[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Grolim przemówił nerwowo do Nyissan u wioseł, a ci zawrócili natychmiast.
 Dojrzewała nam tu śliczna mała bitwa, Polgaro  poskarżył się Barak. 
Musiałaś wszystko popsuć?
 Może byś tak wydoroślał  rzuciła obojętnie. Potem spojrzała na Gariona;
oczy jej płonęły, a biały lok nad czołem był strugą ognia.  Ty idioto! Najpierw
nie chcesz słuchać żadnych instrukcji, a potem atakujesz jak wściekły byk! Czy
masz chociaż pojęcie, jaki zgiełk wywołuje translokacja? Zawiadomiłeś o naszej
obecności każdego Grolima w Sthiss Tor!
 On umierał.  Chłopiec bezradnie wskazał leżącego na brzegu niewolni-
ka.  Musiałem coś zrobić.
 Był trupem już w chwili, kiedy dotknął wody  odparła zimno.  Spójrz
na niego.
Niewolnik zesztywniał w śmiertelnym cierpieniu. Głowę miał wykręconą, cia-
ło wygięte w łuk i szeroko otwarte usta. Najwyrazniej był martwy.
 Co mu się stało?  Garion poczuł nagle mdłości.
 Te pijawki są jadowite. Ukąszeniami paraliżują ofiary, a potem karmią się
nimi. Serce tego nie wytrzymało. Dla umarłego zdradziłeś nas przed Grolimami.
 %7łył jeszcze, kiedy to zrobiłem  protestował Garion.  Krzyczał o po-
moc.
Był wściekły bardziej niż kiedykolwiek w życiu.
 Nie można było mu pomóc  odparła lodowato, wręcz brutalnie.
 Co z ciebie za potwór?  zapytał przez zaciśnięte zęby.  Czy nie masz
uczuć? Pozwoliłabyś mu umrzeć, tak?
 Nie sądzę, by była to odpowiednia chwila i miejsce na takie rozmowy.
 Nie. To jest odpowiednia chwila, ciociu, właśnie ta. Nie jesteś nawet czło-
wiekiem, wiesz? Odrzuciłaś swoje człowieczeństwo tak dawno, że nawet nie pa-
miętasz, kiedy to było. Masz cztery tysiące lat. Całe nasze życie przemija, gdy
ty mrugniesz okiem. Jesteśmy dla ciebie zabawą, rozrywką na krótki czas. Dla
własnej przyjemności manipulujesz nami jak kukiełkami. No więc ja nie chcę już
być sterowany. Między nami wszystko skończone.
Prawdopodobnie posunął się dalej, niż zamierzał, ale gniew w nim wezbrał
i słowa jakby wyrywały się same, zanim zdążył je powstrzymać.
Patrzyła na niego z twarzą tak bladą, jakby ją nagle uderzył. Po chwili się
opanowała.
225
 Ty głupi dzieciaku  powiedziała głosem tym straszniejszym, że zupeł-
nie cichym.  Skończone? Miedzy nami? Nigdy nie zdołasz pojąć, co musiałam
uczynić, by sprowadzić cię na ten świat. Przez ponad tysiąc lat byłeś moją jedyną
troską. Dla ciebie przeżyłam stratę i ból tak wielkie, że nigdy nie zdołasz zrozu-
mieć, co te słowa naprawdę mogą oznaczać. Dla ciebie żyłam w nędzy i ubóstwie
po kilkaset lat z rzędu. Dla ciebie oddałam własną siostrę, którą kochałam bardziej
niż swoje życie. Dla ciebie przeszłam przez ogień i przez rozpacz dziesięć razy
gorszą od płomieni. I ty myślisz, że to była zabawa? Jakaś bezcelowa rozrywka?
Sądzisz, że wszystko, co robiłam dla ciebie przez tysiąc lat i więcej, przyszło mi
bez trudu? Między nami nigdy nic się nie skończy, Belgarionie. Nigdy! Jeśli to
konieczne, będziemy razem aż po kres dni. Nigdy nie będzie skończone. Zbyt
wiele jesteś mi winien!
Zaległa przerażająca cisza. Pozostali, zaszokowani żarem słów cioci Pol, spo-
glądali najpierw na nią, potem na Gariona.
Nie mówiąc nic więcej, ciocia Pol odwróciła się i zeszła pod pokład.
Garion rozejrzał się bezradnie, nagle straszliwie zawstydzony i straszliwie sa-
motny.
 Przecież musiałem to zrobić. Prawda?  zapytał, nie zwracając się do
nikogo. Sam nie był pewien, o co właściwie pyta.
Wszyscy na niego patrzeli, ale nikt nie odpowiedzi na pytanie.
ROZDZIAA XXVI
Po południu znowu napłynęły chmury, a grom zahuczał z oddali, gdy tylko
deszcz lunął na parujące miasto. Popołudniowa burza zaczynała się chyba co-
dziennie o tej samej porze i zdążyli się już do niej przyzwyczaić. Wszyscy zeszli
na dół i piekli się w upale, a deszcz bębnił o pokład.
