[ Pobierz całość w formacie PDF ]
hiszpankÄ…, natomiast przez wiÄ™kszość, Å‚Ä…cznie z tymi, których wcale nie byÅ‚o tak maÅ‚o, a którzy na niÄ… zapadli i umierali, krótko i po prostu grypÄ…. RozÅ‚ożyÅ‚a kilku uczniów wiejskiej szkoÅ‚y w Hockwell, z których jeden, biedny Robert Pierce, już nie wyzdrowiaÅ‚. ZaatakowaÅ‚a Waltera Dangerfielda, wÅ‚aÅ›ciciela sklepu wielobranżowego, i paniÄ… Finch, wÅ‚aÅ›cicielkÄ™ gospody U Ochotników". ZÅ‚apaÅ‚ jÄ… Jack Parr, a jego krzepka żona, z pomocÄ… dużej iloÅ›ci gorÄ…cej whisky, wyciÄ…gnęła go z tego. Dwoje starych ludzi w Apton zachorowaÅ‚o i zmarÅ‚o w ciÄ…gu tygodnia. Także jedna osoba w Wansham, a jedna w Sudchurch. Gild- seyowski Szpital Chorób WewnÄ™trznych otworzyÅ‚ naprÄ™dce specjalny oddziaÅ‚, podobnie szpital w Kessling Hall, przeznaczony wszakże dla chorych umysÅ‚owo. Doktorzy Fry z Apton i Bright z Newhithe, żeby wymienić choć dwóch z tej przeciążonej profesji, mieli peÅ‚ne rÄ™ce roboty, nie wspominajÄ…c już o trudach okrÄ™gowych pielÄ™gniarek. I by pokazać, że stan lekarski nie gwarantuje odpornoÅ›ci, doktor Fry, biedny, przepracowany czÅ‚owiek, który już dawno powinien byÅ‚ przejść na emeryturÄ™ i przenieść siÄ™ do Bournemouth czy Torquay, ciężko siÄ™ przechorowaÅ‚, co pozostawiÅ‚o trwaÅ‚y Å›lad w jego pÅ‚ucach. Henry Crick jej uniknÄ…Å‚. Dick Crick jej nie zÅ‚apaÅ‚ (a jeÅ›li zÅ‚apaÅ‚, to nikt o tym nie wiedziaÅ‚). Ale waszego nauczyciela historii posÅ‚ano do łóżka pewnego piÄ…tku, skÄ…d wstaÅ‚ dopiero w Å›rodÄ™ nastÄ™pnego tygodnia, a w trakcie tej przerwy historie, które mu w swój niezrównany sposób opowiadaÅ‚a matka, żeby go ukoić i pocieszyć, nie odnosiÅ‚y zwykÅ‚ego skutku. Nie tylko nie przekazywaÅ‚y mu za poÅ›rednictwem matki swojego balsamicznego dziaÅ‚ania, ale w dodatku wydawaÅ‚y siÄ™ podnosić jak mgÅ‚a, otaczajÄ…c jÄ… i pochÅ‚aniajÄ…c, rozsiewajÄ…c wokół niej grozne miazmaty, tak że w godzinach gorÄ…czki staraÅ‚ siÄ™ otworzyć przejÅ›cie do matki, coraz mniej rzeczywistej, coraz bardziej zagarnianej przez fikcjÄ™. Ale nie mógÅ‚, ponieważ opowieÅ›ci te uzyskaÅ‚y wÅ‚adzÄ™ nad częściami jego wÅ‚asnego ciaÅ‚a i niewyob- KRAINA WÓD * 243 rażalnie zdradzieckiej poÅ›cieli, nadawaÅ‚y zaszyfrowane informacje jego arteriami i przedstawiaÅ‚y nie koÅ„czÄ…ce siÄ™ wersje samych siebie pod jego czaszkÄ…, tak że i jemu zaczynaÅ‚o grozić, że stanie siÄ™ --- zmyÅ›leniem... Aż w poniedziaÅ‚ek rano obudziÅ‚ siÄ™ i zobaczyÅ‚, że matka, absolutnie rzeczywista i namacalna, w dodatku uÅ›miechajÄ…ca siÄ™ z ulgÄ…, siedzi na łóżku i ma wÅ‚aÅ›nie zamiar namówić go na lekki posiÅ‚ek, podczas kiedy za oknem, za oszronionÄ… szybÄ… (bo chyba wraz z jego gorÄ…czkÄ… ustaÅ‚ ten zÅ‚oÅ›liwy wschodni wiatr), po drugiej stronie pokoju, którego zewnÄ™trzny chłód stanowi przyjemny kontrast z przytulnymi teraz i godnymi zaufania kocami, poranne sÅ‚oÅ„ce Å›wieci na pÅ‚aski i stabilny Å›wiat, również promiennie rzeczywisty i jasny. Widać dalekÄ… wieżę w Ely i sÅ‚ychać dalekie sapanie -- zachrypniÄ™te w mroznym powietrzu -- pociÄ…gu ósma dwadzieÅ›cia pięć do Lynn. I trudno mu uwierzyć, że tak zdecydowanie niematerialne rzeczy, jak opowieÅ›ci mogÄ… okazać siÄ™ takie drapieżne i osaczajÄ…ce... Ale. Ale. Teraz na matkÄ™ przyszÅ‚a kolej poÅ‚ożyć siÄ™ do łóżka. Grypa przeleciaÅ‚a od niego do niej. A wiatr, po jakimÅ› tygodniu szklanej ciszy, znów ożyÅ‚ i podwoiÅ‚ swojÄ… siÅ‚Ä™. Wyje w kominach, grzechoce o