[ Pobierz całość w formacie PDF ]
postać wysokiego mężczyzny, wchodzÄ…cego wÅ‚aÅ›nie po schodach, a zaraz potem triumfalny wzrok teÅ›ciowej, który zdawaÅ‚ siÄ™ mówić: No i co? Nie miaÅ‚am racji? Mnie nie oszukacie! S R MężczyznÄ… tym byÅ‚ Nathan Forrest. S R ROZDZIAA SZÓSTY Wbrew pozorom nie tylko Vera byta zaskoczona widokiem Na- thana. - Pan Forrest? - W gÅ‚osie Meg przebijaÅ‚o niekÅ‚amane zdziwienie. - A co pan tu robi? Dobre pytanie, pomyÅ›laÅ‚. Co ja tu wÅ‚aÅ›ciwie robiÄ™? Kiedy wchodziÅ‚ po schodach, przez uchylone drzwi mieszkania Meg dobiegÅ‚y go strzÄ™pki rozmowy. Niewiele co prawda zrozumiaÅ‚, ale byÅ‚o dla niego jasne, że ma ona jakieÅ› kÅ‚opoty. Nieszczęśliwy wyraz jej twarzy zdawaÅ‚ siÄ™ to potwierdzać. - Dobry wieczór, Meg. Dobry wieczór pani - zwróciÅ‚ siÄ™ do obu kobiet. - Meg, muszÄ™ z tobÄ… koniecznie porozmawiać. Chodzi o pracÄ™. ByÅ‚a to jedyna rzecz, jaka w tym momencie przyszÅ‚a mu do gÅ‚o- wy. Malutkie, ciekawskie oczka pani Gilbert rozbÅ‚ysÅ‚y nieocze- kiwanym blaskiem. - A o co chodzi? - zapytaÅ‚a. - Pani wybaczy, ale to sprawa sÅ‚użbowa. - Nathan wspiÄ…Å‚ siÄ™ dwa stopnie wyżej i dodaÅ‚: - ZciÅ›le tajna. Kobieta usunęła siÄ™ z drogi, ciskajÄ…c mu jednoczeÅ›nie nienawistne spojrzenie. Nathan ruchem rÄ™ki wskazaÅ‚ zdezorientowanej Meg, by weszÅ‚a do mieszkania, sam również wszedÅ‚, po czym dokÅ‚adnie zamknÄ…Å‚ za sobÄ… drzwi. - Uff, to prawdziwy wampir, gotowy wyssać z czÅ‚owieka ostatniÄ… kroplÄ™ krwi - zażartowaÅ‚. S R - O co chodzi tak naprawdÄ™? - Meg nie zareagowaÅ‚a na jego kÄ…- Å›liwÄ…, choć, musiaÅ‚a to przyznać, trafnÄ… uwagÄ™. Kiedy tu szedÅ‚, spodziewaÅ‚ siÄ™, że Meg bÄ™dzie zÅ‚a. Przynajmniej takÄ… widziaÅ‚ jÄ… dzisiaj po raz ostatni u siebie w biurze. Tymczasem na wprost niego staÅ‚a biedna, zagubiona dziewczyna, która wyglÄ…- daÅ‚a tak, jakby wszystko nagle zwaliÅ‚o siÄ™ jej na gÅ‚owÄ™. - Cóż, przyszedÅ‚em, bo chciaÅ‚em ciÄ™ przeprosić za moje zachowa- nie i powiedzieć, jaki ze mnie osioÅ‚. Ale widzÄ™, że jestem chyba nie w porÄ™. Powinienem byÅ‚ wczeÅ›niej zadzwonić. JeÅ›li chcesz, zaraz sobie pójdÄ™... Meg uniosÅ‚a rÄ™kÄ™, przerywajÄ…c jego monolog. - PotrzebujÄ™ tylko chwilki, żeby wziąć siÄ™ w garść. I nie myÅ›l so- bie, że tak Å‚atwo ciÄ™ wypuszczÄ™. %7Å‚yczÄ™ sobie