[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Doprawdy? Przecież pan dobrze wie, o co mi chodzi. Ujął ją pod ramię z szerokim, uśmiechem. Ale to poskutkowało, czyż nie? Rzeczywiście. Ale skąd pan wiedział, że chcę się od niego uwolnić? Moja droga, pomijając fakt, że zachowywał się, jakby rościł sobie do pani jakieś prawa, robił wrażenie wygłodzonego człowieka, który ma przed sobą kawałek smakowitego tortu z truskawkami. Widać było, że ślinka mu cieknie. A to się pani nie podobało. To prawda. Wielkie dzięki, Mark. Obdarzyła go promiennym uśmiechem. Przez chwilę zdawało się, że Mark nie bardzo wie, co ma powiedzieć. Jednak szybko odzyskał kontenans. Skarbie, twój uśmiech może człowieka zwalić z nóg. Po chwili milczenia dodał: Ale oczekuję rewanżu: pani towarzystwa przez resztę wieczoru. Zgoda. Pochylił się ku niej. Z ustami tuż przy jej uchu spytał: Co jest z tym McAllisterem? To jeden z drużbów. Mocniej ścisnął jej ramię. Mała czarownico! Dobrze pani wie, o co mi chodzi. Co panią z nim łączy? Nic. Nic? Odniosłem inne wrażenie. W jego obecności była pani zbyt nerwowa. Temu człowiekowi rzeczywiście nic nie można było wmówić. Marilyn uwolniła swoje ramię. RS 34 Proszę o tym zapomnieć, Mark. To stare dzieje. Przyjrzał się jej uważnie. Jego badawcze spojrzenie ześliznęło się z jej twarzy na ramiona, których nie zasłaniała rdzawoczerwona suknia. Czy już mówiłem, że wygląda pani czarująco? Marilyn zarumieniła się i wymamrotała, że chyba powinni dołączyć do reszty gości. Nie mogła pojąć, dlaczego Mark zastrzegł sobie wyłączne prawo do jej towarzystwa. Może tylko chciał z niej zakpić? A może miała mu posłużyć do utrzymania na dystans innych kobiet? Na przykład Diny Lathrop. Gdy tylko zaczęły się tańce, podeszła do nich ze swoim ojcem. Mark, który cały czas obejmował Marilyn w talii, odniósł się do nich z chłodną uprzejmością. W trakcie błahej rozmowy Marilyn wyraznie sobie uświadomiła, że pomiędzy tymi dwoma mężczyznami panują napięte stosunki. Niestety nie możemy tu długo zostać, Marilyn. Czy mamy cię zabrać do domu? Dziękuję, Aaron, ale przyjechałam swoim samochodem. Zamierzasz wrócić sama? spytał Aaron, rzucając spojrzenie na Marka. Tak. W końcu nie jest tak daleko. Aaron skrzywił twarz. Nie podobało mu się, że Marilyn zamierza wracać sama swoim zawodnym samochodem. Może Dina z tobą pojedzie. Przynajmniej będziesz miała towarzystwo. To wydało mu się dobrym rozwiązaniem. Spojrzał wyczekująco na córkę. Dina była niewysoka i dość pulchna. Miała krótko obcięte ciemne włosy i wiecznie kwaśną minę. Przecież wiesz, że jestem dzisiaj umówiona, tato. Czekając na Marilyn, na pewno bym się spózniła. Już ona sobie poradzi. Oczywiście, że sobie poradzę pośpiesznie wtrąciła Marilyn. Poczuła się bardzo nieswojo. Zazwyczaj potrafiła docenić troskliwość Aarona. Ale dzisiaj posunął się za daleko. Potraktował ją jak małe dziecko! Mój Boże, to przecież stosunkowo krótka trasa. Nie musisz się o mnie martwić, Aaronie. Lathrop musiał w końcu ustąpić. Po kilku minutach opuścił uroczystość razem z córką. Widzę, że ma pani poważne problemy z mężczyznami stwierdził Mark z lekkim rozbawieniem. RS 35 Ach, niech pan już nic nie mówi. Nikt pana nie pytał o zdanie odparła zadziornie Marilyn i zostawiła go samego. Powoli zbliżyła się do grupki gości otaczających Pam i Scotta. Zgodnie ze swoją zapowiedzią, Pam rzuciła bukiet prosto w kierunku Marilyn, której nie pozostało nic innego, jak go złapać. Marilyn oblała się rumieńcem. Kiedy wszyscy goście już się rozeszli, Marilyn pojechała z rodzicami Pam do ich domu. Przebrała się i podziękowała za gościnność. Musiała obiecać, że wkrótce znów się u nich pokaże. W końcu mogła ruszyć do domu. Na szosie nie było dużego ruchu, mogła więc jechać bardzo szybko. Po niecałej godzinie zatrzymała się przed swoim domem. Wyjmując kluczyk ze stacyjki, zobaczyła w lusterku wstecznym, że tuż za nią zaparkował czarny mercedes. Mark. Czego mógł od niej chcieć? Z tylnego siedzenia wzięła walizkę i postawiła ją na chodniku, żeby zamknąć drzwi samochodu. Kiedy się obróciła, Mark stał przed nią z walizką w ręce i czekał. Co pan tu robi? spytała. Jechałem za panią. Marilyn była zdumiona. Całą drogę z Marblehead aż tutaj? Skinął głową. Lathrop zrobił z tego taką aferę, że uznałem, iż powinienem się przekonać, czy rzeczywiście dojechała pani do domu cała i zdrowa. Podczas gdy Marilyn zastanawiała się jeszcze nad stosowną odpowiedzią, wziął ją pod ramię i wprowadził do domu. Lecz w sieni Marilyn nagle stanęła. Dalej sama już sobie poradzę. Dzięki, Mark powiedziała, sięgając po walizkę. Chciałbym z panią porozmawiać, Marilyn. O czym? O starych dziejach. Marilyn westchnęła. Z niewiadomych powodów Gray McAllister wzbudził w Marku ciekawość. Widząc jego zdecydowaną minę, Marilyn zrozumiała, że nie ma sensu się opierać. Przez kontakty w biurze poznała go już na tyle dobrze, by wiedzieć, że był uparty, gdy chciał uzyskać odpowiedz na jakieś pytanie. Poza tym czuła się w tej chwili zbyt zmęczona, by podejmować dyskusję, z której tak czy inaczej wyszłaby pokonana. Lepiej już było poddać się natychmiast. RS 36 W mieszkaniu Mark odstawił walizkę i rozejrzał się zaciekawionym wzrokiem. Miło tutaj stwierdził z uznaniem. Niewielki pokój był urządzony [ Pobierz całość w formacie PDF ] |