[ Pobierz całość w formacie PDF ]

jak prawdziwy mężczyzna.
 No pewnie! A jak miałem się zachować wobec pięknej kobiety? - pomyślałem,
uradowany, że, pod nieobecność Kamy, o której pojawieniu się nie zostałem uprzedzony, nie
strzeliłem żadnej gafy i nie złożyłem jakiejś niefortunnej propozycji.
- O, tak! - przytaknęła, komplementując mnie, Jola i spojrzała w moim kierunku. - Ten
twój numer z muchą, Tomaszu, był znakomity.
- Z jaką muchą? - wtrąciła Kama.
- Tomasz zmusił ją do ustąpienia mi miejsca.
%7ływe zainteresowanie Kamy zainspirowało mnie natychmiast. Rozejrzałem się
uważnie po suficie:
- Ona tu gdzieś jeszcze lata - uniesionym palcem wskazującym zwróciłem uwagę obu
dziewczyn i wszystkich obecnych facetów, na muchy, szybujące bezkarnie po zajezdzie.
- Do tej pory zastanawiam się, Tomaszu: o co ci chodziło z tymi solonymi śledziami?
- zapytała Jola.
Licząc na pojawienie się innego tematu konwersacji, nafaszerowałem usta stygnącą
specjalnością zajazdu. Przeżułem ją bez pośpiechu i przełknąłem.
Inny temat się nie pojawił.
- To było tak - spojrzałem Karnie w oczy. - Po rozmowie z tobą, potrzebowałem
chwili samotności. Wpadłem więc tutaj. Usiadłem w kąciku. I nikt mi nie przeszkadzał. Gdy
nagle pojawiła się jakaś...
- Jola - podpowiedziała Kama.
- No właśnie! Wtedy pomyślałem, że potrzebuję tej samotności, jak śledz potrzebuje
soli.
- Przecież śledz nie potrzebuje soli - zauważyła trafnie Jola, słuchająca mnie uważnie.
- Zledzia soli człowiek, bo lubi solone śledzie.
- Otóż to! Dostrzegłem własny błąd i... - z udawanym wyrzutem spojrzałem w oczy
Joli. - No nie! Powiedziałaś to, co wtedy pomyślałem, a teraz miałem zamiar ujawnić.
- Przepraszam! Nie wiedziałam, co wtedy pomyślałeś - usprawiedliwiła się Jola.
Skłoniłem wyrozumiale głowę:
- Przyjąłem... Po usunięciu błędu o zamiłowaniu śledzia do soli, coś mi strzeliło do
łba, że ta...
- Jola - cierpliwie podpowiedziała Kama.
- No właśnie! - przytaknąłem. - Coś mi strzeliło do głowy, że ona szuka teraz miejsca,
żeby zjeść tego swojego ulubionego, solonego śledzia na siedząco.
W tym momencie podszedł kelner. Na stoliku spoczęły dwa półmiski. Zrobiłem
okrągłe oczy ze zdumienia.
Na półmiskach leżały płaty solonych śledzi w towarzystwie ziemniaków z wody i
czegoś tam jeszcze. Dziewczyny złapały sztućce. Jola uśmiechnęła się do mnie:
- Kama uprzedziła, że jesteś mistrzem w wyjaśnianiu tajemnic i rozwiązywaniu
najbardziej zawikłanych zagadek. Dzięki temu, w przeciwieństwie do ciebie, wiedziałam, z
kim rozmawiam. Mogłam się spodziewać po tobie jakiejś niespodzianki. Aż tu nagle,
zupełnie zaskoczona, usłyszałam od ciebie o solonych śledziach. Wiesz, jak się poczułam?
- Wiem! Jak podglądana przez obcego faceta - spiekłem raka na czubkach uszu.
- No właśnie! Ale sympatycznego - zarumieniła się na policzkach. - To ostatnie,
oczywiście, niczego nie zmienia - dodała szybko. - Pomyślałam: skoro bez zadawania pytań,
nawet bez podnoszenia oczu znad scenariusza, wiesz, że zamierzam zamówić solone śledzie,
za którymi rzeczywiście przepadam, to możesz wiedzieć o mnie wszystko. Teraz już wiem, iż
nie wiedziałeś nic - uśmiechnęła się zadowolona, że potrafiła ukryć przede mną swoją
tożsamość i że nie naruszyłem jej intymności.
***
Dowiedziałem się, że Jola jechała za mną od Marózka. Obserwowała moje  ogony na
szosie. Widziałem tylko jeden, który utknął w polu. Okazało się, że miałem dwa. Ten drugi,
opel z niemieckimi tablicami rejestracyjnymi, śledził mnie dłużej, bo do zajazdu. Skręcił za
mną na parking, chociaż jego pasażerowie, kobieta i mężczyzna, nie mogli widzieć, że tam
wcześniej skręciłem. Zanim ludzie ci zauważyli zaparkowany wehikuł, mężczyzna zobaczył
na parkingu Jolę. Jego spodziewana reakcja na widok pięknej, samotnej dziewczyny, nie
spodobała się partnerce. Była przekonana, że skręcił z szosy w ślepej pogoni za Jolą, która
wyprzedziła ich tuż przed zajazdem i widziała, jak skręcam. Za to został przez nią
spoliczkowany, zrugany i wepchnięty do samochodu. Po czym opel odjechał w stronę
Warszawy, w pościgu za mną. Kama przyjechała do zajazdu dopiero wówczas, gdy Jola
upewniła się, że w lokalu nie ma osób niepożądanych. Nasze spotkanie nie było planowane.
***
Tuż przed pożegnaniem, wykorzystując chwilę nieuwagi Joli, Kama zawadziła
palcami o grzbiet mojej dłoni, zajrzała w oczy i szepnęła coś do ucha.
Wiedziałem, że oczekuje mojej szybkiej, równie dyskretnej reakcji. Nie mogłem
przytaknąć, bo może miałem zaprzeczyć. Nie zaprzeczyłem, bo może właściwsze było
przytaknięcie. Jednocześnie, nie chciałem, żeby się zorientowała, że nie dosłyszałem i przez
to nie wiem, o co jej chodzi.
Musiałem jakoś zareagować. Na myśl o tym uśmiechnąłem się bezradnie, jak
niewinne dziecko do kochającej mamusi i niechcący dotknąłem przedramienia Kamy, bo było
w zasięgu mojej zgiętej ręki.
Ku mojemu zaskoczeniu okazało się, że tym sposobem dałem jej oczekiwaną przez
nią odpowiedz. Zrozumiała mnie bez słów. Za to ja siebie nie zrozumiałem.
 Jasny gwint! Nie wiem nawet, co jej odpowiedziałem - pomyślałem, wsiadając do
wehikułu.
ROZDZIAA PITY
MISJA JEST WIKSZA, NI%7Å‚ MYZLISZ " KOLEKCJONER Z OPOLA " CZECH U
ALKA " KIM JEST IGA? " BANDYCKI NAPAD " GORCZKOWE OBRADY
FILMOWCÓW " NIEMCY U ALKA " KTO NAPADA NA CZECHA " SAM NA SAM [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mons45.htw.pl
  • WÄ…tki
    Powered by wordpress | Theme: simpletex | © (...) lepiej tracić niż nigdy nie spotkać.