[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Formalnie wyglądało to tak, że zanim przyszedłem do Krakowa, pracowałem w Diecezji
Gorzowskiej. Prowadziłem tam niższe seminarium duchowne we Wschowie. Potem dostałem
od swego ordynariusza, księdza arcybiskupa Baziaka, urlop na zrobienie doktoratu w Krako-
wie. Kiedy zrobiłem doktorat, zostałem skierowany do  Tygodnika . W 1953 roku, gdy  Ty-
godnik przestał wychodzić, dostałem z Diecezji Gorzowskiej zawiadomienie, żeby tam wra-
cać. Pojechałem wówczas do arcybiskupa Baziaka, którego internowano w Tarnowie. Byłem
przecież kapłanem Archidiecezji Lwowskiej i arcybiskup Baziak w dalszym ciągu był moim
właściwym ordynariuszem. Zapytałem go wówczas co mam robić, bo Diecezja Gorzowska
oferowała mi nawet probostwo  bodajże w Wałczu. Powiedział mi wtedy:  Ja księdzu nic
obiecywać nie mogę, bo nie wiem co przyniesie przyszłość, ale jeżeli ksiądz pyta mnie, co ma
robić (a ja naciskałem, żeby ksiądz arcybiskup zakomunikował mi swoją decyzję), to proszę
zostać w Krakowie . Wobec tego zostałem w Krakowie, chociaż nie miałem tu żadnego ofi-
cjalnego stanowiska.
 Ale też nie miał Ksiądz pewnie odwołania nominacji na asystenta kościelnego w  Tygo-
dniku Powszechnym .
 Odwołania oficjalnego nie miałem, ale ta nominacja automatycznie wygasła, chociaż ar-
cybiskup Baziak powiedział mi, żebym się w dalszym ciągu opiekował redaktorami  Tygo-
dnika i żebym organizował dla nich pomoc materialną. Mnie to wystarczało. Poza tym żad-
nej oficjalnej funkcji przez te trzy lata nie miałem.
 A jakie były wówczas oczekiwania Księdza? Czego się Ksiądz spodziewał po przyszło-
ści?
 Nie wiedziałem co będzie, ale wiedziałem czego nie można. Wiedziałem, że absolutnie
nie możemy iść na żaden kompromis w sprawie wznowienia  Tygodnika . To wszystko. Cze-
kaliśmy, co będzie dalej. Nic przecież nie zapowiadało szybkiego przyjścia Pazdziernika 1956
roku. Ósme plenum byÅ‚o dla nas zupeÅ‚nym zaskoczeniem. Wiadomo byÅ‚, że coÅ› siÄ™ rusza, bo
prasa zaczynała poczynać sobie coraz śmielej, przynajmniej od końca 1954 roku. Narastał w
Polsce ferment, ale aż takiej rewolucji nikt się oczywiście nie spodziewał. Liczyłem się z tym,
że ta sytuacja może potrwać jeszcze bardzo długo  nawet do końca mojego życia  ale jedno-
cześnie nie miałem najmniejszych wątpliwości, że w tych warunkach nie ma żadnych możli-
wości uprawiania pracy publicystycznej. Dopiero Pazdziernik spowodował zasadniczy prze-
23
łom pod tym względem. Zresztą wszyscy uważaliśmy, że dopóki Ksiądz Prymas jest interno-
wany, żadna tego rodzaju praca nie jest dopuszczalna.
 Czy to znaczy, że tacy ludzie, jak na przykład Jerzy Turowicz  bo w końcu on przez cały
czas był bezrobotny  liczyli się z tym, że do końca życia nie znajdą pracy?
 Na pewno liczyli się z tym, że może to trwać znacznie dłużej niż rzeczywiście trwało, i
głównie z tego wynikało nasze zaskoczenie Pazdziernikiem.
 O ile wiem, jeszcze przed Pazdziernikiem, choć już, zdaje się, po czerwcu 1956 roku,
środowisko  Tygodnika wysyłało do władz różne petycje postulujące wznowienie pisma.
 Były takie próby , ale nie dały one żadnego efektu, i dokładnie ich sobie nie przypomi-
nam.
 A jak z punktu widzenia Księdza wyglądał proces przywracania  Tygodnika ?