Garion siedział sztywno, oparty plecami o dębową wręgę okrętu i obserwował
ciocię Pol. Twarz miał upartą i oczy pełne zaciętości.
Nie zwracała na niego uwagi i rozmawiała cicho z Ce Nedrą.
W luku stanął kapitan Greldik. Twarz i broda ociekały mu wodą.
 Przyszedł ten Drasanin, Droblek  oznajmił.  Mówi, że ma ważną wia-
domość.
 Przyślij go  poprosił Barak.
Droblek przecisnął swe potężne cielsko przez wąski otwór. Był zupełnie prze-
moczony i stał kapiąc wodą na podłogę. Wytarł twarz.
 Mokro na dworze  oświadczył.
 Zauważyliśmy  odparł Hettar.
 Otrzymaliśmy wiadomość.  Droblek zwrócił się do cioci Pol.  Od
księcia Kheldara.
 Wreszcie  odetchnęła.
 On i Belgarath płyną w dół rzeki. O ile mogłem zrozumieć, będą tu za kilka
dni, najwyżej tydzień. Posłaniec nie był zbyt dokładny.
Ciocia Pol spojrzała pytająco.
 Gorączka  wyjaśnił Droblek.  To Drasanin, więc można na nim po-
legać. Jeden z moich agentów na placówce handlowej w głębi kraju. Ale zła-
pał jakąś zarazę, których pełno w tym cuchnącym bagnie. Teraz trochę majaczy.
Mamy nadzieję, że za dzień, może dwa zdusimy gorączkę i dowiemy się czegoś
sensownego. Przybyłem tutaj, gdy tylko ogólnie zrozumiałem, o co chodzi w tej
wiadomości. Myślałem, że będziecie chcieli wiedzieć jak najszybciej.
 Jesteśmy ci wdzięczni za troskę.
 Posłałbym służącego, ale w Sthiss Tor wiadomości często nie docierają na
miejsce, a służba potrafi wszystko pokręcić.  Uśmiechnął się nagle.  Oczy-
wiście, to nie jest prawdziwy powód.
227
 Oczywiście.  Ciocia Pol odpowiedziała uśmiechem.
 Grubi ludzie przejawiają skłonność do siedzenia na miejscu i pozwalają,
by inni chodzili w ich imieniu. Jednak ton wiadomości króla Rhodara sugerował,
że wasza misja jest może najważniejszą rzeczą, jaka w tej chwili dzieje się na
świecie. Chciałem mieć w niej swój udział.  Skrzywił się.  Chyba wszyscy
od czasu do czasu stajemy się dziecinni.
 Jak poważny jest stan zdrowia posłańca?  zapytała ciocia Pol.
Droblek wzruszył ramionami.
 Kto to wie? Połowa chorób w Nyissie nie ma nawet nazw i właściwie nie
potrafimy ich od siebie odróżnić. Czasami ludzie umierają bardzo szybko, czasa-
mi gorączka ciągnie się tygodniami. A czasem ktoś nawet wyzdrowieje. Możemy
tylko dbać o wygodę chorego i czekać, co z tego wyniknie.
 Pójdę tam zaraz.  Wstała.  Durniku, mógłbyś przynieść z naszych
bagaży tę zieloną sakwę? Będę potrzebowała ziół.
 Ryzykujesz zarażenie, pani  ostrzegł Droblek.  To niezbyt rozsądne.
 Nic mi nie grozi. Chcę porozmawiać z tym posłańcem, a wyleczenie go
jest jedyną metodą uzyskania jakichkolwiek informacji.
 Durnik i ja pójdziemy z tobą  zaofiarował się Barak. Spojrzała na niego
z uwagą.
 Eskorta na pewno ci nie zaszkodzi  przekonywał.
 Jak chcecie.  Włożyła płaszcz i naciągnęła kaptur.  To może potrwać
całą noc  uprzedziła Greldika.  W mieście są Grolimowie, więc niech mary-
narze uważają. Poślij na wachtę kilku trzezwych.
 Trzezwych, pani?  powtórzył niewinnie.
 Słyszałam śpiew z kwater załogi, kapitanie  odparła nieco sztywno. 
Cherekowie nie śpiewają, jeśli nie są pijani. Lepiej zaszpuntuj na dzisiaj baryłki
ale. Możemy iść, Drobleku?
 Oczywiście, pani.  Grubas posłał Greldikowi porozumiewawcze spojrze-
nie.
Kiedy wyszli, Garion poczuł ulgę. Męczył go już wysiłek demonstrowania
urazy w obecności cioci Pol. Znalazł się w trudnej sytuacji. Groza i odraza do
siebie, jaką odczuwał od dnia, gdy w Lesie Driad skierował straszliwy płomień [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mons45.htw.pl
  • Wątki
    Powered by wordpress | Theme: simpletex | © (...) lepiej tracić niż nigdy nie spotkać.