[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Ananiasz schował się za panią i powiedział, \e jego nie mo\na bić, bo ma
okulary. Wtedy Euzebiusz, który stał na końcu, bo jest bardzo du\y, roztrącił szereg -
chciał złapać Ananiasza, zdjąć mu okulary i dać fangę w nos.
- Euzebiusz, proszę wrócić na miejsce! - krzyknęła pani.
- Właśnie, Euzebiusz, proszę wrócić na miejsce - powtórzył Ananiasz.
- Nie chciałbym pani przeszkadzać - powiedział policjant - ale ju\ dość długo
zatrzymuję ruch, je\eli więc ma pani zamiar prowadzić lekcję na jezdni, to niech mi
pani powie. Skieruję samochody przez klasy szkolne!
Bardzo chcieliśmy to zobaczyć, ale pani zrobiła się czerwona i takim tonem
kazała nam wejść do autokaru, \e zrozumieliśmy, \e nie ma \artów. Posłuchaliśmy
raz-dwa.
Autokar ruszył, za nami policjant dał znak samochodom, \e mogą jechać, gdy
nagle usłyszeliśmy zgrzyt hamulców i krzyki. To był Alcest, który z paczką
karmelków w ręku przebiegł przez jezdnię. W końcu Alcest znalazł się w autokarze i
mogliśmy nareszcie ruszyć. Zanim skręciliśmy za róg, zobaczyłem, \e policjant rzucił
swoją białą pałeczkę na ziemię, a dokoła niego samochody stłoczyły się jedne na
drugich.
Weszliśmy do muzeum grzecznie, w szeregu, bo lubimy przecie\ naszą panią,
a zauwa\yliśmy, \e jest czegoś bardzo zdenerwowana, zupełnie jak mama, kiedy tata
strąca popiół z papierosa na dywan. Weszliśmy do wielkiej sali, a tam pełno było
obrazów.
- Zobaczycie tu obrazy wykonane przez mistrzów szkoły flamandzkiej -
wyjaśniła pani.
Nie mówiła długo, bo nadbiegł stra\nik krzycząc, \e Alcest ma\e palcem po
obrazie, \eby zobaczyć, czy farba jest jeszcze świe\a.
Stra\nik powiedział Alcestowi, \e nie mo\na niczego dotykać, i zaczął się z
nim sprzeczać, bo Alcest upierał się, \e mo\na, bo obrazy są suche i nie brudzą. Pani
kazała Alcestowi, \eby zamilkł, i przyrzekła stra\nikowi, \e będzie na nas uwa\ać.
Stra\nik odszedł, ale kręcił głową.
Pani tłumaczyła dalej, a my tymczasem urządziliśmy sobie bardzo fajną
ślizgawkę, bo podłoga była z gładkich płytek, pierwszorzędna do ślizgania.
Bawiliśmy się wszyscy z wyjątkiem pani, która odwróciła się do nas plecami i
tłumaczyła, co jest na obrazie, i Ananiasza, który stał obok niej, słuchał i robił notatki.
Alcest tak\e się nie ślizgał. Zatrzymał się przed małym obrazkiem, na którym były
namalowane ryby, befsztyk i owoce, patrzył na to i oblizywał się. Bawiliśmy się
świetnie. Euzebiusz był wspaniały: za jednym zamachem sunął przez całą prawie salę.
Po ślizgawce zaczęliśmy skakać jeden przez drugiego, ale musieliśmy przestać, bo
Ananiasz odwrócił się i poskar\ył:
- Proszę pani, oni się bawią!
Euzebiusz zgniewał się, podszedł do Ananiasza, który właśnie zdjął okulary,
\eby je przetrzeć, i nie widział, \e Euzebiusz się zbli\a. Ananiasz nie miał szczęścia:
gdyby nie zdjął okularów, nie oberwałby fangi w nos.
Stra\nik podszedł i zapytał pani, czy nie uwa\a, \e byłoby lepiej, gdybyśmy
sobie poszli. Pani powiedziała, \e dobrze, \e te\ ma tego dosyć.
Wychodziliśmy ju\ z galerii, kiedy Alcest podszedł do stra\nika. Pod pachą
trzymał ten obrazek, który mu się tak podobał, z rybami, befsztykiem i owocami;
chciał go kupić i zapytał, ile stra\nik za niego chce.
