[ Pobierz całość w formacie PDF ]
niechcący zranić. - Nie zrobię tego. - Wiem, że nigdy nie zrobiłbyś tego celowo. - Uśmiechnęła się samymi ustami. Oczy patrzyły poważnie. - Ty taki nie jesteś. - Wolałbym już, żebyś była na mnie wściekła, a nie smutna. Nie lubię, gdy jesteś nieszczęśliwa. Brenna... - Sięgnął, aby dotknąć jej włosów, ale pokręciła głową i cofnęła się. - Nie. Na pewno chcesz teraz powiedzieć coś miłego, a ja zupełnie nie mam na to nastroju. Oboje mamy mnóstwo pracy. - Ale ja myślę o tobie tak, jak nigdy dotąd nie myślałem - powiedział miękko i cicho, gdy odwróciła się do wyjścia. - I bardzo często. Poczuła, jak zadrżało jej serce. Odetchnęła głęboko, by je uspokoić. - Niezłą porę wybrałeś sobie na poruszanie takich tematów. No, ale ty nigdy nie miałeś szczególnego wyczucia... oczywiście poza twoją muzyką. - Myślę o tobie bardzo często - powtórzył. Ruszył ku niej. Ucieszył się, gdy dostrzegł niepewność w jej oczach. - Do czego zmierzasz? - Nigdy dotąd żaden mężczyzna jej tak nie zdenerwował. A zwłaszcza Shawn. Potrafiła sobie z nim radzić. Zawsze tak było. Tym razem jednak nie mogła ruszyć się z miejsca. Czy to nie nadzwyczajne? - pomyślał Shawn podchodząc bliżej. Brenna wyglądała na zdenerwowaną, miała zarumienione policzki. - Dawniej nigdy nie pragnąłem tego zrobić. - Wsunął palce pod jej włosy, dotknął szyi i przyciągnął ją do siebie lekko. Przez cały czas patrzył dziewczynie w oczy. - Teraz nie mogę przestać o tym myśleć. Wargi Shawna delikatnie musnęły jej usta. Kusząco, lekko, oszałamiająco. Powinna się domyślić, że gdy chce, potrafi całować powoli, miękko i pożądliwie. I sprawić, że wszystkie inne uczucia usuwają się w cień. Dłoń Shawna na szyi Brenny zaciskała się i rozluzniała, zaciskała i rozluzniała. Jej puls zawtórował w tanecznym rytmie. Poczuła, jak przepływa przez nią fala ciepła, wypełniając całe ciało. Przylgnęła do Shawna. Poddała się rytmowi serca, które biło coraz szybciej za sprawą jego ust. Zadrżała. Shawn chłonął to pierwsze, cudowne wrażenie, a potem natychmiast zapragnął poczuć je jeszcze raz. Nie udało mu się. Brenna oparła dłoń o jego ramię, aby go powstrzymać. - Przed tygodniem zaskoczyłaś mnie swoim pocałunkiem - powiedział, patrząc jak jej oczy odzyskują przytony wyraz. - Teraz ja zdołałem zaskoczyć ciebie. Pozbieraj się, dziewczyno, nakazała sobie Brenna w myślach. Nie tak należy postępować z mężczyzną. - No to powiedzmy, że jesteśmy kwita. Zmrużył oczy zastanawiając się nad jej słowami. - Czy dla ciebie to tylko gra, Brenna? O wiele bardziej odpowiadał jej ślad irytacji w głosie Shawna, niż poprzedni gładki i uwodzicielski ton. Skinęła głową. - Zawsze tak mi się wydawało. Na szczęście w tej grze możemy wygrać oboje, ponieważ chodzi o seks. Teraz muszę już wracać do klientów. Wychodząc z kuchni wciąż czuła na wargach pocałunek. - Może i wygramy oboje - mruknął Shawn - ale nie według twoich zasad, moja kochana Brenno. Zadowolony z siebie zabrał się do przygotowywania dań dla niemieckich turystów. Słońce postanowiło zaświecić w niedzielę. Niebo było błękitne i czyste. Ciągnące się na wschodzie smugi szarości wskazywały, że nad Anglią szaleje burza, która pod wieczór mogła nawiedzić także Irlandię. Shawn pomyślał, że podczas spaceru mógłby wstąpić po drodze do O'Toole'ów na herbatę i ciastka. Miał chęć przekonać się, jak Brenna zareaguje na jego widok po tym, co zaszło między nimi poprzedniego wieczoru. Wydawało mu się, że wie, co ona