[ Pobierz całość w formacie PDF ]

przygodami. Tylko ten poca.h:mek tak ją przestraszył - nie dlatego, że w ogóle miał miejsce, ale
że go pragnęła. W głębi duszy wiedziała, że bez najmniejszego oporu pozwoliłaby mu na
wszystko. Ta świadomość przeraziła ją.
Wade stał oparty o barierkę jachtu, wieczorny wietrzyk chłodził ,jego rozpalone czoło. Dlaczego
Sara tak zareagowała? Musiało być coś w Jej przeszłości, co przeszkadzało jej w jakimkolwiek
intymnym kontakcie. Mężczyzna wrócił do kabiny i wyciągnął się na koi.
- Czwartek, siedemnasta czterdzieści trzy - poinformował zegarek.
Sara otworzyła oczy i usiadła na łóżku. Była ubrana i spała na kapie. Zapaliła nocną lampkę i
spojrzała
na zegarek. Było pół do jedenastej. Wyskoczyła z łóżka i wyszła do holu. W domu panowała cisza.
Po drodze do kuchni zapaliła światła. Tam także nie było Wade'a i nic nie wskazywało, by wziął
sobie coś do jedzenia. Sara weszła na górę i chwilę nasłuchiwała na podeście. Może Wade po prostu
śpi. Zapaliła światło i zajrzała do sypialni. Była pusta, a łóżko nietknięte.
Przestraszyła się. Zostawiła go na łodzi ponad pięć godzin temu. Nic nie wskazywało, że w ogóle
pojawił się w domu.
- Wade, gdzie jesteś? - krzyknęła.
Cisza. Wyszła na górny taras i zawołała jeszcze raz.
Wciąż nie było odpowiedzi. Szybko przeszła przez cały dom, nawołując. Jedyną odpowiedzią była
cisza.
Z bijącym sercem i ściśniętym gardłem wyszła na dwór. Na szczęście światła w zatoczce zapalały
się automatycznie z zapadnięciem zmroku. Sara biegiem rzuciła się w kierunku jachtu. Wade'a nie
było ani na pomoście, ani na rufie.
Główne drzwi do kabiny były zamknięte. Czyżby zamknął je, opuszczając łódz? Dokąd poszedł?
Sara wpatrywała się w ciemną powierzChnię wody, nasłuchiwała fal bijącycp. o burty. Była
przerażona i wściekła na siebie. Dlaczego uciekła i zostawiła go samego? %7ładne osobiste problemy
czy zranione uczucia nie usprawiedliwiały narażenia jego życia na niebezpieczeństwo.
Nie wiedząc, co zrobić, Sara wskoczyła na pokład.
Drżącą ręką otworzyła drzwi do kabiny i weszła do ciemnego wnętrza.
ROZDZIAA SIDMY
- Kto tu jest?
_ Wade, to ty? - zapytała drżącym głosem Sara.
_ Saro Jane Morrison, po co przyszłaś? - odpowiedział pytaniem na pytanie Wade.
_ Przyszłam sprawdzić, czy wszystko w porządku. Jest bardzo pózno, a ty nie wracałeś. Martwiłam
się - dodała szeptem.
_ Czwartek, dwudziesta druga pięćdziesiąt osiem - poinformował zegarek.
- Co robiłeś tu tak długo? - zapytała.
_ Rozmyślałem, słuchałem szumu wody. A teraz, skoro już wiesz, że nie uciekłem z domu ani nie
wpadłem do jeziora, możesz wracać do swoich zajęć Niańka mi niepotrzebna.
Sara ostrożnie szła w kierunku jego głosu. Po drodze uderzyła się o stół, ale w końcu znalazła
Wade'a wyciągniętego na dolnej koi.
_ Ja ... - Nie potrafiła znalezć właściwych słów, wyrazić tego, co chciała powiedzieć. Chciała go
przeprosić, ale nie bardzo jej to wychodziło.
_ Czy chcesz coś powiedzieć? - Wade uniósł się na łokciu i chwycił Sarę za nadgarstek. Delikatnie
przyciągnął ją do siebie na koję
Wade miał na nią wpływ, dzięki .niemu poznała zupełnie nowe uczucia. Z początku nie chciała się
temu poddać. Teraz to już należało do przeszłości.
- Przepraszam za moje słowa, i za to że uciekłam
- powiedziała cicho, ale zdecydowanie.
- Dlaczego to zrobiłaś? - szepnął Wade, biorąc ją w ramiona.
Sara oddychała z trudem, wydawało jej się, że w kajucie nagle zabrakło powietrza.
- Dlaczego? - powtórzył, muskając wargami jej ucho.
- Boję... boję się ciebie.
