[ Pobierz całość w formacie PDF ]

rozpoznawał miasta nad Zalewem przed nalotem, który miał nastąpić za trzy dni.
Rosyjskie bombowce miały zaatakować porty, \eby zablokować niemiecki ruch na
Zalewie. Wuj nie wiedział co zrobić. Przecie\ gdyby powiedział, \e ma u siebie pilota
rosyjskiego, to jego jako zdrajcę by powieszono, a pilota rozstrzelano lub w
najlepszym razie wywieziono do obozu jenieckiego. Dwieście metrów od wuja, u
innego, bogatszego rybaka stacjonował dowódca obrony przeciwlotniczej portu w
Tolkmicku. Miał wszystkiego ze cztery działa. Wuj Hubert powiedział mu wieczorem
przy kielichu, \e widział nad zatoką rosyjskie samoloty zwiadowcze i ani chybi
Rosjanie szykują nalot. Dowódca potraktował to serio i wszczął alarm. Cała noc bateria
czekała w pogotowiu, a\ wreszcie gdy rano wszyscy \ołnierze ju\ zwątpili, najpierw
usłyszeliśmy huki wybuchów od strony Fromborka, a potem ryk motorów nad wodą.
Leciały cztery dwusilnikowe bombowce i dwa myśliwce. Wtedy te\ pojawiły się dwa
niemieckie samoloty i te myśliwskie maszyny zaczęły kąsać się w powietrzu.
Pamiętam jak wszyscy staliśmy na ulicach i patrzyliśmy na to. W tym czasie
artylerzyści zestrzelili trzy bombowce, a czwarty uciekł i przelatując nad chatą wuja
Huberta zrzucił bomby. Jeden z \ołnierzy mówił, \e widział przed chatą tego pilota i
wuja stojących obok siebie. Obaj zginęli od tych bomb, ale to były jedyne ofiary. Było
to przed świętami Bo\ego Narodzenia. Mieszkańcy zdą\yli jeszcze w miejscu chaty
rybackiej wystawić pamiątkową tablicę wykutą z kamienia polnego z fundamentu
chaty wuja Huberta. To była głośna sprawa, bo zastanawiano się, czy wuj Hubert był
bohaterem, skoro od razu nie doniósł o tym zestrzelonym pilocie. Dla nas, z
Tolkmicka, był człowiekiem, który uratował miasto od zagłady uprzedzając
artylerzystów. Potem przyszła ofensywa styczniowa i świat się zmienił.
- Czy ta tablica wcią\ jest na miejscu?
- Nad Zalewem.
- Gdzie mam jej szukać?
80
Staruszka \egnała mnie wychodząc na drogę, by tam jeszcze raz wytłumaczyć mi, jak
dojść do miejsca, gdzie stała chata wuja Huberta. Zawróciłem na rynek, gdzie przy
aucie czekali chłopcy. Trzymali siatki wypełnione zakupami.
- Wie pan, jaka tu jest tania ryba? - zagadywał mnie Wydra.
- Kupiliście ryby? - zdziwiłem się.
- Wędzone - pocieszał mnie Aoś. - Wydra chce nam zafundować obiad jak
najtańszym kosztem...
- To jest obiad? - pytałem wskazując na torby,
- Tak - przyznał Wydra.
- To wez je ze sobą, idziemy na wycieczkę do chaty rybaka.
Szliśmy około pół kilometra za miasto, wzdłu\ torów kolejowych, brzegiem Zalewu.
Wreszcie w zatoce, takiej jak ją opisała kobieta, ujrzeliśmy jakieś ruiny i kamień, przy
którym od ubiegłorocznych zaduszek został słoiczek po wypalonym zniczu. Niedu\y,
szary kamień wkopany w ziemię był doskonale widoczny. Na górze było imię i
nazwisko wuja Huberta, data jego śmierci, a ni\ej znajdował się wiersz. Jego wersy,
oprócz dwóch pierwszych, były prawie nieczytelne. Rozpoznałem je jednak, bo ich
autorem był jeden z moich ulubionych poetów romantycznych - Johann Wolfgang
Goethe.
