[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Choć żyła jeszcze, nie była pewna, czy się z tego cieszyć, czy nie.
9.
Andrews stal w jadalni przed swymi podopiecznymi. Badał w milczeniu ich pełne
oczekiwania i ciekawości twarze, podczas gdy Dillon przygotowywał się do swej tradycyjnej
inwokacji. Aaron siedział tuż obok. Zastanawiał się, co też jego szef wykombinował.
- Wszyscy wstają, wszyscy się modlą. Błogosławiony jest Pan.
Więzniowie usłuchali wezwania, przybierając pełne czci pozy. Dillon ciągnął:
- Daj nam siłę, o Panie, byśmy wytrwali. Wyznajemy, że jesteśmy nieszczęsnymi
grzesznikami w rękach gniewnego Boga. Niechaj krąg będzie nie przerwany, zanim nie nadej-
dzie dzień. Amen.
Każdy z więzniów unosił swą prawą pięść, po czym siadał.
Gdy Dillon obrzucił ich spojrzeniem, jego dotychczasowy błogi wyraz twarzy zmienił się
z przerażającą nagłością.
- Co tu się, kurwa, dzieje? Skąd się bierze to gówno? Mamy tu morderstwo! Mamy gwałt!
Mamy braci, którzy popadli w kłopoty! Nie chcę tu więcej takiego gówna! Jeśli mamy
problemy, musimy trzymać się razem.
Andrews pozwolił, by cisza, która nastąpiła po wybuchu Dillona, trwała aż do chwili, gdy
już miał pewność, że uwaga wszystkich skupiona jest na nim. Chrząknął uroczyście.
- Tak jest, dziękuję panu, panie Dillon - zaczął swym zwykłym rzeczowym tonem. - W
porządku. Tak jak poprzednio, jest to zebranie w celu sprawdzenia plotek. Oto są fakty. O
godzinie 0400 więzień Murphy, wskutek nieostrożności i zapewne też dużej dawki głupoty z
jego strony, został znaleziony martwy w szybie wentylacyjnym numer siedemnaście. Na
podstawie informacji zebranych na miejscu można sądzić, że stał zbyt blisko wentylatora w
chwili, gdy uderzył silny prąd zstępujący, wskutek czego został wessany lub wdmuchnięty
pomiędzy łopaty. Oficer medyczny Clemens pełnił w tych okolicznościach funkcję koronera i
jego raport odnośnie przyczyny śmierci jest tak konkretny, jak to tylko możliwe.
Kilku więzniów zamruczało pod nosem. Andrews wpatrywał się w nich, dopóki nie
umilkli.
Gdy podjął przemowę, zaczął spacerować w kółko.
- Wkrótce potem więzniowie Boggs, Rains i Golic wyruszyli do szybów na rutynową
wyprawę poszukiwawczą. Byli dobrze wyekwipowani i, jak można by sądzić, wiedzieli, za co
się biorą.
- Mogę to potwierdzić - wtrącił się Dillon.
Andrews zaakceptował spojrzeniem komentarz wielkiego mężczyzny, po czym wrócił do
swej przemowy.
- Około godziny 0700 wrócił więzień Golic w stanie wskazującym na zaburzenia
umysłowe. Cały był pokryty krwią i bełkotał coś od rzeczy. W tej chwili przebywa on
skrępowany w ambulatorium, gdzie otoczony jest opieką medyczną. Więzniowie Boggs i
Rains do tej pory nie wrócili. Jesteśmy zmuszeni wziąć pod uwagę możliwość, że padli oni
ofiarą więznia Golica. - Przerwał, dając im czas na przetrawienie swych słów. - Historia życia
wspomnianego więznia nie wyklucza podobnego podejrzenia. Choć nie przysyłają tu nikogo,
kto nie został uprzednio poddany terapii i uznany za zdrowego przez Centralę Rehabilitacyjną
na Ziemi, żaden program rehabilitacji nie jest ani doskonały, ani wiecznotrwały.
- Słyszałem o tym - odezwał się Dillon.
