[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Znalezliśmy je w obozie ludożerców. Jestem pewny, że uznając zasługi dzielnych wojowników Hruntingów dla uratowania waszego miasta, nie będziecie się sprzeciwiali podpisaniu umowy teraz, by zgodnie z nią zapłacić nam naszą należność. Uśmiech, który na ogół gościł na krągłej twarzy Jimmona, nagle się rozpłynął. - Hm. Oczywiście, szlachetny panie, nikt nawet nie śmiałby pomyśleć o powstrzymaniu się od sprawiedliwego wynagrodzenia naszych bohaterskich zbawców. Lecz czy mógłbym zobaczyć, jakie były warunki umowy? Hvaednir wręczył jeden egzemplarz Jimmonowi. Drugi dał Shnorriemu, mówiąc: - Przeczytaj to na głos, kuzynie, gdyż lepiej mówisz tym językiem i czytasz z większą biegłością niż ja. Gdy Shnorri skończył, Jimmon wstał, kręcąc młynka powiększającym szkłem używanym do czytania. Rozpoczął od kolejnego panegiryku na cześć Hruntingów. - Lecz - ciągnął - musimy również uwzględnić pewne fakty. Miasto straszliwie ucierpiało podczas okrutnego oblężenia i nasze fundusze zostaną bardzo nadwerężone naprawami. Jest również faktem, niezależnie od dzielności i męstwa okazanego przez Hruntingów, że nie tylko oni brali udział w walce. Również wspaniali marynarze admirała Diodisa mieli duży udział w bitwie, że nie wspomnę o samych Iriańczykach. Dalej, szlachetny książę, jest również prawdą, że nie ciążą na nas żadne zgodne z prawem zobowiązania, gdyż rozpatrywana rękojmia nie została podpisana przed bitwą. Oczywiście, jestem przekonany, że wspaniałomyślność i dobra wola stron zapewnią nam możliwość polubownego załatwienia całej sprawy i dojdziemy do porozumienia... Na bogów Ning, pomyślałem, czy ten głupiec ma zamiar wykręcić się od zapłaty koczownikom, gdy ci mają go całkowicie w rękach? - ...i dlatego, drodzy przyjaciele i nasi szlachetni towarzysze, jestem przekonany, że zgodzicie się ze mną co do konieczności... hm... dopasowania tych żądań do rzeczywistości. - Co proponujesz? - spytał Hvaednir zduszonym głosem. - Cóż, jakieś dwa pensy dziennie dla człowieka i nic ekstra za mamuty. Zwierzęta, poza wszystkim innym, wyżarły ze smakiem nasze wspaniałe iriańskie siano... Twarz księcia Hvaednira stała się purpurowa. - Ty końskie łajno! Ostatniej nocy obiecałem, że jeśli Ir zachowa się w stosunku do mnie uczciwie, ja postąpię podobnie; lecz jeśli nie, załatwię sprawę po swojemu. %7ładen dzielny wojownik ze stepu nie pozwoli, by jakieś papierowe prawo powstrzymało go przed postąpieniem słusznie. Wydaliście sami na siebie wyrok i za to, co nastąpi, sami odpowiadacie! Dmuchnął potężnie w srebrny gwizdek. Dwudziestu Hruntingów wpadło do sali z obnażonymi mieczami w dłoniach; stanęli za biesiadnikami. Roska krzyknęła. - Jeden fałszywy ruch, a wasze głowy pospadają! - powiedział Hvaednir. - Ogłaszam się królem Ir i innych ziem, które w przyszłości znajdą się pod moim panowaniem. Wodzu Fikken! - Tak, mój panie? - Przekaż pozostałym wodzom, by zaczęli realizować plan, który im przedstawiłem ostatniej nocy. Po pierwsze, chcę, by zebrano całe złoto, srebro i biżuterię w Ir, gdziekolwiek by były w tej chwili, i zniesiono je do Sali Gildii. Ogłaszam, że stają się częścią mego królewskiego skarbca. Zaczniemy od przeszukania tu obecnych, ale... gdzie jest admirał? Wszyscy kręcili głowami, rozglądając się za nim, dopóki syndyk nie powiedział: - Prosił o wybaczenie, lecz musiał pójść do wychodka. - Znalezć go! - rozkazał Hvaednir. Paru Hruntingów wypadło na zewnątrz, lecz bez powodzenia. Admirał, czując pismo nosem, wymknął się już z Ir. Syndykowie, kipiąc z oburzenia, lecz nie śmiać się sprzeciwić, pozwolili, by ich sakiewki zostały opróżnione na stół. Hvaednir zwrócił każdemu miedziaki, a złoto i srebro zgarnął na kupkę. - Ja... ja proszę o wybaczenie... - odezwała się Roska - lecz zostawiłam portmonetkę w domu. - Zajmiemy się tym pózniej - powiedział pogodnie Hvaednir. - To dopiero początek, moi drodzy poddani. Shnorri, ociekając potem, trzymał usta zaciśnięte. Hvaednir rozkazał wszystkim podnieść się i przejść do głównej sali, w której tego ranka wysłuchaliśmy tylu przemówień. Z zewnątrz dochodziły odgłosy bieganiny i krzyki Iriańczyków, gdy nachodzono i przeszukiwano ich jaskinie-domy. W Sali Gildii zaczęli się wkrótce pojawiać wojownicy uginający się pod ciężarem worków wypchanych monetami i kosztownymi przedmiotami. Opróżniali je wprost na podłogę, a Hvaednir kazał urzędnikom syndyków posortować łup i podliczyć jego wartość. Tu i ówdzie wybuchały zamieszki, gdyż niektórzy Iriańczycy sprzeciwiali się grabieży. Słychać było krzyki i szczęk oręża. Przyniesiono paru zranionych Hruntingów, a inni zameldowali, że rebeliantów zabito od ręki. Syndykowie siedzieli w ponurym szeregu, pilnowani przez Hruntingów. Wymieniali między sobą ciche westchnienia: - Wiedziałem, że plan Jimmona przyniesie nieszczęście... - Bzdury! Też za nim głosowałeś ostatniej nocy... Shnorri skończył rozmawiać z jednym z wodzów, zbliżył się do Hvaednira i zapytał: - Kuzynie, co chcesz zrobić z naszą armią? Nie możesz tu zatrzymać wojowników, nawet jeśliby tego pragnęli, a większość chce natychmiast wracać do Shvenu. Mija lato i śniegi zamkną Ucho Igielne do miesiąca niedzwiedzia. - Wezwę ochotników, by zostali - odpowiedział Hvaednir. - Reszta może iść do domu, kiedy tylko będą chcieli. Shnorri, ty ich poprowadzisz. %7łyczę ci, byś zajął moje miejsce jako następca po Theoriku. Będę miał tutaj ręce pełne roboty. Shnorri westchnął. - Rozumiem, że nie mam wyboru. %7łałuję teraz, że nie zgodziłem się zostać na Akademii Othomae, gdy mi zaproponowano posadę. *** Hvaednir spędził parę godzin na organizowaniu rządów i wyznaczaniu przyjaciołom stanowisk. Gdy skończył, ziewnął od ucha do ucha. [ Pobierz całość w formacie PDF ] |