[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Pogrążona w rozmyślaniach nie zauważyła, że Aleks dostrzegł jej próbę wymknięcia się chyłkiem z ratusza. %7łeby ją dopędzić, musiał przebiec przez całą salę. Robi z siebie widowisko, pomyślała ze złością. Szczęściem mrok, który zapadł na zewnątrz, skrył litościwie jej rumieniec. Serce łomotało jej jak po ciężkim biegu, gdy dłoń Aleksa zacisnęła się na jej ramieniu. Poczuła bijące od niego ciepło. Nic nie mogła poradzić na to, że jej ciało nie chciało słuchać głosu rozsądku. - Właśnie rozmawiałem z nadinspektorem Jeremim Harrisonem. Powiedział mi, że zamierzasz przeprowadzić wywiad z Wayne'em. - Tak. Istotnie mam taki zamiar - przyznała Mollie, dzielnie usiłując zignorować niemiłe ukłucie w sercu, gdy zorientowała się, że Aleks nie zatrzymał jej z powodów osobistych. - Tylko skąd, u licha, dowiedział się o tym? - Dowiedział się, bo taką ma pracę - odparł cicho Aleks. - Mollie, nie wydaje mi się, żeby przeprowadzanie wywiadu z tym ptaszkiem było dobrym pomysłem... - Nie wydaje ci się? - obruszyła się Mollie. - A więc miałam rację - stwierdziła z wściekłością. - Wszystko, co powiedziałeś, było tylko fasadą, za którą ukrywasz taką samą niechęć i wrogość do wędrowców, co reszta ludzi - zaatakowała go. - To, co mówiłeś o tolerancji i potrzebie spojrzenia na wszystko z ich punktu widzenia, było po prostu kłamstwem... Jesteś... - To wcale nie były kłamstwa - przerwał jej, przeciągając ręką po włosach. - Mój Boże, ależ trafiła mi się nieodpowiedzialna bigotka... - Co... ja mam być nieodpowiedzialną bigotką? - Mollie niemal zachłysnęła się z wściekłości. - Skoro jesteś taki szlachetny i liberalny, czemu usiłujesz odwieść mnie od przeprowadzenia wywiadu z Wayne'em? Pewnie, żebym nie mogła przedstawić drukiem jego poglądów? Jesteś taki sam, jak cała reszta miasteczka. Po prostu usiłujesz zachować swój stan posiadania... - zaatakowała go. - Jesteś w dużym błędzie - odparł posępnie Aleks. - Usiłuję cię chronić... - Usiłujesz mnie chronić? Też coś! Nie wierzę ci - zawołała, gniewnie zaciskając pięści. - Gdyby tak było, nie musiałbyś& - W porę ugryzła się w język. - Czego bym nie musiał? - spytał natychmiast, lecz na szczęście nim zabrnęli zbyt daleko, podszedł do nich ktoś pragnący porozmawiać z Aleksem. To pozwoliło Mollie uciec i wymigać się od nieprzyjemnej rozmowy. Po dziesięciu minutach spaceru w stronę domu przystanęła, by odetchnąć balsamicznym powietrzem nocy, ciężkim od zapachu lewkonii, rozkwitłych w ogrodzie pięknego starego domku. Takie same kwiaty hodowała sąsiadka jej babci i woń lewkonii zawsze kojarzyła się Mollie z dzieciństwem. Dziś na zebraniu była podobna starsza pani, która bardzo elokwentnie opowiedziała o swoim szczęściu, gdy ujrzała zagajnik doprowadzony wspólnym wysiłkiem mieszkańców do stanu, jaki pamiętała z dzieciństwa. Potem dodała, jaką wielką tragedią jest pozostawianie piękna przyrody na pastwę ludzkiej złości i agresji, przypomniała sobie Mollie. Dziwne, lecz zamiast uczucia triumfu, że udało się jej zdemaskować Aleksa, który w ostatniej rozmowie odsłonił swoje prawdziwe oblicze, ogarnął ją smutek, zaprawiony kroplą goryczy. Co się z nią dzieje? Na pewno lepiej jest znać prawdę niż wpaść w pułapkę zaślepienia. Nie powinna wierzyć Aleksowi ani zbytnio go idealizować, a jednak gdzieś tam, w głębi duszy, czaiły się jakieś wątpliwości. %7łe niby co? %7łe myliła się co do niego? Niemożliwe, dobrze wiedziała, co sądzić o takich, jak on. Gdy otwierała drzwi frontowe, zerknęła ze smutkiem w ciemne okna. W holu zatrzymała się na chwilę, nim zapaliła światło. Drzwi do kuchni były lekko uchylone, a dochodzący przez nie podmuch wskazywał, że musiała zostawić otwarte okno. Niemożliwe, na pewno zamknęła je przed wyjściem z domu. Trochę niepewnie weszła do kuchni i zmartwiała, gdy usłyszała pod stopami chrzęst stłuczonego szkła. Szybko sięgnęła do wyłącznika i krzyknęła lekko z przerażenia, widząc, że ktoś wybił okno w kuchni. [ Pobierz całość w formacie PDF ] |