[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Nie, proszę cię, Lewis. Nie mogę rozmawiać o tym teraz. Dobry Boże, dlaczego, u licha, Jessica musiała zobaczyć nas w łóżku? To pytanie Lacey zmuszona była zadawać sobie wielokrotnie w następnych dniach. Trudno było naprawić wyrządzone już szkody. A fakt, że pozwolili Jessice wierzyć w zgodę między rodzicami i wspólne plany na przyszłość, jedynie zaostrzał problem. Jessica nie była w stanie ukryć swej radości. Cieszyła się, wierząc w ich szczęście. Pierwotnie zamierzała przyjechać tylko na parę dni, aby przeprosić Lacey i wyjaśnić, dlaczego skontaktowała się z ojcem bez zgody matki. - To nie do wiary, że jesteście razem powtarzała im bez ustanku. Lewis miał na szczęście wiarygodne powody, aby je opuścić. Musiał wrócić do pracy. Jego wyjazd przyniósł Lacey ulgę. Nie będę musiała dzielić z nim łóżka następnej nocy, pomyślała. Wyjeżdżał i wracał. Spędzili razem jeszcze jeden cały dzień, a potem dwa. W końcu został oświadczając, że pragnie być jak najdłużej z dwiema najważniejszymi kobietami w swym życiu. O przeszłości nie rozmawiali. Podekscytowana Jessica paplała tylko o przyszłości. Lacey im częściej słuchała córki, tym silniej poczuwała się do winy. Prędzej czy pózniej Jessica będzie musiała dowiedzieć się prawdy. Niezależnie od tego, jak często wspominała przeszłość i to, co się wówczas wydarzyło, Lacey czuła, że coraz bardziej uzależnia się od Lewisa. Pociągał ją coraz silniej. Dręczyła ją męka i nienawiść do siebie samej, własna słabość i niezdolność do zderzenia się z rzeczywistością. Na szczęście Jessica mogła spędzić z nimi tylko kilka dni. Ku konsternacji Lacey, zaproponowała, w ostatnim dniu swego pobytu, wspólną wycieczkę do domu Lewisa. - Myślę, że powinniście tam zamieszkać, kiedy już ustalicie datę ślubu. Masz tam przecież swoją pracę... - zwróciła się do ojca. - Jessica. Nie sądzę... - protestowała Lacey. - W porządku - przerwał Lewis. - Poza tym Jess ma rację, choć ostrzegam cię, że dom nie jest taki jak ten. Nie tak przytulny. Mówił to prawie bezbarwnie, zamknięty w sobie. Zaniepokoiła się. Nigdy nie wspominał o kobiecie, dla której ją zostawił. Dowiedziała się teraz, że nigdy jej nie poślubił, ale chyba 69 musieli razem mieszkać, w tym samym domu, mieć wspólne plany. Skuliła się na myśl, że mogłaby odwiedzić dom, który dzielił z tą drugą. Z kobietą, którą kochał bardziej niż ją. - Kupiłem dom pięć lat temu. Szczerze mówiąc, jest za duży na jedną osobę. Zupełnie nie wiem, dlaczego to zrobiłem - opowiadał Jessice. - Pobożne życzenie - rzekła z uśmiechem Jessica. - Być może. Wtedy jednak nie miałem pojęcia, że twoja matka... że ty istniejesz. - Nie jest za pózno. Ty i mama możecie mieć jeszcze jedno dziecko... więcej dzieci. Obecnie przywrócenie płodności nie jest problemem, a mama nie ma nawet czterdziestu lat... - Jessica - ucięła szybko Lacey, ale córka nie dała się uciszyć i mówiła dalej. - Mamo, wiesz, że inne dziecko pokochałabyś także. A ja nie miałabym nic przeciwko małej siostrzyczce. Te słowa wyrażały przekonanie wszystkich trojga. Mimo posępnego spojrzenia Lewisa, Lacey poczuła znajome ukłucie, ból wzmacniający wiarę, że Jessica ma rację. Pokochałaby inne dziecko, pod warunkiem że byłoby dzieckiem Lewisa. - Jeśli nawet testy potwierdzą przypuszczenia, nic nie powstrzyma mnie od posiadania dzieci. Nie zaryzykowałabym rodzenia chłopców, ale rodzenie dziewczynek, owszem - powiedziała Jessica cicho. Lacey zdrętwiała, gdy ujrzała, że Lewis wychodzi do ogrodu. Plecy miał przygarbione, jakby niósł ogromny ciężar. - Co się stało? Co ja takiego powiedziałam? - pytała Jessica oszołomiona. - Martwi się o ciebie. Daj mu trochę czasu. Czuje się winny, odpowiedzialny za to, że prawdopodobnie nigdy nie będziesz mogła urodzić synów. W każdym razie nie bez ryzyka przekazania im skażonych genów. - Ale mogę przynajmniej wybierać. Co ty zrobiłabyś, mamo, gdyby powiedział ci wcześniej o niebezpieczeństwie? Wtedy gdy mnie już nosiłaś? - Nie wiem. Prawdopodobnie utrzymałabym ciążę. - Ale przecież tata nie chciałby tego. Próbowałby cię nakłonić do usunięcia ciąży. Lacey zagryzła wargi. - Jessica. Widziałaś, co dzieje się z małym Michaelem. Wiesz, co przecierpiała jego rodzina. Nie chcę przez to powiedzieć, że podzielam pogląd Lewisa, ale jednak rozumiem go. 70 - Tak. Tak, wiem. Właśnie uzmysłowiłam sobie, że gdybyś... gdyby on nie rozwiódł się z tobą, mogłabym się w ogóle nie urodzić. - Ale urodziłaś się, a dzięki osiągnięciom współczesnej techniki wiesz już, że możesz mieć tylko córeczki. Jessica stanęła przy oknie. - Tatuś wygląda na osamotnionego. Myślę, że okropnie za tobą tęsknił. Widać, co do ciebie czuje, a ja wiem, że go kochasz i... że zawsze go kochałaś. Tak się cieszę, że znowu jesteście razem. - Jess, to nie jest tak oczywiste. To może nie wyjść - zaczęła Lacey, lecz Jessica nie chciała słuchać. - Tak bardzo chcę wreszcie zobaczyć jego dom. A ty nie? Ciekawe, jak wygląda? Lewis patrzył w stronę domu. Jessica otworzyła drzwi na taras i wybiegła do ogrodu. Zciskała Lewisa z taką miłością, że Lacey napłynęły łzy do oczu. Niedługo będzie musiała powiedzieć córce całą prawdę. Niedługo, lecz nie dziś. Nie teraz, kiedy jej stosunki z Lewisem są tak świeże i czułe. Jazda przez znajome miejsce, w którym mieszkała kiedyś z Lewisem, sprawiła, że Lacey czuła rosnące napięcie. Miasteczko zmieniło się przez lata. Powiększyło i rozrosło, ale centrum było takie jak kiedyś. Lewis miał teraz o wiele większe biuro. Mieściło się przy głównym placu. Podkreślił to, kiedy przejeżdżali obok. Przyznał, że ten ładny, trzykondygnacyjny budynek jest jego własnością. [ Pobierz całość w formacie PDF ] |