[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Zgadza się, ale. . .
 Nie zajmujemy się sprawami New Hampshire.
 Ale rzeka przepływa głównie przez Massachusetts.
 Możliwe, zródło skażenia znajduje się jednak w New Hampshire. Musi pan
porozmawiać z tamtejszą agencją.
 Boże, daj mi siły  wyszeptał pod nosem Charles.
 Proszę?
 Ma pani ich numer?
 Niestety. Niech pan spróbuje dowiedzieć się w informacji.
Połączenie zostało przerwane.
Charles zadzwonił do informacji telefonicznej stanu New Hampshire i uzyskał
numer Urzędu Służb Stanowych. Nie znano telefonu do Kontroli Skażeń Wód, ale
gdy połączył się z centralą, podano mu właściwy wewnętrzny. Mając wrażenie,
że zaczyna powtarzać swą wiadomość jak automatyczna sekretarka, jeszcze raz
powiedział, o co mu chodzi.
 Chce pan złożyć to doniesienie anonimowo?  spytała kolejna kobieta.
114
To pytanie tak go zaskoczyło, że minęła chwila, nim odpowiedział:
 Nie, Nazywam się Charles Martel, jestem lekarzem medycyny, mieszkam
w Shaftesbury.
 Dobrze  powiedziała kobieta, najpewniej zapisując podane przez niego
dane.  Gdzie ma miejsce rzeczone skażenie?
 W Shaftesbury. Chodzi o firmę pod nazwą Recycle Ltd. To przetwórnia
odpadów, wylewa do Pawtomacku benzen.
 Dobrze. Dziękuję bardzo.
 Proszę chwilę zaczekać!  zawołał Charles.  Co państwo z tym zrobi-
cie?
 Przekażę sprawę jednemu z naszych inżynierów. On to zbada.
 Kiedy?
 Nie mogę powiedzieć na pewno.
 A w przybliżeniu?
 Mamy dużo roboty z wyciekami ropy w Portsmouth, więc zapewne za kilka
tygodni.
Nie to spodziewał się usłyszeć Charles.
 Jest tam teraz któryś z inżynierów?  spytał.
 Nie, obydwaj są w terenie. Chwileczkę! Właśnie wrócił jeden z nich. Chce
pan z nim porozmawiać?
 Bardzo proszę.
Po krótkiej chwili zwłoki w słuchawce rozległ się męski głos:
 Larry Spencer przy telefonie.
Charles powiedział szybko inżynierowi, dlaczego dzwoni. Zaznaczył, że zale-
ży mu, by ktoś zajął się tą sprawą natychmiast.
 Mamy tu mało ludzi  zastrzegł się inżynier.
 Ale to naprawdę poważna sprawa. Benzen jest trucizną, a nad rzeką miesz-
ka mnóstwo ludzi.
 Wszystkie sprawy są poważne  rzekł inżynier.
 Czy nie dałoby się tego jakoś przyspieszyć?  spytał Charles.
 Właściwie nie. Chociaż mógłby pan zadzwonić do Agencji Ochrony Zro-
dowiska i spróbować ich tym zainteresować.
 Tam właśnie zatelefonowałem najpierw. Odesłali mnie do was.
 No proszę!  powiedział inżynier.  Trudno wyczuć, którą sprawę we-
zmą. Zazwyczaj pomagają dopiero, gdy odwalimy całą brudną robotę, czasami
jednak zajmują się czymś od początku. To idiotyczny, nieskuteczny system, ale
jedyny, jaki mamy.
Charles podziękował inżynierowi i rozłączył się. Czuł, że mężczyzna był wo-
bec niego szczery, poza tym dał mu przynajmniej nadzieję, że mimo wszystko
Agencja może zainteresuje się sprawą. Zauważył kiedyś, że Agencja mieści się
115
w biurowcu imienia Johna Fitzgeralda Kennedy ego w centrum Bostonu. Nie za-
mierzał dzwonić Sam więcej; zdecydował się złożyć im wizytę osobiście. Nie
mogąc usiedzieć w laboratorium, schwycił płaszcz.
 Niedługo wrócę  zawołał do Ellen.
Nie odpowiedziała. Odczekała dobrą chwilę, zanim po wyjściu Charlesa wyj-
rzała na korytarz. Nigdzie nie było go widać. Wróciła do biurka i zadzwoniła do
doktora Morrisona. Nie miała już wątpliwości, że Charles zachowuje się nieodpo-
wiedzialnie, nawet zważywszy chorobę córki; w końcu naraża na stratę pracy nie
tylko siebie, ale i ją. Morrison z powagą wysłuchał Ellen, po czym powiedział, że
zaraz do niej zejdzie. Nadmienił również, że jej pomoc w tak trudnej sytuacji na
pewno nie pozostanie nie doceniona.
Charles opuścił instytut w stanie narastającej wściekłości. Wszystko się sypa-
ło, łącznie z jego planarni zemsty. Po wszystkich tych rozmowach telefonicznych
nie był już taki pewny, że znajdzie jakiś sposób na przetwórnię, pozostaje mu chy-
ba wyprawić się tam ze swą starą dubeltówką. Bez przerwy nawiedzał go obraz
córki na szpitalnym łóżku. Nie miał pojęcia, skąd bierze się jego przekonanie, że
chemioterapia w przypadku Michelle zawiedzie. Może w tak szalony sposób pod-
świadomie przygotowywał się na najgorszą ewentualność. Zdawał sobie przecież
sprawę, że chemioterapia to jedyna nadzieja.
 Jeśli już musiała zachorować na białaczkę  zawołał, dygoczącymi ręka-
mi ściskając kierownicę pinto  to dlaczego nie na limfoblastyczną, przy której
chemioterapia jest tak skuteczna!
Nieświadomie zwolnił poniżej czterdziestu mil na godzinę, wywołując wście-
kłość innych kierowców. Mijając go wśród kakofonii klaksonów, wygrażali mu
pięściami.
Utknąwszy jakoś samochód na miejskim parkingu, Charles ruszył pod wy-
sokim ceglanym murem oddzielającym geometryczny ratusz od federalnego biu-
rowca JFK. Budynki działały jak ściany tunelu aerodynamicznego. Charles był [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mons45.htw.pl
  • Wątki
    Powered by wordpress | Theme: simpletex | © (...) lepiej tracić niż nigdy nie spotkać.