[ Pobierz całość w formacie PDF ]

-Tak.
-To przez poprzednie lato? Dlatego, że się tu zatrzymałaś? Zostawiłaś coś czy...
-Krąg nie przyszedł tu po ciebie, Preston. Ty jesteś... w Kręgu.
-Co masz na myśli?
-Kiedy dostałeś nowych ochroniarzy? Przed świętami?
Nie odpowiedział, ale odpowiedz była wypisana na jego twarzy.
-Dużo dziwnych rzeczy zaczęło się wtedy dziać, nieprawdaż? - spytałam go - Mordowanie
premierów, grube ryby Uni Europejskiej zaczęły znikać... Dziwne rzeczy przydarzały się
potężnym ludziom. Ludziom których rodziny były potężne od wieków. Ludziom, których
przodkowie podążali za naukami niejakiego Iosefa Cavana.
-Nie - Preston potrząsnął głową. Delikatnie odsunął się ode mnie.
-Pomyśl o tym, Preston. Ostatnio coś się zmieniło, prawda? Zachowanie twojego ojca się
zmienia. Mniej wycieczek poza ambasadę? Nowe samochody? Nowi ochroniarze? Nowe
protokoły? - mówiłam powoli, jednak Preston coraz bardziej oddalał się ode mnie i od tego,
co chciałam mu powiedzieć - Ktoś poluje na członków Kręgu, Preston - na potomków
założycieli Kręgu.
-Nie - Preston pokręcił głową.
-Ktoś poluje na ciebie.
Ostrożnie sięgnęłam do kieszeni dżinsów, zimnymi rękoma pocierając mokrą dzianinę, by
odnalezć kawałek papieru. Delikatnie rozłożyłam go, odrywając od siebie wilgotne warstwy,
nie mogąc patrzeć na nazwiska, które znałam na pamięć.
-Dlatego mnie chcieli, Preston. Poneważ lata temu zobaczyłam tę listę. Ponieważ znałam
nazwiska ludzi, którzy założyli Krąg Cavama. Zobacz, Preston. Zobacz! - wskazałam na
nazwiska - Elias Crane. Jego pra-pra-pra-pra-wnuk nie żyje. Pra-pra-pra-pra-wnuczka
Charlesa Dubois i jej dzieci prawdopodobnie zostali zabici. Spójrz na ostatnie nazwisko,
Preston.
-Nie.
-Samuel to rodzinne imię, prawda? - spytałam - Czy twój ojciec nie został tak nazwany na
cześć krewnego, który walczył w Wojnie Domowej?
W tym co powiedziałam nie było nic, czemu mógłby zaprzeczyć, jednak Preston pokręcił
głową.
-Co z tego jeżeli tak? To nie znaczy, że moja rodzina ma coś wspólnego z Kręgiem.
-Cóż, Preston - skinęłam głową - Właśnie to znaczy.
-Nie masz racji. Kłamiesz.
-Nie kłamię.
-Moi rodzice byli dla ciebie mili. Mój ojciec ci pomógł!
-Próbował mnie zabić, Preston. Zabiłby mnie.
-Jesteś szpiegiem. Kłamiesz. To właśnie robisz.
-Nie teraz.
Preston nadal odsuwał się ode mnie - od prawdy, której nie chciał już słuchać.
Kiedy usłyszałam ryk helikoptera nad głową odwróciłam się tylko na chwilę, by zobaczyć
jak zbliża się do lądowania na dziedzińcu za zamkniętymi bramami ambasady. Przysięgam,
że nie trwało to dłużej niż ułamek sekundy. Ale kiedy odwróciłam się z powrotem Preston
skręcał już na ulicę, w stronę korku, spychając ludzi na bok i poruszając się pod prąd w
stronę bram ambasady.
-Tato! - krzyknął, a ja zobaczylam to, co on widział. Ambasador Winters był na zewnątrz
budynku i przechadzał się drugą stroną dziedzińca. Przykucnął pod naciskiem wirującego
powietrza i zatrzymał się, kiedy okrzyk jego syna rozdarł powietrze.
-Tato! Zaczekaj! Otwórz bramy! - zawołał Preston.
-Preston, przestań.
Rzucił mi pośpieszne, gorączkowe spojrzenie, ale ruszył przed siebie jeszcze szybciej jakby
nie był pewien, komu powinien ufać. Całkowicie rozumiałam jego rozdarcie.
-Otwórzcie bramy! - krzyknął ponownie Preston, ale strażnicy musieli być przyzwyczajeni
do jakiegoś rodzaju porządku, bo spojrzeli na ambasadora, a bramy pozostały zamknięte.
