[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Po paru dniach spędzonych z Ursulą na pewno wróci do
siebie - odezwała się wesoło Bea. - Wszystko dobre, co się
dobrze kończy.
- Powiedz to biednym głupkom, którzy tam zostali -
mruknął Felix pod nosem. Na moment jego wzrok spotkał się
ze wzrokiem Anny, ale Felix odwrócił spojrzenie. Przyglądał
się swoim butom i z lekkim grymasem bólu na twarzy
próbował zmienić pozycję ręki.
- Ruth, myślę, że na nas czas - powiedział.
- Tak jest, panie dowódco - odparła, salutując. Pocałowała
Beę w oba policzki i ruszyła za nim do drzwi, a po drodze
popatrzyła na Annę.
Felix odwrócił się i ich spojrzenia jeszcze raz się spotkały,
a potem, przyśpieszając kroku, przeciął podwórze.
- Jaki on przystojny! - zachwycała się Louisa.
- A do tego nie ma dziewczyny - dodała Henrietta.
- Przecież ty chodzisz z Leo - warknęła na nią siostra.
- Przepraszam, ale muszę już lecieć - wybąkała Anna. -
Przygotowuję warsztaty teatralne.
No i już po wszystkim - pomyślała. - Spotkaliśmy się i
jestem pewna, że on o mnie nie zapomniał. Ale cokolwiek
zrobi Louisa, jest jasne, że między nami wszystko skończone.
On ze mną nie potrafi wysiedzieć w tej samej kuchni. A ja
ciągle na niego czekam... Muszę wreszcie z tym skończyć,
przestanę o nim myśleć od tej chwili. Jakąż byłam idiotką,
kiedy mi się wydawało, że jest dla nas jeszcze jakaś szansa...
- Jakie to okropne! - jęknęła Mallory, która zjawiła się na
progu Magpie Cottage nazajutrz, parę minut po powrocie
Anny z warsztatów teatralnych. Anna wprost umierała z głodu
i była tak zmęczona, że nie mogła się doczekać, kiedy położy
się do łóżka.
- Ale co? - nie chciałoby jej się nawet spytać, gdyby nie
wiedziała, że Mallory tego oczekuje.
- Chodzi o Charliego i o ten głupi pojazd, który on
szykuje na festiwalowy wyścig - powiedziała Mallory. -
Mieliśmy dzisiaj iść razem do kina, ale nic z tego! A wiesz,
dlaczego?
- Nie jestem Duchem Zwiętym, więc nie wiem - odparła
Anna. - A nie powinnaś o tej porze być w kawiarence?
Myślałam, że ją zamykacie dopiero o szóstej.
- Właściwie tak, ale jeśli chcesz wiedzieć, oni mnie
traktują jak niewolnicę - skarżyła się Mallory. - Chcą, żebym
myła stoły i podłogę co wieczór, a do tego jeszcze mam
wyparzać sztućce i talerze i...
- Na tym właśnie polega ta praca, Mallory - zauważyła
Anna. - Obok różnych przyjemnych rzeczy należy do niej i to.
- Tak, wiem - powiedziała Mallory z roztargnieniem. -
Ale mówiłyśmy o Charliem. Wbił sobie do głowy, że odpicuje
tego swojego starego gokarta, którego trzyma w stodole, i
wystartuje na nim w wyścigu. Wciągnął Feliksa do tej
zabawy...
Ku zniecierpliwieniu Anny jej samowolne serce znowu
podskoczyło na dzwięk tego imienia.
- Feliksa? - powtórzyła tonem tak nonszalanckim, na jaki
tylko potrafiła się zdobyć.
- Tak, Charlie mówił o tym gokarcie wczoraj przy stole,
zanim przyjechałaś. I pytał Feliksa, czy mu pomoże. A Felix
potem zadzwonił i powiedział, że wchodzi w to. Więc dzisiaj
siedzą obaj w stodole i zachowują się, jakby mieli po dziesięć
lat.
- Ale przecież Felix ma rękę na temblaku...
- Zdaje się, że to mu wcale nie przeszkadza wymądrzać
się na temat aerodynamiki... Czy jak to się tam nazywa. Ale
poczekaj! Wiesz, co powiedział o tobie? Powiedział, że się
zmieniłaś. I że gdyby cię spotkał na ulicy, to pewnie by cię nie
poznał.
A ja bym go zawsze poznała, nawet w największym
tłumie, nawet po dwudziestu latach - pomyślała Anna ze
smutkiem.
- Pewnie to dlatego, że obcięłam włosy - wyjaśniła
pośpiesznie.
- A też i dlatego, że schudłaś - dorzuciła Mallory. - Teraz
wyglądasz mizernie i masz dłuższy nos.
- Dziękuję ci - powiedziała Anna.
- Ale nie w tej sprawie przyszłam - przypomniała sobie
Mallory. - Ojciec dzwonił. - I co powiedział?
- Za dwa tygodnie urządza parapetówkę i wszystkie
mamy wtedy przyjechać. Drinki będą u niego, a kolacja w
klubie jachtowym. Wszystko to organizuje Araminta.
- Dziwne - westchnęła Anna - ale nie jestem ani trochę
zaskoczona.
- Myślisz - odezwała się Mallory z namysłem - że ona i
ojciec zamierzają... No, wiesz...
- Nie zamierzają, tylko  no wiesz" jest między nimi już
od dawna - mruknęła Anna.
- Ale nie o to pytam. Tylko czy chcą się pobrać -
odpowiedziała Mallory. - Bo mnie się wydaje, że ogłoszą to
podczas tego przyjęcia.
- Nie ma mowy! - Anna podniosła głos. - Mogą sobie
robić, co im się podoba, ale małżeństwo? Wykluczone. Mama
była dla niego wszystkim...
- Ale mamy nie ma - zauważyła Mallory. - Jest Araminta.
ROZDZIAA 14
Jej serce i jej myśli były jak urzeczone
(Jane Austen, Perswazje)
- MO%7łNA SI TU ZAPRACOWA NA ZMIER -
odezwała się Shannon, podjeżdżając na wózku do stołu, przy
którym Anna pakowała perkusję po zakończeniu piątkowych
warsztatów muzycznych.
- Ale zabawa jest fajna - dodała. Obok przechodzili
rodzice, którzy chcieli zabrać dzieci do domów. - Miałam w
grupie bardzo zdolnego chłopca... Anno, słuchasz?
- Co? Przepraszam. Zamyśliłam się.
- Chyba raczej się zamartwiasz, sądząc po minie -
zauważyła Shannon i rzuciła jej paczkę herbatników w
czekoladzie. - No to przegryz co nieco i wywal kawę na ławę.
- Musgrove'owie urządzają dziś grilla - powiedziała
Anna. - Jak zawsze w związku z Festiwalem. %7łeby ugłaskać
ludzi z miasteczka, którzy mogliby być niezadowoleni z tłoku [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mons45.htw.pl
  • Wątki
    Powered by wordpress | Theme: simpletex | © (...) lepiej tracić niż nigdy nie spotkać.