Gdy wyszliśmy z muzeum, Gotfryd powiedział pani, \e jego tata i mama mają
fajną kolekcję obrazów, \e wszyscy o niej mówią, i \e jeśli pani tak lubi obrazy, to -
proszę bardzo - mo\e do nich przyjść. Pani przetarła ręką czoło i powiedziała, \e ma
dosyć obrazów na całe \ycie i nawet nie chce ju\ o nich słyszeć. Wtedy zrozumiałem,
dlaczego nie wyglądała na zadowoloną z tego dnia spędzonego z nami w galerii.
Właściwie to nasza pani wcale nie lubi obrazów.
DEFILADA
W tej dzielnicy, gdzie jest nasza szkoła, mają odsłaniać pomnik, a my
będziemy defilować.
Powiedział nam o tym dyrektor, kiedy wszedł dziś rano do klasy i wszyscyśmy
wstali oprócz Kleofasa, który spał i za to został ukarany. Kleofas był okropnie
zdziwiony, kiedy go obudzono i powiedziano mu, \e będzie miał odsiadkę w
czwartek. Zaczął tak głośno ryczeć, \e moim zdaniem lepiej by zrobili, gdyby mu dali
spać.
- Moje dzieci - powiedział dyrektor - na tej uroczystości będą obecni
przedstawiciele rządu, kompania piechoty odda honory, a uczniowie naszej szkoły
dostąpią wielkiego zaszczytu defilowania przed pomnikiem i zło\ą wiązankę. Liczę
na was i mam nadzieję, \e zachowacie się jak prawdziwi mali mę\czyzni.
Potem dyrektor wytłumaczył nam, \e starsze klasy zrobią zaraz próbę defilady,
a my po nich, gdzieś koło południa. Poniewa\ wtedy jest lekcja gramatyki,
uwa\aliśmy wszyscy, \e defilada to fajny pomysł, i byliśmy okropnie zadowoleni. Jak
tylko dyrektor wyszedł, zaczęliśmy mówić wszyscy naraz i pani uderzyła linijką w
stół, i potem była arytmetyka.
Kiedy przyszła pora na gramatykę, pani kazała nam zejść na podwórze, gdzie
czekał na nas dyrektor i Rosół. Rosół to wychowawca; my go tak nazywamy, bo on
zawsze mówi: ,,Spójrz mi w oczy , a na rosole są oka. Ale zdaje się, \e ju\ wam to
kiedyś tłumaczyłem.
- O - powiedział dyrektor - są pańscy podkomendni, panie Dubon. Mam
nadzieję, \e pójdzie panu z nimi tak dobrze, jak przed chwilą ze starszymi uczniami.
Pan Dubon - tak nazywa Rosoła dyrektor - zaczął się śmiać i powiedział, \e
był podoficerem i nauczy nas dyscypliny i jak maszerować.
- Pan ich nie pozna, jak z nimi skończę, panie dyrektorze!
- Oby tak się stało - odpowiedział dyrektor, westchnął cię\ko i odszedł.
- A więc dobrze - powiedział nam Rosół. - śeby sformować pochód, musi być
prowadzący. Prowadzący stoi na baczność i wszyscy do niego równają. Zwykle
wybiera się najwy\szego. Zrozumieliście? - A potem popatrzył, pokazał palcem na
Maksencjusza i powiedział: - Ty będziesz prowadzącym.
Wtedy Euzebiusz powiedział:
- Wcale nie, on wcale nie jest najwy\szy, on tylko tak wygląda, ho ma
strasznie długie nogi, ale ja jestem wy\szy od niego.
- śartujesz - powiedział Maksencjusz. - Nie tylko jestem wy\szy od ciebie, ale
ciocia Albertyna, która przyszła do nas wczoraj z wizytą, powiedziała, \e jeszcze
urosłem. Ja zresztą cały czas rosnę.
- Chcesz się zało\yć? - zapytał Euzebiusz, a poniewa\ Maksencjusz chciał,
przysunęli się do siebie plecami, ale nie dowiedzieliśmy się nigdy, kto wygrał, bo
Rosół zaczął krzyczeć i powiedział, \eby ustawić się trójkami, wszystko jedno jak, no,
a to wcale nie poszło tak prędko.
Potem, kiedyśmy ju\ byli ustawieni, Rosół stanął przed nami, przymknął jedno [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mons45.htw.pl
  • Wątki
    Powered by wordpress | Theme: simpletex | © (...) lepiej tracić niż nigdy nie spotkać.