[ Pobierz całość w formacie PDF ]
na miejscu Lindy, na pewno chciałabyś poznać własnego ojca i wiedzieć, że on cię kocha. Kathy odsunęła się i wyciągnęła z kieszeni chusteczkę, by osuszyć nią łzy. - Chyba... myślę, że... - zaczęła nieskładnym szeptem. - To po prostu spadło na mnie jak grom z jasnego nieba. Nie mogę uwierzyć, że człowiek, którego tak nie znoszę, jest najbliższym krewnym mojej siostry. - Podniosła na niego wzrok. - Jak mam jej to powiedzieć? - Czuła się zupełnie bezradna. - Jaki wybrać moment? - Znajdziemy go - odparł pewnym głosem. - Randolph przez lata ukrywał przed światem istnienie córki. Nie z własnej woli jednak. Czy ten fakt nie każe ci pomyśleć o nim inaczej? - W zasadzie nie wiem teraz, co myśleć - przyznała z westchnieniem. - Tak bardzo kocham Lindy. Jestem, zaszokowana odkryciem pokrewieństwa z Randolphem Curtisem. Z drugiej strony, życzę Lindy jak najlepiej... - To przecież jasne. Robiłaś dotąd wszystko, co w twojej mocy. - Patrzył na nią ciepło. - Ale wracając do wuja, nie sądzisz, że w końcu nie jest taki zły? Kathy uśmiechnęła się przez łzy. - Mogę się mylić, ale nigdy nie zgodzę się z nim w sprawie ziemi. Za chwilę mi powiesz, że sprzedaż gruntu to jakiś niewiarygodnie dobry uczynek. Trafiła w dziesiątkę. Intuicyjnie wyczuła zamiary Willa, którego twarz zalał właśnie rumieniec. - Niewykluczone - mruknął pod nosem. - Nie kieruj się pozorami. Zamilkła. Wolała nie drążyć tematu. - Muszę już iść. - Zdjął z krzesła marynarkę i spojrzał na nią melancholijnie. - Mam nadzieję, że nie obciążyłem cię zanadto tymi wiadomościami. W każdym razie, zrobiłem to w dobrej wierze. Decyzja należy do ciebie. Dopóki nie wyrazisz zgody, Randolph nie piśnie słówka. Wierzę jednak, że sama jej powiesz. - Chyba tak, ale muszę wybrać odpowiedni moment. Patrzył na jej zrozpaczoną twarz, zdając sobie sprawę, że i tak dzielnie zniosła rewelacje, z jakimi do niej przyszedł. Nie potrafił się powstrzymać, chwycił ją w ramiona i lekko pocałował. - Pamiętaj, że zawsze możesz liczyć na moje wsparcie. Kolejny pocałunek był bardziej namiętny. Will ledwo oderwał się od jej wilgotnych ust, nie chciał jednak powtarzać błędu, jaki popełnił na barce. - Do zobaczenia wkrótce - rzekł dość obojętnie. - Pewnie nie wcześniej niż za tydzień lub dwa, bo będę teraz bardzo zajęty. W razie czego nagraj się na sekretarkę. Pomachał do niej i zmusił się do wyjścia. Kathy dotknęła ciepłych jeszcze ust, po czym rzuciła się na kanapę i skuliła. Informacja o romansie matki wstrząsnęła nią do głębi. Przypominała sobie każde wypowiedziane przez Willa słowo, i raz za razem analizowała je w myśli. I nagle wszystko zaczęło nabierać sensu. Oto młoda samotna kobieta z ciężko chorym mężem i bez środków do życia. Randolph, z pieniędzmi, pozycją i pochlebiającym jej uczuciem, był dla niej niczym zbawca. Ale potem, co także w pełni zrozumiałe, w chwili śmierci męża odzywa się su- mienie. Kathy przyznała niechętnie, że Randolphowi też przypadła w udziale spora porcja cierpienia. To jasne, że kochał jej matkę, skoro zachował milczenie. Była wdzięczna za sposób, w jaki Will jej to wszystko oznajmił. Przecież dla niego też nie było to łatwe. Zniknął gdzieś dawny żartowniś i flirciarz, jakby - aż bała się o tym myśleć - naprawdę mu na niej zależało. A czyż przywiązanie i miłość nie są następstwem troski? Spojrzała do lustra i omal nie