce, może być zarazem dobre i wÅ‚aÅ›ciwe, a jednak w tej chwili nie miaÅ‚a wÄ…tpliwoÅ›ci, iż tak wÅ‚aÅ›nie jest. Pragnęła jedynie, aby Noah mówiÅ‚ dalej, co bÄ™dzie z niÄ… robiÅ‚, i sama byÅ‚a gotowa posunąć siÄ™ do nie wiadomo jakich rzeczy. Zarazem niepokoiÅ‚a jÄ… Å›wiadomość, iż nie widzi w tym niczego zÅ‚ego. - Noah... Noah... Samson... - Sza! Nikt nas nie widzi. Shaye chciaÅ‚a tego, ale i nie chciaÅ‚a. SÅ‚odycz pocaÅ‚unków Noaha byÅ‚a rajem, tyle że rajem niebezpiecznym. Nie ufaÅ‚a sobie, nie ufaÅ‚a wÅ‚asnej ocenie tego, co dobre i wÅ‚aÅ›ciwe. WypÅ‚ywaÅ‚a na gÅ‚Ä™bokie wody, w których Å‚atwo mogÅ‚a zatonąć. JeÅ›li szybko siÄ™ nie opamiÄ™ta, bÄ™dzie zgubiona. - Musimy przestać - szepnęła nieswoim gÅ‚osem, odpychajÄ…c go od siebie. - Samson siedzi na drugim koÅ„cu pokÅ‚adu, a poza tym jest ciemno i zasÅ‚aniajÄ… nas żagle. Jednakże Shaye już wyÅ›liznęła siÄ™ z jego objęć. OddychajÄ…c z trudem, patrzyÅ‚, jak wstaje, zapinajÄ…c bluzkÄ™. - Nie chodzi o Samsona - rzekÅ‚a. 134 RS - O mnie? - Nie. - WiÄ™c o ciebie. MilczaÅ‚a. StaÅ‚a i patrzyÅ‚a na niego, nadal toczÄ…c wewnÄ™trznÄ… walkÄ™. Nie wiedziaÅ‚a, czy znajduje siÄ™ u bram szczęścia, czy zatraty. Gdyby Noah wziÄ…Å‚ jÄ… znowu w ramiona, na pewno by ulegÅ‚a, nie miaÅ‚aby siÅ‚y mu siÄ™ oprzeć. Jednakże glos rozsÄ…dku wzywaÅ‚ do opamiÄ™tania. W czasach bujnej mÅ‚odoÅ›ci uważaÅ‚a, że robiÄ…c to, na co ma ochotÄ™, kieruje swoim życiem. Niestety rzeczywistość pokazaÅ‚a, iż byÅ‚o to jedynie zÅ‚udzenie. Przez caÅ‚e lata nie miaÅ‚a wÅ‚adzy nad swoim życiem, gdyż zachowywaÅ‚a siÄ™ nieodpowiedzialnie, nie zastanawiajÄ…c siÄ™ nad konsekwencjami wÅ‚asnych postÄ™pków. Od tamtej pory dorosÅ‚a i zmÄ…drzaÅ‚a. NauczyÅ‚a siÄ™ kontrolować swoje postÄ™powanie i nigdy nie zapominać, że odpowiada za to, co robi. - Co jest z tobÄ…, Shaye? - zapytaÅ‚ Noah. - Nie jesteÅ› przecież osiemnastoletniÄ… dziewicÄ…. Nadal milczaÅ‚a. Jej problem polegaÅ‚ na tym, że w wieku osiemnastu lat od dawna nie byÅ‚a dziewicÄ…. - KtoÅ› ciÄ™ skrzywdziÅ‚? - Nie - odparÅ‚a. - Ale czegoÅ› siÄ™ boisz. - Po prostu nie chcÄ™. 135 RS - Nic nie rozumiem. ChwilÄ™ temu pragnęłaÅ› tego, a teraz mówisz, że nie chcesz. - Wiem. - Możesz to wytÅ‚umaczyć? - pytaÅ‚ dalej. - Nie potrafiÄ™. Taka już jestem. - ByÅ‚aÅ› kiedykolwiek zwiÄ…zana z mężczyznÄ…? - Nigdy nie byÅ‚am zakochana. - Nie o to mi chodzi. Pytam, czy byÅ‚aÅ› z kimÅ› zwiÄ…zana na dÅ‚użej. - Przecież sam powiedziaÅ‚eÅ›, że nie jestem osiemnastoletniÄ… dziewicÄ…. JeÅ›li koniecznie chcesz wiedzieć, to tak, żyÅ‚am z wieloma mężczyznami, ale nie byÅ‚y to gÅ‚Ä™bokie zwiÄ…zki - wyrzuciÅ‚a z siebie. Sama byÅ‚a zdumiona tym, co powiedziaÅ‚a. KiedyÅ› szczerze wierzyÅ‚a, że darzy Josha, André czy Christophera gÅ‚Ä™bokim uczuciem. Teraz jednak, dziw nad dziwy, sÅ‚owo gÅ‚Ä™boki" jakby zmieniÅ‚o znaczenie, staÅ‚o siÄ™ bliższe temu, co odczuwaÅ‚a wobec Noaha. - Ale czy byÅ‚aÅ› z kimÅ› zwiÄ…zana mniej lub bardziej na stale? ZawahaÅ‚a siÄ™. Potem odrzekÅ‚a: - No... tak. Przez dÅ‚uższy czas żyÅ‚am w czymÅ› w rodzaju komuny. - %7Å‚ycie w komunie oznacza, że albo żyje siÄ™ z wszystkimi, albo z nikim. Jak byÅ‚o z tobÄ…? - Sam sobie odpowiedz. Przecież twierdzisz, że jestem nieprzystÄ™pna. 136 RS [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ] |