[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Wyciągnął do niego rękę. Jack przybił piątkę. A teraz kładz się, bo jak Alayna nas przyłapie, to obedrze każdego ze skóry. I mnie, i ciebie. Nie będzie się wściekać zapewnił Billy, ale na wszelki wypadek się położył. Oczywiście ani myślał zdejmować z siebie pasa. Umówiliśmy się, że mogę nie spać, pod warunkiem, że nie wyjdę z łóżka. A ja przecież jestem w łóżku, no nie? Ale ja nie jestem, więc pewnie tylko mnie obedrze ze skóry. Jack się roześmiał. Zwichrzył Billy'emu i tak już potarganą czuprynę, przykrył go kocem. Zgasił nocną lampkę i już miał wyjść, ale Billy go zatrzymał. Jack? Tak? Czy ty wyjeżdżasz? Tak, Billy. Wyjeżdżam. Dlaczego? Skończyłem robotę. Jack wzruszył ramionami. Alayna na pewno pozwoliłaby ci zostać. Musisz ją tylko poprosić. Wiem, ale na mnie już czas. Muszę jechać. Wrócisz kiedyś do nas? 127 RS Jackowi zdawało się, że chłopiec powstrzymuje łzy. Nie wiem, Billy. Już nas nie lubisz? To było trudne pytanie. A jeszcze trudniej było na nie odpowiedzieć. Lubię, ale... Po prostu przyszła pora, żebym wyjechał. Jack pochylił się nad chłopcem i wyciągnął rękę. Billy też wyciągnął dłoń, ale tym razem nie przybił piątki. Wyskoczył z łóżka jak sprężynka, zarzucił Jackowi ręce na szyję i mocno się do niego przytulił. Nie chcę, żebyś wyjeżdżał szlochał. Chcę, żebyś został z nami. Jack omal się nie rozpłakał. Mocno tulił do siebie Billy'ego. Bał się, że tym razem serce naprawdę mu pęknie. Ostrożnie położył chłopczyka z powrotem do łóżka, zdjął z szyi czepiające się go ręce. Pogłaskał Billy'ego po głowie. Przykro mi, ale nie mogę zostać, synku szepnął. Naprawdę nie mogę. Odwrócił się, podszedł do drzwi. Zatrzymał się z ręką na klamce. Tylko uważaj na siebie przykazał. Tak jest chlipnął Billy. I opiekuj się Alayną i dziewczynkami. Dobrze? Dobrze. Cześć, Billy szepnął Jack, wychodząc z pokoju. Cześć, Jack odpowiedział również szeptem chłopczyk. 128 RS ROZDZIAA DZIESITY Jack otworzył oczy. Nie wiedział, co go obudziło. Po chwili zorientował się, że nie jest sam. Ktoś wszedł do chatki. Nasłuchiwał. Zastanawiał się, czy zdąży wyciągnąć spod łóżka butelkę whisky. Mógł jej użyć jako maczugi. Za plecami usłyszał ciche kroki. Przeklął w myślach swój idiotyczny zwyczaj spania plecami do drzwi. Teraz już wiedział na pewno, że gdyby przyszło do walki, będzie musiał polegać na własnych rękach. Było za pózno, żeby sięgnąć po butelkę. Poczuł, że materac się ugina. Odwrócił się z wrzaskiem. Zwinięta pięść gotowa była do ciosu. Udało mu się zatrzymać pięść centymetr od zarysu aż nadto znajomej twarzy. Alayna? T...tak wyjąkała zaskoczona tym niespodziewanym powitaniem. To ja. Co ci przyszło do głowy, żeby tak się podkradać do śpiącego faceta? burknął Jack, opuszczając pięść. Przecież mogłem ci złamać nos. Ale nie złamałeś zauważyła i wsunęła się pod koc. Wpadająca przez okno poświata księżyca pozwoliła mu zobaczyć jej twarz. Niedokładnie, ale zauważył, że się uśmiechnęła. Co ty wyprawiasz? zapytał. Mam zamiar cię uwieść. Przysunęła się bliżej. Położyła dłoń na nagim udzie Jacka. Upiłaś się? Jack odsunął się od niej. Alayna się roześmiała. Usiadła, odrzuciła włosy na plecy. Jeszcze niedawno ja ciebie o to pytałam. 129 RS Pamiętam mruknął. Ale ja wtedy nie byłem pijany. Ja teraz też nie jestem pijana. Na pewno? Przyglądał jej się uważnie. W słabym blasku księżyca niewiele mógł dojrzeć. Na pewno. Wypiłam tylko dwie margarity. Dwie margarity... Jack pokiwał głową. Teraz już wiem, coście robiły w kuchni niemal do północy. Piłyście margaritę. I rozmawiałyśmy. Już pojechały? Merideth i Mandy pojechały, ale Sam została. W Domu nad Stawem? No. Dlaczego? Bo wyciągnęła najkrótszą słomkę. Nie o to mi chodzi. Jack westchnął. Po co Sam została w twoim domu? Przecież nie mogłam zostawić dzieci samych. Jack poczuł się, jakby skierowano na niego światła reflektorów, a na widowni siedziały trzy kobiety bardzo ciekawe tego, jak on się spisze. Twoje kuzynki wiedzą, że przyszłaś mnie uwieść? Miał nadzieję, że może zle ją zrozumiał. Jeszcze bardziej się bał, że zrozumiał ją aż za dobrze. To ich pomysł. Alayna wzruszyła ramionami. Jack jęknął. Ukrył twarz w dłoniach. To było znacznie gorsze, niż się spodziewał. Nie podoba ci się ten pomysł? zdziwiła się Alayna. Mnie się od razu spodobał. 130 RS Ciekawe, co ci się w nim tak bardzo spodobało. Alayna wyskoczyła z łóżka, rozłożyła ręce i zakręciła się jak baletnica. Jak to: co? Przecież nie mogłam cię zaprosić do siebie. W domu jest troje niewinnych dzieci, a dwoje z nich potrafi chodzić. A nawet biegać i w ogóle... Zatrzymała się, machnęła ręką. No, a samych też nie mogłam ich zostawić. To było idealne rozwiązanie. Jack pożałował, że nie została w łóżku. Gdyby nadal tam była, może by nie zauważył, że znów ma na sobie ten niebieski szlafrok, który tak doskonale pasuje do koloru jej oczu. Ten sam, w którym widział ją pierwszego dnia. I na pewno nie zobaczyłby w rozchylonych połach szlafroka jej długich nóg. Alayna stała na środku pokoju, a blask księżyca padał wprost na dekolt. Dokładnie widać było jej ponętny biust. Miała łzy w oczach. Chciałam się z tobą kochać, zanim wyjedziesz, tylko nie wiedziałam, jak to zrobić i... Jak to: zanim wyjadę? przerwał jej Jack. Wiedziałaś, że wyjeżdżam? Alayna skinęła głową. Miałem ci to powiedzieć rano westchnął. Nie musisz mi niczego tłumaczyć. Ja... Chodz! Znacząco poklepał swój materac. Z ociąganiem zbliżyła się do łóżka. Jack wyciągnął ręce i posadził ją obok siebie. Właśnie że powinienem się wytłumaczyć mówił. Już wcześniej powinienem był ci to powiedzieć, ale jakoś nie mogłem. Muszę jechać, Alayno. Najwyższy czas. 131 RS Wiem szepnęła. [ Pobierz całość w formacie PDF ] |