wysÅ‚uchać każdego, najmniejszego nawet sÅ‚owa twych przeprosin, a szczególnie tego fragmentu o oÅ›le. UÅ›miechnęła siÄ™ przy tym blado, jakby przepraszajÄ…c go za caÅ‚Ä… tÄ™ sytuacjÄ™. OdpowiedziaÅ‚ jej uÅ›miechem. - Za chwilÄ™ bÄ™dÄ™ z powrotem - usÅ‚yszaÅ‚ i zobaczyÅ‚, jak Meg niknie w drzwiach Å‚azienki. - Cześć! - CzyjÅ› gÅ‚os odezwaÅ‚ siÄ™ za jego plecami. Mężczyzna aż podskoczyÅ‚ z wrażenia. OdwróciÅ‚ siÄ™, ale nikogo za nim nie byÅ‚o. Przynajmniej nie na wysokoÅ›ci wzroku. PochyliÅ‚ gÅ‚o- wÄ™ i zobaczyÅ‚ stojÄ…cÄ… przed nim sÅ‚odkÄ…, malutkÄ… dziewczynkÄ™. ByÅ‚a to córka Meg, ubrana w dÅ‚ugÄ… różowÄ… sukienkÄ™ i w powłóczystÄ…, plastikowÄ… pelerynÄ™, opadajÄ…cÄ… z jej ramion. Dziewczynka uÅ›miechnęła siÄ™ do Nathana. - Co tu robisz? - zapytaÅ‚a z rozbrajajÄ…cÄ… szczeroÅ›ciÄ…, czeszÄ…c przy tym swoje loki dużym, żółtym grzebieniem. - Czekam tu na twojÄ… mamÄ™. - Aaa... - skwitowaÅ‚o przeciÄ…gle dziecko. - Chce ci siÄ™ pić? Mamy mleko. - Nie, dziÄ™kujÄ™. - Nathan odwróciÅ‚ wzrok od maÅ‚ej i spojrzaÅ‚ w stronÄ™ drzwi Å‚azienki. S R - Jest też sok pomaraÅ„czowy. - DziÄ™kujÄ™, nie chce mi siÄ™ pić. SiÄ™gnÄ…Å‚ po gazetÄ™ i zajÄ…Å‚ siÄ™ jej przeglÄ…daniem. JakoÅ› niezrÄ™cznie czuÅ‚ siÄ™ w towarzystwie maÅ‚ego dziecka, dlatego próbowaÅ‚ ignoro- wać obecność Jane, ona jednak nie dawaÅ‚a za wygranÄ…. - UsiÄ…dz sobie w pokoju na sofie. BÄ™dzie ci wygodnie. Mama zawsze tam czyta. Nathan musiaÅ‚ przyznać, że ostatnia propozycja maÅ‚ej nie jest po- zbawiona sensu. WyszedÅ‚ wiÄ™c z kuchni, ominÄ…Å‚ stolik w pokoju, przesunÄ…Å‚ na bok górÄ™ prania leżącÄ… na Å›rodku sofy i usiadÅ‚. Ale, jak siÄ™ okazaÅ‚o, nie do koÅ„ca byÅ‚ to dobry pomysÅ‚. Dziewczynka, pod- sunÄ…wszy sobie niski puf, usiadÅ‚a dokÅ‚adnie naprzeciw niego. - Chcesz zobaczyć moje rybki? Nathan już miaÅ‚ odpowiedzieć swoim standardowym nie", kiedy nagle napotkaÅ‚ wzrok Jane. ByÅ‚o w nim tyle dzieciÄ™cej szczeroÅ›ci i niewinnoÅ›ci, że coÅ› kazaÅ‚o mu siÄ™ po prostu do niej uÅ›miechnąć. Nie miaÅ‚ serca jej odmówić. Dziewczynka wyglÄ…daÅ‚a na bardzo zadowolonÄ…. Wzięła jego dÅ‚oÅ„ w swojÄ… malutkÄ… rÄ…czkÄ™ i poprowadziÅ‚a do sporego akwarium, sto- jÄ…cego pod oknem. - Hej, wstawajcie! - zawoÅ‚aÅ‚a wesoÅ‚o. - O, zobacz, to jest Buzz. - Buzz? To one