[ Pobierz całość w formacie PDF ]

obmywam wodą moją twarz i obiecuję rodzicom, że zadzwonię do nich pózniej.
- Zostanę tutaj - mówi tato. Daje mamie kluczyki i każe jej jechać do domu
i trochę odpocząć. Jej oczy są przekrwione i wygląda jakby nie spała.
Przekonanie jej zajmuje trochę czasu, ale mama w końcu zgadza się,
zwłaszcza, gdy ojciec obiecuje jej cogodzinne informacje.
Podczas gdy znajduję się kroki od korytarza prowadzącego do pokoju
Bena, kręcę głową i siadam na ławce przed salą i czekam na niego.
Pózniej tata daje mi coś zimnego do picia. Kimmie wzywa mnie, abym
spróbowała zjeść kanapkę, którą przyniosła mi z kawiarni. Wes podaje mi koc.
Dają mi czasopisma.
Ale jedyne co ja chcę, to siedzieć tu i czekać, aż Ben się obudzi.
W pewnym momencie pojawia się policjant, pyta mnie o to co się stało z
Piper.
Wkrótce potem Adam przychodzi skontrolować to co się dzieje, aby
zaoferować więcej pomocy i dowiedzieć się co z Benem.
Potem czekam tylko jeszcze trochę.
Dwie godziny pózniej, z tatą drzemiącym na ławce obok nas, ciotka Bena
wreszcie wychodzi z jego pokoju.
- Co z nim? - pytam, wstając.
Ona kręci głową. - Nie najlepiej z nim.
- Dlaczego? - pytam. Azy ponownie wypełniają moje oczy. - Czy mogę go
zobaczyć?
Ciotka Bena zgadza się i pozwala mi wejść do pomieszczenia.
Jest podłączony do wszelkiego rodzaju maszyn, które utrzymują go przy
życiu. Na monitorze widnieje rytm jego serca. Siedzę przy jego łóżku, obejmuję
wyciąg nad nim. W ten sposób przypadkowo ocieram się o jego uda.
I wtedy to czuję.
W tym momencie mam elektryczne uczucie, takie jak miałam, gdy
pierwszy raz dotknął rzeczy w moim pokoju, gdy poprosiłam go, aby został na
noc. To moje uczucie promieniuje do kręgosłupa i gryzie moje nerwy. To tak,
jakby to coś tam, oznaczało coś na jego nodze.
Przesuwam palcami w miejscu, gdzie dotknęłam koca, prawie kusząc się,
żeby spojrzeć pod niego. Zamykam oczy, starając się wyczuć, coś tak jak on,
aby uzyskać jakiś mentalny obraz jedynie przez dotyk. Ale nie mogę. Nie
potrafię.
Próbuję jednak się dowiedzieć, czy mam rację.
Spoglądam przez ramię w stronę drzwi, sprawdzając, że nikt nie patrzy i
wtedy sięgam w dół.
Ben jest ubrany w strój szpitalny. Z drżeniem palców, odsuwam dół i od
razu widzę: obraz kameleona, wytatuowany na udzie.
Ma jakieś cztery cale długości, jest zielony w żółte paski.
Ogon jest zakręcony w literę C.
Czuję, że moja twarz się zmienia, zastanawiam się, kiedy zrobił sobie
tatuaż i dlaczego nigdy mi nie powiedział. Nie tak dawno temu dopiero
opowiedziałam mu historię mojego imienia, jak moja matka nazwała mnie po
kameleonie, ponieważ kameleony posiadają instynkt przetrwania.
- Ty musisz przetrwać, również - szepczę.
Opuszczam wszystko na niego powrotem i biorę go za rękę, wiedząc jak
dobrze nasze dłonie pasują do siebie i powracam do myślenia o tym, jak to było
jak po raz ostatni mnie uratował - gdy wziął mnie za rękę i powiedział mi, że
zawsze będziemy razem.
Obniżam głowę na jego pierś i nadal ściskam go za dłoń. Azy spadają na
pościel, zwilżając materiał tuż nad jego sercem. - Tak bardzo przepraszam -
powtarzam mu w kółko.
Kilka chwil pózniej, nie czuję spięcia w moim ręku. Ben sunie kciukiem.
- Przepraszam za co? - Oddycha. Jego głos jest szorstki i słaby.
Podnoszę głowę, by zobaczyć jego twarz. Jego powieki trzepoczą
delikatnie. Monitor zaczyna wydawać szybsze sygnały dzwięków. A jego usta
toczą walkę, żeby się poruszyć.
- Nie próbuj mówić - mówię mu, - poszukam pielęgniarkę, aby sprawdziła
podłączenia.
