[ Pobierz całość w formacie PDF ]
szkód w drodze, \ebym wróciÅ‚ do domu... 0 0 1 1 0 1 6e 1 l128 3 Cadyk podaÅ‚ mu rÄ™kÄ™. 0 0 l128 3 Rudy odchylony w tyÅ‚, z rÄ™kami wsuniÄ™tymi w skoÅ›ne kieszenie kapoty, patrzaÅ‚ na piekarza. 0 0 1 1 0 1 6e 1 l128 3 - Wracam te\. - PoderwaÅ‚ siÄ™ Apfelgrn. Wezmiecie mnie na furÄ™? Mam ju\ dość. To nie jest dla mnie interes. Å›ony nie mam, córki nie mam. Co mi zrobiÄ…? 0 0 1 1 0 1 6e 1 l128 3 Rudy podniósÅ‚ obie rÄ™ce, zakrÄ™ciÅ‚ siÄ™ na miejscu i znalazÅ‚ siÄ™ miÄ™dzy cadykiem a piekarzem. 0 0 1 1 0 1 6e 1 l128 3 - Zaraz! Zaraz! Powoli! Panie Å›ydzie! Poczekaj! MÄ™drzec! Popatrzcie no na mÄ™drca! - Rudy wziÄ…Å‚ piekarza za brodÄ™. - Wracam? BiorÄ™ nogi na plecy i wracam? Hou! Powoli! Co to? BezpaÅ„ski Å›wiat? A cadyk? To ciebie nie obchodzi? Cadyk to nic? 0 0 1 1 0 1 6e 1 l128 3 - Cadyk daÅ‚ mi ju\ rÄ™kÄ™ na drogÄ™ - powiedziaÅ‚ piekarz pÅ‚aczliwym gÅ‚osem. - GwaÅ‚tu, rabusie! Czego chcecie ode mnie! 0 0 1 1 0 1 6e 1 l128 3 - RÄ™kÄ™ jak rÄ™kÄ™. Dwa palce. Cadyk to cadyk. Ale pytać trzeba mnie. On jest wa\niejszymi spraÝ wami zajÄ™ty. Kto mo\e wiedzieć, gdzie on teraz jest? Siedzi tu, a jest gdzieÅ› wysoko. Aapie anioÅ‚y. Du\o wie, co siÄ™ dokoÅ‚a niego dzieje. On nie bÄ™dzie siÄ™ zastanawiaÅ‚, czy piekarz ma jechać, czy nie ma jechać. Å›aden wóz. Å›aden koÅ„. On musiaÅ‚ siÄ™ dobrze namÄ™czyć, \eby zdjąć ze mnie grzech przebywaÝ nia pod jednym dachem z niÄ…. SÅ‚yszaÅ‚eÅ›, co mi powiedziaÅ‚? Na ulicy chodzi niebezpieczeÅ„stwo Å›mierci. NiebezpieczeÅ„stwo duszy. A ty tu mi podnosisz wrzask i krzyczysz gwaÅ‚tu! Fe! Wstydz siÄ™! Taki deliÝ katny Å›yd jak ty! Siedz tu i nie wychodz! Ty te\ masz \onÄ™ i dzieci, chcesz, nie daj Bo\e, Å›ciÄ…gnąć na siebie i na swój dom najwiÄ™ksze nieszczęście? Tfu! Nie moimi wargami zostaÅ‚o to wypowiedziane. 0 0 1 1 0 1 6e 1 l128 3 - Tfu! Tfu! Tfu! - spluwali chasydzi. 0 0 l128 3 - Nic mi siÄ™ nie stanie - upieraÅ‚ siÄ™ piekarz. - Memu synowi, dziÄ™ki Bogu, nic siÄ™ nie staÅ‚o, to i mnie, z Bo\Ä… pomocÄ…... 0 0 1 1 0 1 6e 1 l128 3 - A skÄ…d masz tÄ™ pewność, \e twemu synowi?... - spytaÅ‚ rudy. 0 0 1 1 0 1 6e 1 l128 3 Piekarz Wohl spojrzaÅ‚ na rudego, potem dokoÅ‚a siebie. 0 0 l128 3 - CoÅ› mu siÄ™ staÅ‚o? 0 0 l128 3 - Nic mu siÄ™ nie staÅ‚o. Nic nie sÅ‚yszaÅ‚em. Tak siÄ™ tylko mówi. Nie o to chodzi. Chodzi o to, \e ty nie pomyÅ›laÅ‚eÅ›, co bÄ™dzie z nami, z naszymi \onami. PomyÅ›laÅ‚eÅ› o tym? A widzisz! 0 0 1 1 0 1 6e 1 l128 3 - PrzyjadÄ™ jutro i zabiorÄ™ wszystkich. Razem z synem i drugim wozem przyjadÄ™. 0 0 1 1 0 1 6e 1 l128 3 - Jutro! Jutro! Å›ydzie! RozkazujÄ™ ci, w imiÄ™ cadyka, siadaj i siedz! I niech mi to ju\ bÄ™dzie koÝ niec! 0 0 l128 3 - Nic nie rozumiem - oburzyÅ‚ siÄ™ wÅ‚aÅ›ciciel sklepu eleganckiego obuwia czÅ‚owiek wÅ‚asnym koÝ niem i wozem nie mo\e jechać, gdzie chce i kiedy chce? 0 0 1 1 0 1 6e 1 l128 3 Pritsch zakaszlaÅ‚ i zasÅ‚oniÅ‚ chusteczkÄ… usta. 0 0 l128 3 - Pierwszy raz siÄ™ zgadzam - wÅ‚aÅ›ciciel koncesji na trafikÄ™ i loteriÄ™ skinÄ…Å‚ gÅ‚owÄ… w stronÄ™ ApfelÝ grna - jego wóz i jego prawo. 