[ Pobierz całość w formacie PDF ]

mi sobie towarzyszyć, lecz ona sama ujrzawszy mnie wskazała mi miejsce koło siebie.
 Chciałabym panu coś powiedzieć  zwróciła się do mnie  coś, czego nie chcę mówić przy
innych, bo jeszcze mogliby fałszywie ocenić mojego ojca.
95
 Z pewnością o przyczynie jego niewoli?  spytałem, aby ułatwić jej sprawę.
 Tak. Stał się taki dobry, taki kochany, taki sam prawie, jak wtedy gdy żyła matka. Potem za-
chorował i zrobił się posępny, przewrażliwiony i nic go nie cieszyła. Im bardziej słabł na ciele,
tym więcej dokładał wysiłków, aby wyglądać na silnego duchowo. Nie chcę go osądzać  był
przecież chory. Znowu zaczął mówić o pogańskich świątyniach. Tych czterech indonezyjskich
tragarzy, których wynajęliśmy na wyprawę w góry, nie wyznawało jego zdaniem, żadnej religii.
Słuchali go i przyznawali mu rację, byli przecież przez niego opłacani. Próbowałam go ostrzec,
ale on mnie nie słuchał. Był całkowicie przekonany, że w krótkim czasie dokona ich całkowitego
nawrócenia. Natomiast górale malajscy od samego początku traktowali nas wrogo. Nikt nie
chciał nas przyjąć do siebie. Nie znalezliśmy żadnego schronienia, aż dopiero w Kampong, wio-
sce malajskiej, której mieszkańcy nie mieli do tej pory zbyt częstych kontaktów z białymi i wo-
bec tego byli przyjaznie do nas nastawieni. Przyjęli nas do wioski i zaoferowali wszystko co
mieli i to nie za pieniądze, lecz z czystej gościnności. Ale radość nie trwała długo, tylko jeden
jedyny dzień.
 Malaje z Sumatry zamieszkujący wybrzeża i głąb kraju są w większości mahometanami 
zauważyłem.  Jaką religię wyznawali mieszkańcy tego regionu?
 Konfucjonizm. Stała tam świątynia, zbudowana z samego drewna, ale ozdobiona kunsztow-
nymi rzezbami i bogato złocona wewnątrz, co sprawiało dziwne wrażenie, zważywszy na biedę,
w jakiej żyli mieszkańcy.
 W rzeczywistości wcale nie są biedni, lecz tylko nie mają żadnych potrzeb. Szczodra natura
daje im wszystko czego potrzebują i to w nadmiarze. A co się tyczy tych złoceń, to na Sumatrze
znajdują się spore pokłady tego kruszcu. Góry w głębi kraju zbudowane są z łupków prekambryj-
skich poprzecinanych obficie złotymi żyłami. Ale proszę, nich pani opowiada dalej!
 Słyszałam, że w chińskich miejscowościach, gdzie nie ma szczególnych miejsc dla gości,
oddaje się im na mieszkanie świątynie. Tak też stało się i w naszym przypadku. Zaprowadzono
nas do świątyni, która składała się jakby z dwóch części  jednej do składania ofiar i drugiej dla
zwiedzających. Właśnie w tej drugiej mieliśmy zamieszkać. Wolałabym, aby umieszczono nas w
najnędzniejszej chatce!
 Ach, domyślam się! Pogańska świątynia!
 Tak. Pańskie przypuszczenia są niestety prawdziwe. Ci poczciwcy przywlekli do świątyni
wszystko, abyśmy mieli wszelkie możliwe wygody. Przynieśli niesamowite ilości jedzenia i picia
i widać było, że nas polubili. Wprawdzie nie mogliśmy się porozumieć, bo nie znamy malajskie-
go, ale nasi tragarze służyli nam za tłumaczy i robili to bardzo dobrze. Jednak od chwili, gdy
znalezliśmy się w świątyni, mój ojciec stał się nadmiernie ożywiony i znowu zaczęłam odczuwać
lęk. Nie mówił o niczym innym, tylko o burzeniu, zniszczeniu, a w końcu nawet o spaleniu tej
świątyni. Płomień buchający ku niebu z tego domu bałwanów, miał według niego spodobać się
Bogu, jako ofiara. Robiłam wszystko, aby go uspokoić. Błagałam i zaklinałam, aby nie odpłacał
nienawiścią za miłość, zniszczeniem za gościnność. Ale on miał w głowie tylko jedno i zdołałam
jedynie doprowadzić do tego, że wobec mnie zachował milczenie. Jednak w jego wnętrzu odzy-
wały się coraz częściej złe, niechrześcijańskie głosy, a on był wobec nich taki bezradny.
 Był chory  uspokajałem ją.