czuje. Zawsze lubiła robić wszystko po swojemu. Nie krok po kroku, ale szybko. Z jakichś przyczyn upatrzyła sobie właśnie Shawna, a jemu zaczynało się to podobać. Prawdę mówiąc, bardzo mu to odpowiadało. Ale on także dążył do wszystkiego w swoim tempie. Nie zawsze szedł prosto i wolał zmienny rytm. Wiedział, że maszerując wprost do celu, często nie dostrzega się różnych małych cudów dziejących się wokół. Był prawdziwym smakoszem takich właśnie zjawisk. Cieszył się słysząc skrzek sroki albo dostrzegając błysk słońca na zdzble trawy. Uwielbiał patrzeć na potężne klify, bez końca stawiające opór nieprzerwanym uderzeniom morskich fal. Potrafił wędrować całymi godzinami i często to praktykował. Większości ludzi wydawało się, że takie wędrówki to czysta strata czasu. Czasami widywał ich pobłażliwe uśmiechy. Ale wędrując mógł robić bardzo wiele - myśleć, wspominać, obserwować. Właśnie spacerował pogrążony we własnym świecie i nie zauważył Mary Kate, dopóki go nie zawołała i nie podbiegła bliżej. - Wspaniały dzień na przechadzkę - zauważył, na wszelki wypadek wsuwając ręce do kieszeni. - Już dawno nie było tak ciepło. - Przygładziła włosy rozwiane po krótkim biegu. - Właśnie zamierzałam się przejść do twojej chatki, a tu proszę, zjawiasz się przede mną we własnej osobie. - Do mojej chatki? - Zauważył, że zmieniła niedzielną sukienkę na sweter, który wyglądał na zupełnie nowy. Włożyła też kolczyki, uperfumowała się i umalowała usta. Nie zapomniała o niczym. Nagle dotarło do niego, że Brenna miała rację. Ta myśl go przeraziła. - Miałam zamiar skorzystać z twojego wczorajszego zaproszenia. - Wczorajszego? - Mówiłeś, że mogę przyjść i posłuchać twojego grania zawsze, gdy tylko będę chciała. Uwielbiam słuchać, jak grasz swoje melodie. - A ja właśnie wybierałem się do was. Muszę porozmawiać z Brenna. - Nie ma jej w domu. - Mary Kate uznała, że powinna jakoś Shawna zachęcić. Przysunęła się bliżej i wzięła go pod ramię. - U Maureen coś się popsuło i musiała tam pojechać. Mama i Patty wybrały się z nią. - W takim razie zamienię słowo z twoim ojcem. - On też wyszedł. Zabrał Alice Mae na plażę, bo chciała zbierać muszelki. Ale i tak możesz wpaść. Mary Kate w przypływie śmiałości przesunęła dłonią wzdłuż ramienia Shawna, gdy szli obok siebie. Dotyk umięśnionego ramienia mężczyzny, który dawno przestał być chłopcem, przyspieszył jej puls. - Chętnie zaparzę herbatę i przyszykuję coś do zjedzenia. - To bardzo miło z twojej strony. - Pamiętał o pogróżkach Brenny; uznał, że już jest trupem. Weszli na szczyt wzgórza, skąd widać było dom O'Toole'ów. Wyglądał na opuszczony, choć z komina unosiła się strużka dymu. Przy drodze nie było furgonetki Brenny. Nigdzie też nie widział psa. Nawet Betty opuściła go w tak trudnej chwili. Pozostało mu tylko jedno wyjście - mógł wycofać się jak tchórz. - Gdzie ja miałem głowę? - Zatrzymał się gwałtownie i przytknął dłoń do czoła. - Przecież miałem pomagać Aidanowi... w domu. Zupełnie o tym zapomniałem. - Najszybciej jak potrafił uwolnił ramię i delikatnie odsunął Mary Kate, tak jak odsuwa się szczeniaka, który z uporem próbuje ugryzć. Tylko spokojnie, pomyślał. - Wiecznie coś mi wylatuje z głowy, więc pewnie Aidan się nie zdziwi, że znowu nie przyszedłem na czas. - Ale skoro już i tak jesteś spózniony... - Mary Kate nachyliła się ku niemu w sposób, który nawet taki roztargniony tchórz, jakim Shawn czuł się w tej chwili, musiał uznać za zachętę. [ Pobierz całość w formacie PDF ] |