0 0 1 1 0 1 6e 1 l128 3 - Jak chce jechać, niech jedzie - odezwaÅ‚ siÄ™ SoÅ‚owiejczyk - prawo ma ka\dy, ale on nie wie, co mo\e go spotkać. MogÄ… go spytać o przepustkÄ™. 0 0 l128 3 - Przepustka? Co to jest? - spytaÅ‚ piekarz. 0 0 1 1 0 1 6e 1 l128 3 - Dowiecie siÄ™. Wszyscy siÄ™ dowiecie. 0 0 1 1 0 1 6e 1 l128 3 - Po co straszyć? Ja nie taki strachliwy - odparÅ‚ Wohl. - Przepustka? Niech bÄ™dzie przepustka. Bóg daÅ‚ na tyle, da na przepustkÄ™ te\. 0 0 1 1 0 1 6e 1 l128 3 - Nikogo nie chcÄ™ straszyć, ale przypominam sobie Kiszyniów. Dziesięć mniej wiÄ™cej lat temu. Å›ona byÅ‚a w ciÄ…\y z najstarszÄ… córkÄ…, LenkÄ…. 0 0 l128 3 - Znowu to samo - jÄ™knÄ…Å‚ Apfelgrn. 0 0 l128 3 - PamiÄ™tam Kiszyniów, posÅ‚uchajcie, posÅ‚uchajcie, nie szkodzi, ja siÄ™ nie obra\am. ByÅ‚ wÅ‚aÅ›nie dzieÅ„ przed pogromem. Pijany kozak wpadÅ‚ do moich teÅ›ciów. RzuciÅ‚ siÄ™ na mojÄ… szwagierkÄ™. Ale teść nadbiegÅ‚ z siekierÄ…. Kozak siÄ™ przestraszyÅ‚ i uciekÅ‚. Ale co by byÅ‚o, gdyby zostaÅ‚ zabity? Nie daj Bo\e! Dlatego mówiÄ™ wciÄ…\ i powtarzam: przed nimi trzeba uciekać. Jak najdalej! 0 0 1 1 0 1 6e 1 l128 3 - Co by byÅ‚o? Przecie\ tak czy tak byÅ‚o. Na drugi dzieÅ„, ten pogrom. To ju\ lepiej byÅ‚o zabić kozaka - powiedziaÅ‚ piekarz Wohl. 0 0 1 1 0 1 6e 1 l128 3 - To znaczy, \e jeszcze maÅ‚o! - SoÅ‚owiejczyk poczerwieniaÅ‚. - Wstyd tak mówić! Fe! Wstyd! 0 0 1 1 0 1 6e 1 l128 3 - Wstyd! Niech bÄ™dzie wstyd! I niech mnie nikt nie uczy! Ja ju\ mam swoje lata i przez byle koÝ go nie dam siÄ™ uczyć. 0 0 1 1 0 1 6e 1 l128 3 - Byle kogo! Kto mówi? Ja takich mam piÄ™ciu w jednym kÄ…ciku u mnie w sklepie! Piekarz podÝ pÅ‚omyków! 0 0 l128 3 - Co? Powtórz! - Piekarz Wohl skoczyÅ‚ na Å›rodek izby austerii. 0 0 1 1 0 1 6e 1 l128 3 SoÅ‚owiejczyk przemilczaÅ‚ i usiadÅ‚ z powrotem na Å‚awce. 0 0 1 1 0 1 6e 1 l128 3 - Oj! Å›ydzi! Å›ydzi! - krÄ™ciÅ‚ gÅ‚owÄ… introligator Kramer. - Å›eby siÄ™ o byle co kłócić! MaÅ‚o jeszcze nieszczęść! 0 0 1 1 0 1 6e 1 l128 3 - Sza! - Rudy uderzyÅ‚ dÅ‚oniÄ… o blat stoÅ‚u. - Cadyk wraca do siebie! - PrzytknÄ…Å‚ ucho do warg caÝ dyka. - Rebe chce coÅ› przekÄ…sić. Macie co? - zwróciÅ‚ siÄ™ do starego Taga. 0 0 l128 3 - Wszystko zjedzone, wszystko wypite. - Stary Tag rozÅ‚o\yÅ‚ rÄ™ce. Rudy wyjÄ…Å‚ z kieszeni buÅ‚kÄ™ zawiniÄ™tÄ… w chustkÄ™ i poÅ‚o\yÅ‚ jÄ… na stole. Cadyk odmówiÅ‚ szeptem bÅ‚ogosÅ‚awieÅ„stwo nad chlebem. 0 0 1 1 0 1 6e 1 l128 3 - "... wyciÄ…gasz chleb z ziemi" - zakoÅ„czyÅ‚ gÅ‚oÅ›niej. 0 0 1 1 0 1 6e 1 l128 3 - Amen - odpowiedzieli chasydzi i patrzyli na palce cadyka. [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ] |