 Tak. Tylko chory może wierzyć, że Bóg żąda zniszczenia wszystkiego, co dla innych jest
święte. Zawsze tak uważałam i wszystkimi możliwymi metodami, jakich wolno użyć córce w
stosunku do ojca, starałam się mu to powiedzieć. Aż w końcu prawdziwość mojego poglądu zo-
stała potwierdzona. Nie odważyłam się opuszczać go ani na krok. Następny dzień był świętem
konfucjańskim. Na krótko wstąpił we mnie optymizm. Jak okiem sięgnąć widziało się masy
pielgrzymów, którzy nieśli ze sobą ofiary: wypieki, owoce i nieprawdopodobne ilości kwiatów.
96
Kapłan także nas szczodrze obdarował. Było to bardzo wzruszające: on niosący dary temu wrogo
nastawionemu misjonarzowi. Tragarze opowiedzieli mu o ojcu wszystko. Ojciec także wydawał
się być tym poruszony. Był taki cichy, a ja taka szczęśliwa. Po południu zasnął, co zdarzyło mu
się po raz pierwszy od paru dni. Myślałam więc, że mogę się przejść po wiosce, gdzie mieszkań-
cy wraz z gośćmi oddawali się wesołym obrzędom. Zewsząd pozdrawiano mnie serdecznie i
każdy wręczał mi owoce i kwiaty. Nagle powstało wielkie zamieszania. Słyszałam wykrzykiwa-
ne bez przerwy dwa słowa:panas, ogień i klinting, świątynia, a potem ujrzałem, jak wszyscy bie-
gną w stronę świątyni. Wydawało mi się, że zemdleję z przerażenia, ale wzięłam się w garść i
pobiegłam za nimi. Zwiątynia stała w płomieniach. Buchał od niej taki żar, że nie można było
podejść zbyt blisko. Niedaleko od niej paliło się małe ognisko, ponad którym wiatr unosił w po-
wietrze nadpalone kawałki materiału i papieru. To mój ojciec ułożył w stos i podpalił szaty ofiar-
ne kapłana i święte księgi ze świątyni. On sam był otoczony przez wielką i wrzeszczącą gromadę
ludzi. Jak im się udało przedostać do niego, tego nie umiem powiedzieć. Ale śmiertelny strach
dodaje sił, nawet słabemu. Dobiegłam do niego akurat w chwili, gdy go chwycono i rzucono na
ziemię. Wtedy straciłam przytomność i padłam obok niego.
Zamilkła. Jeszcze teraz, na wspomnienie tych strasznych chwil drżała na całym ciele.
 Gdy przyszłam do siebie  podjęła po chwili  leżałam na jakiejś macie. Koło mnie siedział
kapłan i jeden z naszych tragarzy, który miał służyć za tłumacza. Nieco dalej siedzieli i stali inni.
Swąd spalenizny czuć był nawet tutaj. Ojca nie widziałam. Pełna najgorszych przeczuć spytałam
o niego. Kapłan odpowiedział tak łagodnym tonem, że nigdy tego nie zapomnę, a tragarz prze-
tłumaczył:
 Uspokój się! Czuje się dobrze i do tej pory nic mu się nie stało. Co wam uczynił nasz Bóg,
co wam uczynił nasz kraj, co wam uczynił nasz naród? Nasz Bóg jest waszym Bogiem! Nasz kraj
wam zaufał i przywitał was serdecznie! A my sami, my oddaliśmy wam wszystko, co mogliśmy,
chociaż wiedzieliśmy, że jesteście przeciwko naszemu niebu. I taka jest wasza wdzięczność?
Pycha, pogarda, zniszczenie! Daliśmy wam kwiaty, a wy? O, głupcy! Nie wiecie, że to co czyni-
cie innym, powróci do was w przyszłości? Nie bój się mnie! Jestem kapłanem, a z waszej chrze-
ścijańskiej religii wyniosłem naukę, że kapłan nie sądzi, lecz przebacza. Zadbałem o to, aby
twojemu ojcu nic się tymczasem nie stało. A ciebie nakazałem sprowadzić tutaj, abyś miała spo-
kój i gdy się ockniesz powiedzieć ci, że jesteś wolna.
Nastąpiła cisza, ale on jeszcze poruszał ustami modląc się. Od tragarzy dowiedziałam się, że
przybyli na uroczystość wodzowie zebrali się, aby odbyć sąd nad moim ojcem. W oczekiwaniu
na wyrok przeżyłam najstraszliwsze chwile w życiu, bo czułam, że... [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mons45.htw.pl
  • Wątki
    Powered by wordpress | Theme: simpletex | © (...) lepiej tracić niż nigdy nie spotkać.