[ Pobierz całość w formacie PDF ]
bolesna. - Co pani sądzi o naszym jachcie, kyria Kirby? - spytał Mac, popijając kawę. - Właśnie. - Alexandros błysnął zębami w uśmiechu. Wydawał się być w znakomi- tym humorze. - Nazwałem go „Selene", od imienia bogini księżyca i miłości. Trafiona nazwa, prawda, Natasho? Patrzyła, jak Macedończyk odchyla się na oparcie fotela i z wyraźną satysfakcją rozgląda się dookoła. Gruby rogal księżyca, wspinający się powoli na niebo, zalewał bia- ły jacht srebrzystą poświatą. „Tak" - chciała powiedzieć, ale powściągnęła uśmiech za- chwytu i zdecydowanie pokręciła głową. - Moim zdaniem powinieneś go raczej nazwać „Circe" - syknęła. - Od imienia bo- gini, która zamieniała mężczyzn w świnie. Mac parsknął śmiechem, lecz zaraz umilkł, speszony. Alexandros spojrzał na Na- tashę błyszczącymi oczami. - Lecz znalazł się pewien śmiertelnik, który ją poskromił - zauważył swobodnie. - I jaki z tego morał? - Na mnie już czas. - Skiper dopił kawę i podniósł się z miejsca. - Idę na mostek, zobaczyć, jak sobie radzi chłopak, którego szkolę. Mam przeczucie, Alex, że będzie z niego naprawdę dobry kapitan. Dziękuję za kolację i miłe towarzystwo. Dobranoc. - Dobranoc - odpowiedzieli chórem. A potem przy stole zapadła cisza. Natasha zerknęła na Alexandrosa. Teraz, kiedy zostali sami, znowu ogarnął ją lęk. Za chwilę, w sypialni, on zażąda, żeby mu się oddała, a ona zrobi to, ze świadomością, że nie ma wyboru. I że czeka ją upokorzenie, a jego - rozczarowanie. Bo przecież nigdy, przenigdy nie byłaby w stanie go zadowolić. - Chodźmy do środka. - Macedończyk wstał i wyciągnął do niej rękę. Bez słowa podała mu dłoń i pozwoliła się zaprowadzić do kajuty. Nie było sensu odwlekać tego, co nieuniknione. Kiedy nagle w kieszeni Alexandrosa zadzwonił telefon, omal nie podskoczyła. Jak na razie, rejs specjalnie mnie nie zrelaksował, pomyślała z przekąsem, patrząc, jak Alexandros sięga po aparat. - Muszę odebrać - powiedział, marszcząc brwi. - Proponuję, żebyś już poszła się położyć. Ta rozmowa może potrwać dłuższą chwilę. Skinęła głową i, przełamując nagłe onieśmielenie, weszła do sypialni. Dwie lampy o białych kloszach, umieszczone symetrycznie po obu stronach łóżka, wypełniały po- mieszczenie łagodnym światłem. Łóżko zostało już pościelone; miękka błękitna kołdra i dwie leżące obok siebie poduszki wyglądały zachęcająco... albo raczej groźnie. Na po- ścieli leżało coś jeszcze - starannie złożona, biała koszula nocna. Widocznie Josefina zdążyła rozpakować jej nowe ubrania, kiedy jedli kolację. Ciekawe, w co postanowił wy- stroić mnie Alexandros, pomyślała Natasha, unosząc materiał, i z niedowierzaniem zmarszczyła brwi. Koszulka była urocza, prosta i zaskakująco skromna. Szerokie ra- miączka zdobiła delikatna koronka, a rząd maleńkich, powleczonych satyną guziczków pozwalał ją zapiąć niemal pod szyję. Spodziewała się raczej przezroczystej kusej haleczki albo sznurowanego gorsetu. Zdumiona, wzięła koszulkę i poszła do łazienki. Rozebrała się, odświeżyła i umyła zęby, [ Pobierz całość w formacie PDF ] |