 To poszło bardzo szybko. Pierwszy numer ukazał się już w grudniu 1956 roku, chociaż, o
ile pamiętam, zasadnicza rozmowa z Gomułką odbyła się w końcu pazdziernika. Nie mieli-
śmy wówczas pieniędzy na uruchomienie pisma, ale mieliśmy adresy naszych stałych prenu-
meratorów sprzed trzech lat, więc zwróciliśmy się do nich z prośbą o pożyczkę. Dość szybko
napłynęła wówczas spora ilość pieniędzy, dzięki którym mogliśmy wystartować.
 W tej sytuacji  jak sobie wyobrażam  pierwszy odruch musiał być taki, żeby pójść do
Kurii albo do Księdza Prymasa i pożyczyć te pieniądze. Dlaczego zdecydowaliście się na
rozwiązanie bardziej skomplikowane i kto je wymyślił?
 O ile pamiętam, pożyczkę u czytelników wymyślił wieloletni dyrektor naszej administra-
cji  pan Tadeusz Nowak. Został on w administracji  Tygodnika po przejęciu redakcji przez
PAX, ale w 1956 roku wrócił do nas. Właśnie dzięki niemu mieliśmy adresy byłych prenume-
ratorów. Zresztą, o ile wiem, wielu z nich zrezygnowało potem ze zwrotu tej pożyczki.
 A dlaczego nie pożyczyliście po prostu tych pieniędzy od Kościoła?
 Chcieliśmy wówczas zerwać z wydawaniem  Tygodnika przez Kurie, co było niewy-
godne i dla niej i dla nas. Dla Kurii było to niewygodne głównie dlatego, że wszystkie finan-
sowe kontrole działalności  Tygodnika prowadziły do jej finansów. My z kolei musieliśmy
mieć pełną autonomię i pracować na własny rachunek. Kiedy chcieliśmy wznawiać  Tygo-
dnik w oparciu o własne wydawnictwo i poszedłem z tym do biskupa Jopa, powiedział mi:
 Chciałem księdzu to samo zaproponować. To jest lepsze rozwiązanie . Obie strony były
więc zadowolone z tej zmiany. Skoro zaś mieliśmy być niezależni, nie mogliśmy brać od Ku-
rii pieniędzy, i musieliśmy zwrócić się do naszych czytelników .
 Czy fakt, że pan Tadeusz Nowak pracował także w paxowskim  Tygodniku , nie stwa-
rzał jakiś problemów po przywróceniu Waszej redakcji?
 Niestety, pracował, ale jego sytuacja była inna niż sytuacja redaktorów. Zajmował się
tylko sprawami czysto administracyjnymi. Zresztą zdania na temat jego powrotu były podzie-
lone, ale na szczęście udało się wszystkich przekonać i długi czas, bo aż do 1984 roku, pra-
cowaliśmy razem. Odszedł na emeryturę, mając osiemdziesiąt kilka lat. Zresztą jego sytuacja
nie była wyjątkowa, bo duża część administracji pracowała w  Tygodniku paxowskim, a
potem wróciła do nas. Nie robiliśmy z tego większego problemu.
 Jak redakcja przyjęła to pozostanie administracji w ukradzionym  Tygodniku ?
 To był przykry dysonans, ale trudno się dziwić tym ludziom, którzy mieli przecież rodzi-
ny. Zwłaszcza, że PAX nie wymagał od nich niczego poza pracą czysto administracyjną. Dla
nas, gdy wznawialiśmy pismo, było to nawet o tyle dobre, że dostaliśmy gotową administrację
i nie musieliśmy już jej od podstaw organizować.
 A jak wyglądało kompletowanie zespołu w 1965 roku? Przyszło przecież wtedy wiele
nowych osób.
24
 Tak, przyszli wtedy: Marek Skwarnicki, Jacek Susuł, Jerzy Kołątaj, Bronisław Mamoń.
Nie wrócił już do zespołu Jan Józef Szczepański, który wolał poświęcić się pracy pisarskiej, a [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mons45.htw.pl
  • WÄ…tki
    Powered by wordpress | Theme: simpletex | © (...) lepiej tracić niż nigdy nie spotkać.