[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Anne szybko zerknęła w dół i zamarła. Rzeczywiście, do jej sukni poprzyczepiały się zdzbła słomy i siana. Strząsnęła je szybkim ruchem. - Widocznie nie jest tam tak czystko, jak myślałam - powiedziała lekceważącym tonem. - Albo wybrałaś się na dłuższy spacer - zasugerował Simon. Stanął tak, żeby zatarasować drzwi do jej sypialni. - Masz mnie za głupca, pani? - zapytał lodowato. - Tej nocy wcale nie było cię w kaplicy. Poszłaś do stajni, żeby sprawdzić, co dzieje się z ukrytym skarbem. Anne zadrżała. - Byłam w kaplicy - powtórzyła z tępym uporem. - Tam mnie znalazłeś. - Kłamiesz - powiedział Simon. Dał krok bliżej i niemal przycisnął ją do ściany. Anne uniosła głowę i spojrzała mu prosto w oczy. Serce waliło jej jak młotem. - Przeszukam stajnie - oznajmił Simon. - Znajdę skarb. - Już to robiłeś - odparowała Anne. - Niczego nie znalazłeś. Simon odsunął się i popatrzył na nią zimnym wzrokiem. - Jeszcze jedna taka wyprawa - ostrzegł - i znajdziesz się pod kluczem. Przysięgam, że tak właśnie zrobię. Nieoczekiwanie chwycił ją za ramiona i od stóp do głów zmierzył ostrym spojrzeniem. - Za dwa tygodnie będziesz moją żoną, Anne. Tak dłużej być nie może. Wezmiemy ślub, choćbyś mnie miała za to znienawidzić. W końcu to lepsze niż twoja obojętność lub tortury. Przez chwilę przyglądali się sobie. Nagle Simon objął ją mocniej i pocałował. Jego usta były gorące i spragnione. Anne niemal bezradnie wtuliła się w jego objęcia. Kręciło jej się w głowie. W końcu Simon ją puścił. - Może nawet za tydzień - powiedział, odwrócił się i odszedł. Anne weszła do komnaty, zamknęła za sobą drzwi i oparła się o chłodną ścianę. Wcale nie chciała, żeby Simon na nią się złościł. Była oszołomiona, wystraszona i bardzo samotna. Nadal darzyła go uczuciem, chociaż stanowił dla niej wielką grozbę. Ani na chwilę nie zapomniała o swojej pierwszej, niewinnej, niemal jeszcze dziecięcej, miłości. Przeszła na drugą stronę komnaty i ciężko opadła na fotel. Chciała pozostać w Grafton, założyć rodzinę i przez resztę lat żyć w spokoju. W wyobrazni widziała się u boku Simona. Chciała, aby był jej prawdziwym mężem, a nie wrogiem. Wstała z fotela, ociężałym krokiem podeszła do okna i zaciągnęła grube zasłony Noc była zimna. Anne ze smutkiem pomyślała o mądrych radach ojca. Hrabia Grafton zawsze życzył sobie, żeby przyjęła oświadczyny Simona. Chciał dla niej jak najlepiej. Sprzeciwiała się jego woli tylko ze względu na własne poczucie lojalności wobec króla. Powoli potarła czoło. Jest tylko jeden człowiek, który może mi naprawdę pomóc, pomyślała. Potrzebowała jego wsparcia - jakiejś naprawdę mądrej, wynikającej z doświadczenia rady. Usiadła przy biurku, wyjęła z szuflady kartkę, umoczyła pióro w atramencie i zaczęła pisać. Następnego ranka, wraz z pierwszym pianiem koguta, konny posłaniec opuścił Grafton. Udał się o jeden dzień drogi na północny zachód, do siedziby rodu Greville w Harington. Miał przy sobie listy żołnierzy, którzy pozostawili tam swoje rodziny. Wśród nich znajdowała się także wiadomość od Simona do ojca, Fulwara Greville'a. Simon jak zwykle pisał przede wszystkim o zdrowiu Henry'ego. Chociaż wysyłał listy co tydzień, ojciec nigdy nie odpowiadał. Najwyrazniej nie życzył sobie żadnego kontaktu ze starszym synem. Tego dnia posłaniec otrzymał dodatkowy list od lady Anne Grafton. Oddała mu go dopiero w stajni, kiedy szykował się do drogi. Wziął pismo bez zastanowienia, chociaż Simon zabronił mu przekazywania jakiejkolwiek korespondencji od lady Anne. Jednak tym razem list był zaadresowany do hrabiego Harington, więc posłaniec uznał, że to nic groznego. Rozdział ósmy - Jesteś dzisiaj jakiś roztargniony, Simonie - z uśmiechem powiedział Henry Greville. - A może specjalnie dałeś mi wygrać? Oderwał wzrok od szachownicy i spojrzał na brata. Siedzieli sami, przy warcabach, w długiej galerii obok kominka. Było już dawno po obiedzie i w całym domu panowała cisza. Simon rzeczywiście wydawał się niespokojny. Nie chciał się przyznać, że było to spowodowane ostatnim zniknięciem Anne. Nawet nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo cenił jej obecność, kiedy siedzieli razem przy posiłku. Obserwował ją, kiedy czytała w galerii lub podczas długich wiosennych dni trenowała swoją ulubioną klacz. Teraz to wszystko się skończyło. Od kiedy powiedział jej o swych małżeńskich planach, Anne unikała go jak ognia. Wyraznie czuł, że oddaliła się od niego. Dzieliła ich głęboka przepaść i chociaż wkrótce mieli wziąć ślub, stali się sobie zupełnie obcy. Simon wstał i wyjrzał przez okno. Wpatrywał się w ciemne niebo. Wiatr wył pośród strzelnic i poruszał sztandarem jego rodu. Zimny dreszcz przebiegł po plecach Simona, chociaż w kominku płonął jasny ogień. - Przepraszam - powiedział do młodszego brata. - Nie mogę się skupić. Zmarszczył brwi. [ Pobierz całość w formacie PDF ] |