krzyknęła. Wpadała właśnie w zgrabnie zastawioną pułapkę! Ona i Curtis?! ROZDZIAA DZIEWITY Will przeglądał ostatni numer biuletynu Narkotyki i Terapie". Jego uwagę przyciągnął artykuł na temat kortykosteroidów i ich wdychania przez pacjentów z astmą. Litery skakały mu przed oczami. Nie mógł się skoncentrować, wciąż krążył myślą wokół sprawy Randolpha i Lindy, zastanawiając się, czy dobrze zrobił, informując o wszystkim Kathy. Kiedy zadawał wujowi proste pytanie: Dlaczego Kathy uważa, że skrzywdziłeś jej matkę?", za nic w świecie nie spodziewał się takiej odpowiedzi. Siedzieli na tarasie dużego domu wuja, pijąc drinki. Wieczór był piękny. Randolph nie doszedł jeszcze całkiem do siebie po operacji. Will wykorzystał moment - rozmawiali akurat o Kathy i jej siostrze. Randolph zachwycał się jezdzieckimi umiejętnościami Lindy. W chwili, gdy padło pytanie o matkę dziewcząt, zapadła cisza. Will był zaskoczony smutkiem, jaki wywołał niechcący na twarzy wuja, która natychmiast jeszcze bardziej zbladła i poszarzała. - Przepraszam - odezwał się, poklepując go po ramieniu. - Nie chciałem cię martwić. Nie odpowiadaj, jeśli nie chcesz. Chciałem tylko wyjaśnić, dlaczego Kathy wciąż coś ci zarzuca. Nie wierzę, żebyś mógł skrzywdzić kogokolwiek z premedytacją. - Ona nie ma pojęcia, co zaszło między mną i jej matką, nikt o tym nie wie! - odparł Randolph przejmująco. - W takim razie niech tak zostanie, jeśli uważasz to za słuszne, a Kathy pozostaną domysły. Randolph wychylił spory łyk whisky. - Minęło tyle lat. Od dawna już zamierzałem wyznać prawdę, zwłaszcza po wyjściu ze szpitala. Bo tam przeraziłem się i uświadomiłem sobie, że nie będę żyć wiecznie. Najwyższy czas, żeby panny Macdowell poznały fakty. Tym bardziej że - tu spojrzał przenikliwie na Willa - historia może się powtórzyć. - Nie rozumiem. Co ma się powtórzyć? Jakie fakty? - Tak się dziwnie składa - ciągnął Randolph nieco lżejszym tonem - że kobiety Macdowellów rodzą w Curtisach fatalne zauroczenie. Darzyłem Rachel wielkim uczuciem, gdy jej męża złożyła choroba. A teraz coś mi się zdaje, że ty zakochałeś się w jej córce. No i tak Will dowiedział się całej reszty. O tym, jak Rachel Macdowell zwróciła się do niego po radę, jak rosła ich namiętność, z której narodziło się dziecko, a to z kolei stało się przyczyną ich rozstania. - Kochała mnie, wiem o tym - opowiadał Randolph ze wzruszeniem. - Ale jej szalone poczucie winy było tak głębokie, jej rozpacz tak wielka, że obiecałem odsunąć się i nie narzucać z pomocą. Od tamtej pory jestem sam - rzekł ze smutkiem. - A moim największym pragnieniem jest uściskać Lindy, moją ukochaną córkę, żeby wiedziała, kim dla niej jestem. A Kathy... jest prawie moją pasierbicą. Wszystkie te wiadomości poruszyły Willa, który sądził, że wie o wuju wszystko. Był zawsze pewien, że stary Curtis kryje wrażliwe serce za szorstką powłoką, bo sam doświadczył dobroci z jego strony. Teraz liczył na to, że także Kathy doceni Randolpha. Z wewnętrznej kieszeni marynarki wyciągnął niedużą fotografię. Twarz Kathy, ocieniona wielkim słomkowym kapeluszem, otoczona burzą miodowych włosów, uśmiechała się do niego. Zrobił to zdjęcie na barce, owego fatalnego popołudnia, kiedy zdał sobie sprawę, ile przeszkód musi pokonać, by zdobyć jej uczucie. Z westchnieniem odłożył biuletyn i zabrał się do studiowania dokumentów [ Pobierz całość w formacie PDF ] |