- No właśnie. Niemniej dopóki nie odnajdziemy więzniów Rainsa i Boggsa lub ich ciał i
nie ustalimy powodów ich nieobecności, wszelkie wnioski są, z konieczności, przedwczesne.
Być może przebywają w jednym z tuneli ranni i niezdolni się poruszyć i czekają, aż
przybędzie pomoc, albo też zabłądzili usiłując odnalezć drogę wyjścia. Jest oczywiste, że
istnieje pilna potrzeba sformowania i wysłania ekipy poszukiwawczej. Chętnie zobaczę
ochotników. Ich zgłoszenie się zostanie w odpowiedni sposób odnotowane w aktach. -
Zatrzymał się przed północną ścianą ukształtowaną z odlewanego na miejscu ołowiu.
- Można, jak sądzę, stwierdzić, że w naszym gładko funkcjonującym ośrodku pojawiło się
nagle kilka problemów. Nie są one powodem do paniki czy zaniepokojenia. W gruncie rzeczy
w sytuacji takiej jak nasza należy się tego od czasu do czasu spodziewać. Bez względu na to,
w jaki sposób zakończy się ten nieszczęśliwy incydent, sądzę, że mogę spokojnie
zapowiedzieć, iż należy się w bardzo krótkim czasie spodziewać powrotu do normalnej
działalności.
Tymczasem jednak musimy wszyscy zachować głowę na karku i wziąć się w garść przez
następnych kilka dni, zanim nie przybędzie ekipa ratunkowa, która zabierze porucznik Ripley.
Mogę się nawet posunąć do stwierdzenia, że choć jej nie planowane przybycie tutaj wywołało
kilka problemów, spowodowało też, że Towarzystwo skierowało statek na Fiorinę. To oznacza
możliwość otrzymania dodatkowych zapasów, a może też pewnych towarów luksusowych na
długo przed rozkładem. Jest się z czego cieszyć. Dlatego wszyscy powinniśmy oczekiwać z
niecierpliwością nadchodzących dni.
Drzwi po jego prawej stronie otworzyły się z trzaskiem. Wpadła przez nie Ripley.
Zadyszana i wstrząśnięta, zignorowała spojrzenia wszystkich obecnych.
- On tu jest! Dorwał Clemensa! - Rozglądała się wokół szaleńczo. Jej oczy sprawdzały
ciemne kąty i odległe korytarze prowadzące do sali zebrań.
%7łyły wystąpiły na szyję Andrewsa.
- Pani porucznik, mam już pani dość. Proszę natychmiast skończyć z tym bredzeniem!
Dość tego! Sieje pani zbyteczną panikę, nie mając żadnego dowodu. Nie pozwolę na to,
słyszy mnie pani? Nie pozwolę!
Wbiła w niego wzrok.
- Mówię panu, że on tu jest!
- A ja pani mówię, niech pani nad sobą zapanuje, pani porucznik! - Rzucił szybkie
spojrzenie w prawo. - Panie Aaron, niech się pan natychmiast zajmie tą głupią kobietą. Proszę
ją odprowadzić do ambulatorium!
- Tak jest, sir. - Aaron postąpił krok w stronę Ripley, lecz zawahał się na widok wyrazu jej
twarzy. Sprawiała wrażenie, że jest fizycznie sprawna w stopniu nie mniejszym od
przeciętnego więznia.
Gdy zastanawiał się, co ma zrobić, światła nagle zamigotały szaleńczo. Więzniowie zbili
się w krzykliwą gromadkę i rozglądali wokół niepewnie.
Andrews pokiwał złowieszczo głową.
- Nie pozwolę na takie bzdury w moim ośrodku. Czy wszyscy mnie usłyszeli? Nie będę
tego tolerował.
Usłyszawszy cichy szurający odgłos spojrzał w górę.
Obcy sięgnął w dół i porwał naczelnika z podłogi tak zgrabnie, jak pająk chwyta muchę.
W jednej chwili zarówno drapieżnik, jak i ofiara zniknęli. Pośród histerii, która zapanowała, [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mons45.htw.pl
  • Wątki
    Powered by wordpress | Theme: simpletex | © (...) lepiej tracić niż nigdy nie spotkać.