[ Pobierz całość w formacie PDF ]

długość do trzydziestu centymetrów.
- Otwór strzałowy - domyślił się pan Tomasz.
- Tak. Wywiercili z góry, wsadzili dynamit i odstrzelili ten kawałek ściany. Pózniej
usiłowali to chyba kuć młotkiem, żeby zamaskować.
- Tam był chyba drugi - Zosia wskazała punkt kawałek dalej.
- Jeśli nawet, to tym razem zatarli go znacznie staranniej... - zauważył Pan
Samochodzik. - Ale to rzeczywiście może być ślad otworu strzałowego.
- No to może poszukamy teraz jaskini pod tymi głazami? - zapytała Zosia.
- Taki właśnie mam zamiar - powiedziałem.
- To będzie trudne, niektóre z tych kamieni ważą pewnie po dwieście kilogramów i
więcej - mruknął szef..
- Poradzę sobie - uśmiechnąłem się napinając muskuły.
- Tymi rękoma? - parsknęła śmiechem Zosia..
- Nie, oczywiście, że nie. W plecaku mam lewarek, którym jestem w stanie podnieść
nasz samochód.
Podszedłem do usypiska i wsadziłem lewarek pomiędzy jeden z głazów a ścianę. Po-
kręciłem korbką i blok skalny powoli ruszył z miejsca. Wreszcie wyrwany ze swojego
gniazda potoczył się w dół. Mijały godziny. Mniejsze głazy odsuwałem na bok z pomocą
pana Tomasza, większe trzeba było ostrożnie podważać. W końcu po odsunięciu sporej
granitowej płyty naszym oczom ukazało się wąskie ciemne przejście prowadzące w głąb góry.
- Czyli faktycznie zasypali tu jaskinię - powiedziała Zosia. Rozejrzałem się uważnie
po dolinie i otaczających ją górach. Nigdzie nie widać było śladu człowieka.
- Coś cię niepokoi? - zapytał Pan Samochodzik.
- Tak. Proszę nie zapominać, że nasi przeciwnicy nie zawahali się zabić czterech
ludzi.
- O ile tamci nie zginęli, bo wplątali się w jakieś kryminalne sprawki - powiedział
szef. - Sam nie wiem, zabić ludzi szukających skarbów, aby przypadkiem ich nie znalezli?
Wygląda mi to trochę absurdalnie.
- Wiele rzeczy wydaje się absurdalne, a gdy przychodzi co do czego...
- Zostanę na straży - zaofiarował się.
- Tu na zewnątrz będzie pan bardziej widoczny niż w środku. Wczołgaliśmy się we
trójkę do ciasnego korytarzyka. Za zakrętem otwierała się spora grota. W zamierzchłej
przeszłości jej ściany porośnięte były pięknymi kryształami, ale obecnie nie zostało z nich
prawie nic. Dno jaskini stanowiła lita skala. Poniewierały się tu puste butelki.
- Miejsce wymieniane w przedwojennych przewodnikach jako atrakcja turystyczna -
uśmiechnął się Pan Samochodzik. - Ano zobaczmy, co też takiego pili ówcześni turyści...
Uniosłem pierwszą butelkę i oświetliłem ją latarką.
- Jakieś niemieckie piwo - zauważyłem. - Nazwa nic mi nie mówi.
Zosia przez chwilę przyglądała się stosikowi, po czym wybrała inną flaszkę z
porcelanowym korkiem na drucianej dzwigni.
- Marka ochronna, własność browaru Haberbusch i Schiele - przeczytała.
Pan Tomasz przymknął oczy, jakby usiłując coś sobie przypomnieć, i zadeklamował:
Na Zwiętego Wincentego,
Wprost cmentarza Bródnowskiego,
Piwko się w butelkach pieni
Budki z piwem pani Gieni.
Po pogrzebie kto żyw rusza,
Do Gieni na Haberbuscha.
- Podobno swego czasu najlepsze piwo w Polsce. Tu też umiano docenić jego walory.
Ale nie szukamy tym razem starych butelek... Choć tych oczywiście nie zostawimy na pastwę
losu. Mają już swoje lata - lepiej, żeby stały u mnie na półce... Jeszcze taki drobiazg z
wczesnej młodości mi się przypomniał - uśmiechnął się chytrze. - Dokończ zdanie - zwrócił
się do Zosi. - Haberbusch i Schiele to dwaj przy... - ...jaciele - dokończyła.
Parsknąłem śmiechem.
- To się panu udało - powiedziałem z uznaniem.
- O co wam chodzi? - zdziwiła się.
- A co odpowiedziałaś? - uśmiechnąłem się. -  Ja cielę ... W pierwszej chwili chciała
się chyba obrazić, ale po chwili także uśmiechnęła się szeroko.
- Dowcip sprzed ponad pół wieku - powiedziała. - I ciągle niezły, mimo że
przeterminowany.
Oświetliłem ściany. Widać było na nich wydrapane nożami albo narysowane sadzą
napisy. Większość była po niemiecku, niektóre starannie wykaligrafowano gotykiem, ale były
też polskie.
- Wandalizm czystej wody - westchnąłem - wynikający z atawistycznych instynktów.
Zresztą taka tradycja bazgrania gdzie się da nie jest znowu taka świeża. Z tego co mi
wiadomo, najstarsze napisy tego typu znalezione w ruinach Pompejów powstały, gdy miasto
tętniło jeszcze życiem...
- Ja słyszałem, ze wydrapywano podobne w pobliżu kolosalnych posągów Buddy w
dolinie Bamijan. I na murze otaczającym grobowiec świętego Pawła Apostoła. Tak czy
inaczej wandalizm. Popatrz na te ściany. Dawniej były chyba na nich konerkcje kryształów.
- To możliwe. Jaskinia jest wyraznie pochodzenia wulkanicznego.
- No właśnie. Wszystkie kryształy i nacieki musiały zostać odłupane. Tylko
gdzieniegdzie widać jeszcze resztki... Kiwnąłem głową.
- Zabierali na pamiątkę. Jeszcze jeden przykład wandalizmu płynącego z głębokich
pokładów ludzkiej duszy. A propos, wie pan, co swego czasu powiedział mi znajomy, który
pracował podczas wakacji jako przewodnik w Atenach?
- Też o wandalizmie?
- W pewnym sensie. Zauważono, że turyści wydłubują na Akropolu kamienie i starają
się odrywać kawałki rzezb. W związku z tym raz w miesiącu przywozi się tam kilka
ciężarówek odłamków skalnych i rozsypuje. Turyści je zbierają, a ich wcale nie ubywa. No i
dzięki temu chroni się starożytne budowle.
- Pomysłowe - szef poweselał. - Psychologiczne podejście. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mons45.htw.pl
  • Wątki
    Powered by wordpress | Theme: simpletex | © (...) lepiej tracić niż nigdy nie spotkać.