- Proszę - szepce, a oczy ma niemal całkowicie otwarte. - Nie odchodz.
- Nie odejdę - obiecuję, ściskając jego rękę jeszcze silniej.
Ben szybko zaczął wracać do zdrowia. Policja przyszła porozmawiać z nim
i nakazali mi opuścić jego pokój, nawet kiedy błagałam ich, żeby pozwolili mi
zostać.
W końcu kazano mi zupełnie opuścić szpital. Pielęgniarki Bena
powiedziały mi, że muszę wrócić do domu i odpocząć, żeby moje własne rany
się zagoiły.
Ku mojemu zaskoczeniu, Ben zgodził się na to.
- Jesteś pewien?  zapytałam go.
Kiwnął głową i spojrzał w inną stronę, jakby w miarę nabierania sił i
stawania się bardziej przytomnym, pamiętał coraz więcej.
***
Minął cały tydzień od kiedy to się wydarzyło. Ben jest teraz w domu. Ale
nie odpowiada na moje telefony.
Starałam się nie rozmyślać nad tym, żeby dać mu trochę przestrzeni, której
potrzebuje i żeby nadgonić z potrzebnym odpoczynkiem. Ale teraz jestem
gotowa, żeby powiązać te luzne końce.
Mój pierwszy cel: Piszę list do mojej cioci mówiąc jej, że wiem, że nie jest
szalona, że mam wrażenie, że rozumiem przez co dokładnie przechodzi i że
będę czekać na to, aż wyjdzie ze szpitala i trafi w ręce ludzi, którzy naprawdę
będą mogli jej pomóc  ludzi, którzy wiedzą o pozazmysłowych mocach.
Takich, jakie ja najwyrazniej posiadam.
Zaklejam kopertę, żałując, że nie rozszyfrowałam rzezby noża, którą
zrobiłam  że nie zatrzymałam się i nie zastanowiłam nad tym, dlaczego
umieściłam inicjały Bena na ostrzu. Może wtedy mogłabym go ostrzec. Może
wtedy mógłby uniknąć którejś nieuchronnej niebezpiecznej sytuacji.
Chociaż głęboko w sercu wiem, że to nie miałoby dla niego znaczenia, i tak
przyszedłby mnie uratować. To jest jedną z tych rzeczy, które kocham w nim
najbardziej.
Zabieram list do skrzynki na końcu mojej ulicy i czuję ogromną ulgę, kiedy
wrzucam go do środka. Kiedy jestem z powrotem w domu mama przychodzi z
salonu, gdzie skończyła swoją poranną medytację. Jest nadal w piżamie, a
flanelowy materiał pokryty jest wzorem w małe figurki Buddy.
- Musimy porozmawiać  mówię, zanim ona może w ogóle wypowiedzieć
 dzień dobry .
- Cieszę się, że jesteś gotowa.  Siada przy wysepce w kuchni.  Twój
ojciec i ja chcieliśmy dać ci trochę czasu, żebyś mogła wszystko przetrawić.
- Cóż, dzięki  mówię, zajmując miejsce naprzeciwko.
- Więc myślę, że powinnyśmy porozmawiać o zaufaniu  zaczyna.  Chcę,
żebyś czuła, że możesz zaufać tacie i mnie, bez względu na to, co się dzieje.
Nawet jeśli uważasz, że się z tobą nie zgodzimy. Mam na myśli nas oboje, kiedy
mówię, że jesteśmy dumni, że chciałaś pomóc przyjacielowi, ale musisz
przyznać, że to przerosło twoje możliwości.
- Przyznaję  mówię, potakując, kiedy wypomina mi, że powinnam
powiedzieć im co się dzieje, że zle postąpiłam nie idąc na policję i że w szkole
Adama są wyszkoleni profesjonaliści, których pracą jest radzenie sobie z takimi
sprawami.
- Gramy w tej samej drużynie  przypomina mi.
- Wiem. I naprawdę ufam tobie i tacie.
- Doprawdy?  Jej oczy się zwężają.  Bo czuję się tak, jakbyśmy już przez
to przechodzili.
- Wiem  powtarzam.  Po prostu myślałam, że dam sobie z tym radę. 
Tak głupio jak mogło to brzmieć.
- Posłuchaj, nie chcę robić ci wykładu  kontynuuje.  Chcę, żebyś
wiedziała, że możesz przyjść do mnie z różnymi rzeczami. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mons45.htw.pl
  • Wątki
    Powered by wordpress | Theme: simpletex | © (...) lepiej tracić niż nigdy nie spotkać.