-Tato! - wrzasnął Preston. Chwycił żelazne ogrodzenie, błagalnie. Ale człowiek tylko ruszył
szybciej do helikoptera i zamknął drzwi, oddzielając się od okrzyków Prestona.
-Tato? - poprosił Preston ostatni raz. Tym razem to nie był krzyk. To był pisk.
I cała scena się zmieniła.
Wszystko działo się jakby w zwolnionym tempie. Słyszałam syreny. Rozpoznałam
snajperów w momencie w którym pojawili się na dachu ambasady. Jedyne czego nie
znałam to powód.
Helikopter zaczął się unosić, ale ktoś oddał ostrzegawczy strzał. Coraz więcej strażników
zaczęło wypełniać dziedziniec, karabiny skierowane były na ojca Prestona. I zrozumiałam
to wszystko kiedy usłyszałam głos płynący przez megafon:
-Samuelu Winters, jest pan aresztowany - powiedział agent Townsend. Zobaczyłam go
wyłaniającego się z tłumu. Ciocia Abby stała obok niego z ciemnymi włosami falującymi na
wietrze - Niech helikopter wyląduje albo będziemy strzelać. Powtarzam, będziemy strzelać.
-Co... Co się dzieje? - spytał Preston, odwracając się do nich - Przyprowadziłaś ich tutaj -
rzucił mi piorunujące spojrzenie.
-Nie.
-To twoja ciotka, Cammie! Wiem, że ją tutaj przyprowadziłaś - wskazał na agenta
Townsenda wyciągającego jego ojca z helikoptera i zatrzaskującego kajdanki na jego
rękach.
-Nie wiedziałam, że tu będą. Ale wiedziałam, że jesteś w niebezpieczeństwie - powiedziałam
- Wszystko będzie w porządku, Preston. Musisz mi zaufać.
I może by to zrobił. Może mógłby uwierzyć w to, co mu powiedziałam - pomimo tego, co
zobaczył. Może wszystko mogłoby mieć jakiś sens gdyby Agent Townsend nie odwrócił się i
nie ruszył w naszym kierunku, krzycząc:
-Preston Winters?
Kiedy usłyszałam głos agenta Townsenda poczułam w pewnym sensie ulgę. Pomyślałam, że
pomoże nam zabrać Prestona do domu. %7łe pomoże nam go ochronić.
-Gdzie oni zabierają mojego ojca? - spytał Preston, ale nie rzucił się za mężczyzną. Za
bardzo się trząsł. Nie wiedziałam czy to z zimna czy wściekłości, ale myślę, że to nie miało
znaczenia. Agent Townsend sięgnął do drżących dłoni Prestona - Panie Winters, jest pan
aresztowany pod zarzutem szpiegostwa.
Townsend odwrócił Prestona, przyciskając jego ciało do ogrodzenia.
-Nie! - ktoś krzyknął. Zobaczyłam Bex i Liz biegnące w naszą stronę, jednak żadna z nich
nie mogła nadążyć za Macey. Wszystkie miały koce narzucone na ramiona, ale koc Macey
powiewał za nią kiedy biegła. Wyglądała jak anioł, tracący skrzydła.
-Zabierzcie go - powiedział Townsend innemu agentowi, kiedy Macey go dopadła.
-Czekajcie! - krzyknęła, próbując dostać się do Prestona - On nic nie wie.
-To jest rzecz, którą musimy ustalić, panno McHenry.
-Mylisz się! Popełniasz błąd! - zawołała.
Agent Townsend był naszym nauczycielem. Sojusznikiem. Powiernikiem. Przyjacielem.
Oczywiście, nigdy tak naprawdę go nie lubiłyśmy, ale możliwe, że dorosłabym do tego. Był
jednym z tych dobrych kolesi, ale to nie zatrzymało pięści Macey przed biciem go.
Wyglądała tak słabo i kobieco. W tamtym momencie nie walczyła jak dziewczyna
Gallagher. Walczyła jak dziewczyna, która patrzyła na jedynego chłopaka, którego
kiedykolwiek znała i na którym jej zależało, zabieranego od niej. Być może na zawsze.
Dwoje agentów chwyciło Prestona pod ramiona i poprowadziło w stronę białej furgonetki,
czekającej na dziedzińcu z włączonymi światłami.
Poza tym samochodem niedaleko stał jeszcze inny van w którym mogłam zobaczyć
siedzącego z tyłu ambasadora. Ulice wokoło ambasady płonęły od świateł i syren, roiły się
od tłumów, jednak ambasador patrzył tylko na mnie. Skinął głową w moim kierunku, jakby
chciał mnie zapewnić, że to nie koniec. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mons45.htw.pl
  • Wątki
    Powered by wordpress | Theme: simpletex | © (...) lepiej tracić niż nigdy nie spotkać.