Wydra i Aoś męczyli się nad rozszyfrowaniem poszczególnych słów. Wreszcie
zdziwieni moim zachowaniem przestali się kłócić. Stałem nad brzegiem Zalewu,
patrzyłem w niebo na gnające białe obłoki przesłaniające co jakiś czas słońce, na małe
białe grzywy na falach i w szarudze horyzontu próbowałem dostrzec zarys Mierzei
Wiślanej. Gdy chłopcy zamilkli, zacząłem recytować.
Woda się burzy, wzdymają tonie,
Aechce fala, co pryska;
A serce taka lubość owionie,
Jak gdy kochanka uściska.
A ona śpiewa - śpiewy czułemi
Tak go pociąga, zniewala,
śe na wpół pada... chwyta go fala -
I ju\ nie postał na ziemi. 3
- Kto? - Wydra nie wytrzymał ciszy, gdy zakończyłem.
- Rybak, z ballady Johanna Wolfganga Goethego o takim samym tytule - wyjaśniłem.
Wydra widocznie był nieczuły na urok poezji romantycznej i ruszył w krzaki, by tam
szukać skarbów. Pochyliłem się nad kamieniem, z boku znalazłem wyryte dwie litery:
 HW .
- Czy w tych słowach kryje się wskazówka dotycząca miejsca skrytki? - zapytał mnie
Aoś.
- Nie wiem, ale wydaje mi się, \e Georg Utickal nie kazałby komuś rozszyfrowywać
treści ballady - odpowiedziałem. - Część hitlerowców była zwykłymi szumowinami
awansowanymi przez zbrodniczy system. Tacy nie zaczytywali się w Goethem. Myślę,
\e je\eli sprawa tablicy była, jak mówiła pani Syrka, wówczas głośna, to nale\ało
kojarzyć miejsca w taki sposób: Tolkmicko - Tablica - Chata Rybaka.
- Więc skarb jest ukryły w jakiejś chacie rybackiej u Wrzosowego Stra\nika...
3
Przekład L. Nabielak (1827) w: S. Makowski, Romantyzm, Warszawa 1995
81
- ...albo w miejscu zwanym Wrzosowym Stra\nikiem - dodałem.
Wydra wrócił do nas zasapany jak pies po długiej gonitwie za zającem.
- Nic tu nie ma - jęknął. - Nawet ludzie rzadko tu zaglądają, bo prawie nie ma śmieci.
Pora na obiad - oświadczył. - Powędrujcie po okolicy, a ja w tym czasie przygotuję
jedzenie.
Słońce przyjemnie pra\yło, wody Zalewu łagodnie pluskały o brzeg. Woleliśmy
usiąść na trawie i odpocząć.
- Panie Tomaszu, co trzeba zrobić, \eby nie porwały nas syreny? - zapytał mnie Aoś.
- Jakie syreny? Te z  Odysei ?
- Gdy pan recytował fragment tej ballady, to pomyślałem, \e my wszyscy jesteśmy
jak ten rybak czy Odyseusz, których kuszą syreny. Czytał pan Kurta Vonneguta
 Syreny z Tytana ?
- Nie.
- Vonnegut ju\ w latach siedemdziesiątych opisywał obraz świata, który w USA
raczkował, a u nas teraz eksplodował - świata wielkich widowisk, gdzie wygrana zdaje
się być na wyciągnięcie ręki. Mój tata wieczorem z mamą oglądają tylko seriale lub
teleturnieje, a ja nie mogę pózniej zobaczyć dobrych filmów, bo migający ekran i hałas
przeszkadzają rodzicom w spaniu. Przykro mi to mówić, ale moi rodzice ulegli tym
syrenom.
- Ano twoich, ani moich starych nie stać... - odezwał się Wydra.
- Nie starych, ale rodziców - poprawiłem go.
- Rodziców nie stać na te wszystkie bajery, które pokazują w telewizji - powtórzył
Wydra. - Chcesz wziąć udział w programie, gdzie w nagrodę wyjedziesz do Hiszpanii i [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mons45.htw.pl
  • Wątki
    Powered by wordpress | Theme: simpletex | © (...) lepiej tracić niż nigdy nie spotkać.