szyby, wyostrza sople pod okapami, zrywa powierzchniÄ™ Leemu i rzuca na betonowÄ… Å›cieżkÄ™ holowniczÄ…, gdzie przemienia jÄ… w twardÄ… i niebezpiecznÄ… powÅ‚okÄ™, posyÅ‚a przeszywajÄ…ce zimnem do szpiku koÅ›ci pociski przez każdÄ… szczelinÄ™ i szparÄ™ domku. Jednak wÅ›ród tego wszystkiego, podczas tego gwaÅ‚townego ataku zimna, matka poci siÄ™ i rzuca, zupeÅ‚nie jak on przedtem. I teraz, gwoli sprawiedliwoÅ›ci, to on z kolei powinien siedzieć przy niej, pocieszać i uspokajać. Ale to by nic nie pomogÅ‚o. Ponieważ gorÄ…czkowe sny maÅ‚ego Toma zawieraÅ‚y proroctwo. Ponieważ, choć nikt jeszcze tego nie wie, matka już z łóżka nie wstanie. Ponieważ, krótko mówiÄ…c, umiera. Choć nikt jeszcze tego nie wie. GorÄ…czka ma normalny przebieg. Kiedy jednak mija, nie pozostawia odrodzonej, dobrze znanej matki, wyrzuconej na bezpieczny brzeg wyzdrowienia i majÄ…cej nawet ochotÄ™ na trochÄ™ owsianki z mlekiem i sporÄ… Å‚yżkÄ… melasy. Zostawia zmienionÄ…, wychudÅ‚Ä… kobietÄ™, caÅ‚kiem niepodobnÄ… do tej sprzed choroby. Ponadto wiatr, który ogÅ‚osiÅ‚ wyzdrowienie waszego nauczyciela historii, cichnÄ…c i pozwalajÄ…c, by sÅ‚oÅ„ce zaÅ›wieciÅ‚o nad bÅ‚yszczÄ…cÄ… zimowÄ… bÅ‚ogoÅ›ciÄ…, dla niej nie cichnie. Nie przestaje jÄ™czeć i zawodzić. PrzerażajÄ…cy wiatr. I ponieważ wiatr nie przestawaÅ‚ wiać, choć przestaÅ‚ dla niego, ponieważ nie odchodziÅ‚, choć gorÄ…czka odeszÅ‚a, wasz nauczyciel historii, mimo że nikt mu nic nie mówiÅ‚ i mimo że byÅ‚ tylko dziewiÄ™cioletnim dzieckiem, wiedziaÅ‚. Może wiatr nie przestanie, aż ona ... ByÅ‚o też oczywiste, że tata wie. Z powodu tej jasnoÅ›ci w jego twarzy. Bo w owych dniach stopniowego odchodzenia mamy, niezmÄ…cona pogoda ducha przebijaÅ‚a w jego rysach, Å‚agodny uÅ›miech wyginaÅ‚ wargi, Å›wiatÅ‚o bÅ‚yskaÅ‚o w oku. Jak gdyby przyjÄ™cie przez niego dostatecznie konsekwentnie i zdecydowanie postawy optymizmu mogÅ‚o skÅ‚onić rzeczywistość do pójÅ›cia za jego przykÅ‚adem; jak gdyby dziÄ™ki temu, iż on nie ujawni nigdy, że jest Å›wiadomy prawdy, prawda w koÅ„cu może wcale nie okazać siÄ™ prawdÄ…. Kto jednak wie, co robiÅ‚ z tÄ… sztywnÄ… maskÄ… podczas dÅ‚ugich godzin, kiedy siedziaÅ‚, nie widziany przez nas, obserwujÄ…c i czekajÄ…c, za zamkniÄ™tymi drzwiami sypialni? Bo niezależnie od tego, czy maÅ‚emu Tomowi pomogÅ‚oby coÅ› czy nie, gdyby też siedziaÅ‚ przy matce -- kojÄ…c jÄ… czy nie leczniczymi opowieÅ›ciami -- tata monopolizuje funkcjÄ™ czuwania. Czuwa przez caÅ‚y dzieÅ„, gdy tymczasem na dole Dick, blisko czternastoletni, ale jak jego brat zwolniony ze szkoÅ‚y ze wzglÄ™dów ludzkich, odÅ‚upuje lód z bramy Å›luzy palcami, które zdajÄ… siÄ™ nie czuć zimna, nadzoruje, z tÄ™pÄ… sprawnoÅ›ciÄ…, przepÅ‚yw oszronionych barek, ale na pytania przemarzniÄ™tych do szpiku koÅ›ci majtków, którzy sÅ‚yszeli, że z paniÄ… Crick jest naprawdÄ™ niedobrze, wzrusza niezachÄ™cajÄ…co ramionami, pozwalajÄ…c, aby jego poza tym bezczynny brat (opatulony w dwa pÅ‚aszcze, w szaliku, rÄ™kawicach i za dużej kominiarce ojca i usiÅ‚ujÄ…cy nie chlipać) wypowiadaÅ‚ szlachetne kÅ‚amstwa: -- Nie tak zle, proszÄ™ pana, dziÄ™kujÄ™. Wydaje nam siÄ™, że czuje siÄ™ lepiej ... Czuwa przez caÅ‚Ä… noc; podczas gdy w naszym pokoju Dick chrapie, ja zaÅ› leżę nie Å›piÄ…c i nasÅ‚uchujÄ…c dzwiÄ™ków z przeciwnej strony korytarzyka, i modlÄ…c siÄ™ (tak, modlÄ…c: Boże, proszÄ™ CiÄ™. niech to siÄ™ nie stanie... [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ] |