- Nic nie rozumiem. Czym mógłbym cię przestraszyć?
- Właśnie tym, Wade. Tym, co teraz robisz. Tym, jak mnie dotykasz. Nie wiem, o co ci chodzi.
- Ja też nie bardzo wiem - przyznał. Czuł drżenie jej ciała i zrozumiał, ile kosztują ją te słowa.
Palcami dotknął jej czoła.
Kiedy uniosła dłoń, żeby odsunąć jego palce, chwycił ją za rękę i przyciągnął do swoich warg.
- Wiem tylko, czego nie chcę - mówił dalej. - Już nigdy więcej nie chcę wokół siebie ludzi
fałszywych, byle jakich, płytkich, których interesują tylko oni sami. Nie chcę więcej takich kobiet
jak Traci Sinclair, zbyt wiele ich już było. Nie chcę zmarnować swojego życia.
Sara zrozumiała, jak szczere było to wyznanie.
- Wcale nie marnujesz swego życia. Jesteś dobrym, uznanym architektem. Widziałam te medale i
dyplomy w twojej pracowni. Czytałam artykuł o tobie. Oglądałam zdjęcia projektów. Zwiedziłam
wszystkie kąty twego pięknego domu. Każdy z radością by w nim zamieszkał.
Współzawodnictwo z tobą to zaszczyt dla innych architektów.
- Bardzo miło, że tak mówisz, ale - tu zawahał się szukając odpowiednich słów - na tyni przecież
polega twoja praca, prawda? Masz sprawić, bym odnalazł sens życia, przekonać mnie, że nie jestem
pasożytem, że mogę się przydać społeczeństwu. - Wade przerwał nagle i posmutniał. Sara jest tutaj,
bo to jej praca. Miał nadzieję na coś więcej, na dużo więcej, ale taka była przecież rzeczywistość.
Westchnął ciężko. - Pracujesz nade mną, żebym miał jakiś powód do rannego wstawania, bym
ciągnął to swoje życie, jakiekolwiek by ono było.
Sara znała już takie, a przynajmniej podobne, słowa. Jej pacjenci przechodzili przez podobny stan
niewiary w siebie i swoje miejsce w świecie. Spotkania z doktor Cameron zazwyczaj wystarczały,
by ich z tego wyleczyć. Sara rzadko miała do czynienia z kimś, 'kto po kilku spotkaniach jeszcze
czuł się niepewnie. Wiedziała, jak delikatne i drażliwe sprawy porusza, rozmawiając na ten temat.
Wiedziała także, że bardzo jej zależy na nim, za bardzo, by trzezwo rozumować.
- Nie rób tego - poprosiła cicho. - Nie rób tego sobie i proszę, nie rób tego także mnie ... Zależy ... -
Nie mogła skończyć zdania. Z trudem powstrzymywała łkanie.
Wade czuł, jak drży, czuł jej wzruszenie. Gdzieś w głębi błysnęła mu iskierka nadziei. Przyciągnął
Sarę mocno do siebie.
- Obojgu dobrze nam zrobi małe przytulenie ... i pocałunek.
Sara słyszała, jak jakiś wewnętrzny głos każe jej uciekać od wszechogarniającej ją pokusy - zanim
będzie za pózno. Jej ciało jednak pozostało głuche na to ostrzeżenie. Wbrew swej świadomej woli
objęła mężczyznę za szyję i szczerze odwzajemniła pocałunek.
Wade wyczuł jej wahanie i niepewność. Drżała w jego ramionach, ale nie odsunęła się. Chciał
całować ją mocno i prawdziwie, zbadać językiem jej wargi, zęby, język, uświadomił sobie jednak,
jak niepewny w gruncie rzeczy był jej pocałunek. Był także słodki, niewinny i czysty.
Nic dziwnego, że się go boi. Przyzwyczajony był do kobiet, dla których seks to tylko rozrywka,
które znają wszystkie sztuczki, umieją w pełni korzystać z własnego ciała.
Taka była Traci. Po ich sypialnianych zabawach czuł się seksualnie zaspokojony, a nawet
wykończony fizycznie, ale zawsze ~iał wrażenie, że czegoś mu brak. Czuł, że powinno być coś
ponadto, coś specjalnego i ważnego. Nie podejrzewał, że jeszcze istnieje ten rodzaj słodyczy i
szczerości, jakiego właśnie doświadczył.
- Wade, ja nie mogę .... - Jej cichy głos przerwał rozmyślania Wade'a. - Nie mogę tutaj zostać. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mons45.htw.pl
  • Wątki
    Powered by wordpress | Theme: simpletex | © (...) lepiej tracić niż nigdy nie spotkać.