[ Pobierz całość w formacie PDF ]

dobiegała do niej ta sama prymitywna melodia pieśni, która składała się z nieskończonej chyba
ilości zwrotek.
Biedna dziewczyna, gdy noc zapada,
Na swoją dolę skarży się i biada&
Lucjana przebiegła podwórzem przed front domu. Samochód Grady ego wciąż stał pod
portykiem, gdzie go zostawił wczoraj wieczorem. Nie legało więc wątpliwości, że nie pojechał do
miasta. Wiedziała, że może być tylko w którymś z murzyńskich domków. Nigdy nie była tam po
zapadnięciu zmroku. Grady wiele razy mówił, by się nigdy tam nie pokazywała, ale dziś
postanowiła złamać jego zakaz.
Wyszła spod portyku, energicznym krokiem przemierzyła podwórze, okrążyła dom i skręciła na
ścieżkę prowadzącą do domków. Inna murzyńska dziewczyna podjęła piosenkę i śpiewała ją z nutą
marzenia. Lucjana przystanęła.
Mój miły, bardzo bez ciebie mi zle,
Przyjdz, miły, nie powiedz: nie.
Nie ma na świecie chłopca milszego.
Przyjdz  nie pożałuję ci niczego&
Lucjana śmiało maszerowała ścieżką wytyczoną kwitnącymi brzoskwiniami.
Zrazu dobiegały do niej fale leniwego, gardłowego, beztroskiego śmiechu, ale gdy podeszła do
pierwszego domku, śmiech nagle zamilkł.
Rozpłakało się dziecko. Lucjana usłyszała, jak matka je uspokaja:  Cicho, kochanie, cicho! Na
podwórku przed każdym domkiem siedziało na krzesłach paru Murzynów. Gdy przechodziła koło
nich, milkli i sztywnieli, jak tylko ją poznali.
Minęła pierwsze dwie chałupy. Gdy znalazła się przed trzecią, zobaczyła, że jedna z kobiet
wstał z fotela na biegunach i idzie do niej. Poznała Martę, przystanęła. Marta kołysząc się w
biodrach ciężko kroczyła w stronę ścieżki. Lucjana zerkną na resztę Murzynów przed domkiem.
Przyglądaj się jej wyraznie zaniepokojeni.
 Czy to pani Lucjana?  szepnęła Marta stawiając na wyższą nutę swój niski, ochrypł głos.
W żółtym świetle księżyca wyglądała na jeszcze większą i tęższą niż za dnia, Jak zwykle, lato
czy zima, była boso.
 Czy to pani Lucjana?  powtórzyła.
Lucjana nie odpowiedziała, bo przecież Marta musiała ją poznać od pierwszego wejrzenia.
 Jezus, Maria, pani Lucjano, cóż pani tu robi pózną nocą i sama jak palec. Chce pani, co bym
przyszła do wielkiego domu i w czymś pani pomogła, moja dobrodziejko kochana?
 Nie, Marto  szybko odparła Lucjana.  W domu nie ma nic do roboty.
Marta bacznie jej się przyjrzała w jasnym świetle księżyca. Była ciekawa i niepewna siebie.
 Będzie już jedenasta, a może i pózniej, pani Lucjano. Dawno bym leżała w łóżku, żeby nie
było tak parno i duszno, więc chciałam odetchnąć świeżym powietrzem, co się trochę ruszyło pod
wieczór. Skoro o wiele pani nie jest przyzwyczajona do nocnego powietrza, może się pani nabawić
czegoś złego. Strasznie dużo jest teraz różnego paskudztwa, nie ustrzeże się pani tego po nocy&
 Szukam męża&  niecierpliwie przerwała tej Lucjana.  Widziałaś go, Marto?
 Nie, proszę pani!  skwapliwie zapewniła Murzynka.
 Marto!  ostro napomniała ją Lucjana. Ogromna, okrągła głowa Marty wolno osunęła się na
zwały tłuszczu na karku. Stara Murzynka najwyrazniej udawała, że zastanawia się nad zadanym jej
pytaniem.. Wreszcie spojrzała na Lucjanę z bolesnym, niewinnym wyrazem twarzy.
 Chodzi pani o to, czy teraz widziałam pana?
 Doskonale wiesz, Marto, o co mi chodzi.
 Nie jestem tego pewna, proszę pani.
 Jesteś.
 Ano&  nieśmiało zaczęła Marta  gdybyś się trochę nad tym zastanowiła&
 Widziałaś pana, czy nie?  ostro przerwała jej Lucjana.  Marta zamyślona mięła w ręce
rąbek fartucha!
 Im dłużej myślę nad tym, tym lepiej sobie przypominam, że widziałam pana, jak przyjechał z
miasta, zanim zrobiło się całkiem ciemno  oświadczyła z najniewinniejszą pod słońcem miną. 
Teraz pani mi odświeżyła pamięć, jestem tego całkiem pewna, bo właśnie wtedy zostawiłam panu
kolację, ale ani jej nie tknął, i pamięta pani, że się pytałam, czy zostawić ciepłą kolację na piecu.
Wszystko teraz dokładnie mi się przypomniało.
 To było wczoraj wieczór, dobrze o tym wiesz!
 Ach, tak? No, coś podobnego! Boże, jak ten czas leci! [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mons45.htw.pl
  • Wątki
    Powered by wordpress | Theme: simpletex | © (...) lepiej tracić niż nigdy nie spotkać.