[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Nana z błyszczącymi z przejęcia policzkami nie mogła się doczekać.
- Nawet nie wiesz, co się tu u nas zdarzyło - oznajmiła. - A oprócz tego Zach
był tutaj i szukał ciebie.
Rachela zamarła.
- Co chciał?
- Niepokoił się o ciebie. Powiedział, żebyś do niego zadzwoniła, jak tylko
przyjdziesz. I pytał również, czy czytałaś już dzisiejszą gazetę.
- Nie miałam czasu. A co było w gazecie?
- Oj, zagapiłam się. Nie wiem. Nie pomyślałam, żeby go o to zapytać -
zafrasowała się Nana.
- A co się u nas wydarzyło?
- Chodzmy do pokoju. Czeka cię prawdziwa niespodzianka.
Rachela poprowadziła fotel Nany do pokoju. Stanęła przy drzwiach.
- No i sama zobacz.
Rachela ostrożnie zajrzała do pokoju.
- Co tam jest? Widzę tylko tarantulę Rabusia.
- Nie, nie. Wszystkie maleństwa leżą za tarantulą.
Rachela weszła do pokoju. Za mechanicznym potworem leżał na podłodze jej
najlepszy wełniany sweter. Na sweterku panoszył się Rabuś. Wokół Rabusia leżało
sześcioro malutkich kociąt.
- Okazało się - mówiła Nana - że nasz Rabuś jest kociczką. I kto by się tego
spodziewał? Ja w każdym razie nie wiedziałam, i ty też nie. No i co my tu mamy!
- Patrzę i oczom nie wierzę - zaśmiała się Rachela. Nagle coś błysnęło na
podłodze. - Kolczyk Franciszki! Skąd on się tu wziął?
- Kilka minut temu zaglądałam do kociąt i na pewno nie było tu kolczyka -
zgodziła się Nana.
- 107 -
S
R
- Nie widziałam go odkąd... - no tak, od momentu, kiedy popsuła Zachowi
doświadczenie. Nie przejmując się ostrzegawczym parsknięciem Rabusia, skoczyła
pomiędzy kocięta i tryumfalnym ruchem wygrzebała odnaleziony kolczyk. - Skąd on
się tu wziął? - zastanawiała się głośno.
- Wiedziałam, że kiedyś się znajdzie - stwierdziła Nana. - Potrzeba tylko
odrobiny wiary.
- Odrobiny wiary - powtórzyła Rachela. No tak, Nana i pan Santos mają rację.
Niekoniecznie dużo wiary, wystarczy trochę, tyle właśnie, ile potrzeba. Jak to się
stało, że zupełnie straciła wiarę? Cuda się zdarzają. Sześcioro malutkich kociąt to też
był cud. Zagubiony kolczyk odnalazł się w zupełnie nieprawdopodobnym miejscu.
Może i Zach znowu kiedyś jej zaufa. Taki był przecież serdeczny na tej nieszczęsnej
konferencji prasowej. Trzeba po prostu trochę wierzyć.
Odwróciła się w stronę babci.
- Chciałam cię zapytać o coś bardzo ważnego.
- O co chodzi, kochana?
- Jeżeli będę sobie życzyła tego, co jest najdroższe memu sercu i to się spełni,
czy będę mogła sprzedać medalion?
- Nie wiem - mruknęła Nana. - Ten medalion jest w naszej rodzinie już tak
długo. %7łeby go zatrzymać...
- Ważniejsze jest dla mnie, żebym miała ciebie - przerwała Rachela. - Wolę
mieć ciebie niż medalion. Jeśli go sprzedam, będziemy mogły być razem.
- A co będzie z twoimi dziećmi, z ich życzeniami?
- Nana wyglądała na bardzo niezadowoloną. Rachela objęła ją serdecznie.
- Nie mam żadnych dzieci. Mam ciebie. I byłabym strasznie nieszczęśliwa,
gdybyśmy musiały się rozstać.
- I ja także - przyznała Nana. - Ale obiecaj mi, że nie sprzedasz medalionu,
zanim nie spełni twojego życzenia.
- Obiecuję.
Nana pokiwała głową. W oczach miała łzy.
- W takim razie zgadzam się. Zgadzam się, żebyś sprzedała medalion.
Rachela delikatnie pocałowała Nanę.
- 108 -
S
R
- Kochana jesteś - szepnęła. Dotknęła złotego łańcucha, który ciągle jeszcze
miała na szyi.
Rachela znalazła Zacha w Rancho w jadalni. Zaczynał pakować kamery.
- Szukałem ciebie - powiedział.
- Musimy porozmawiać.
- Tak. O konferencji prasowej - powiedział i położył rękę na jej ramieniu.
Zamknęła oczy oczekując burzy.
- Nie zabijaj mnie! Jest mi przykro! - szepnęła. Oczekiwana burza nie nastąpiła.
- Powinno być ci przykro - powiedział spokojnie.
- Ponad godzinę musiałem tłumaczyć tym reporterom, dlaczego myślałaś, że
sabotujesz moje eksperymenty.
- Tak. Ale ty nie wiedziałeś, co miałam na myśli... Czy pamiętasz, jak parę dni
temu sprzątałam w Rancho?
Kiwnął głową.
- Miałam w kieszeni taki mały magnesik na szczęście, czterolistną koniczynkę.
I to namagnesowało twój metromag.
- Magnetometr? [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mons45.htw.pl
  • Wątki
    Powered by wordpress | Theme: simpletex | © (...) lepiej tracić niż nigdy nie spotkać.