majÄ… imiona? - Aha. A to jest Woody, a tam pÅ‚ynie Aries i obok niego Pocahon- tas... - WymieniÅ‚a jeszcze imiona kolejnych siedmiu rybek. Kiedy skoÅ„czyÅ‚a, pokrótce objaÅ›niÅ‚a Nathanowi do czego w akwarium potrzebne sÄ… filtr i termometr. - Chcesz zobaczyć mój namiot? - zapytaÅ‚a, kiedy temat akwarium wyczerpaÅ‚ siÄ™. Na szczęście w tym samym momencie drzwi do Å‚azienki otwo- rzyÅ‚y siÄ™ i stanęła w nich Meg. OdÅ›wieżona i uÅ›miechniÄ™ta wyglÄ…- daÅ‚a teraz o niebo lepiej. S R Nathan spojrzaÅ‚ na dziecko. Jane nadal trzymaÅ‚a jego dÅ‚oÅ„ w swojej malej rÄ…czce. ZakÅ‚opotanie i niepewność byÅ‚y chyba wypi- sane na jego twarzy, bo Meg zareagowaÅ‚a natychmiast. - No dobrze, Jane, ale już czas spać. Zmykaj do Å‚azienki, zaraz tam do ciebie przyjdÄ™. Dziecko próbowaÅ‚o protestować, ale Meg byÅ‚a stanowcza. - Już, już... - ChwyciÅ‚a maÅ‚Ä… za ramionka i poprowadziÅ‚a w kie- runku Å‚azienki. - To nadzwyczaj inteligentne dziecko - odezwaÅ‚ siÄ™ Nathan, gdy tylko Jane zniknęła za drzwiami Å‚azienki. - Yhm. - NaprawdÄ™ jestem pod wrażeniem... Ile ona ma lat? - Trzy. - Twarz matki rozpromieniaÅ‚a duma. - PosyÅ‚asz jÄ… do jakiegoÅ› dobrego przedszkola? - Nnnie... - Meg w zakÅ‚opotaniu splotÅ‚a palce obu rÄ…k i zaczęła je nerwowo wykrÄ™cać. - MiaÅ‚am nadziejÄ™, że może uda siÄ™ od tego semestru, ale niestety, gdzieÅ› po drodze zaginÄ…Å‚ jej formularz zgÅ‚o- szeniowy. - Szkoda, naprawdÄ™ szkoda. - W gÅ‚osie Nathana sÅ‚ychać byÅ‚o prawdziwe rozczarowanie. - Ale wÅ‚aÅ›ciwie, to co siÄ™ z tym formu- larzem staÅ‚o? Meg zajęła siÄ™ teraz swoimi palcami z takÄ… uwagÄ…, że Nathan przez chwilÄ™ obawiaÅ‚ siÄ™, czy ich sobie nie poÅ‚amie. - Przedszkole twierdzi, że nigdy do nich nie dotarÅ‚. - Jak to możliwe? - Trudno powiedzieć... - ZamyÅ›liÅ‚a siÄ™ przez moment, ale po chwili uniosÅ‚a wzrok i uÅ›miechnęła siÄ™. - Ale, ale, a co z twoimi przeprosinami? Nathan przesunÄ…Å‚ siÄ™ nieco na sofie i ruchem rÄ™ki zaprosiÅ‚ jÄ…, by usiadÅ‚a obok. - Nie, nie, nie mogÄ™ - odezwaÅ‚a siÄ™, widzÄ…c gest jego rÄ™ki. - MuszÄ™ przygotować mleko dla Jane. Zniknęła w kuchni. Nathan podążyÅ‚ za niÄ…. S R - WÅ‚aÅ›ciwie to nie wiem, od czego zacząć - odezwaÅ‚ siÄ™ po chwili. - ChciaÅ‚em ciÄ™ po prostu przeprosić za swoje zachowanie. Tym bardziej że tak wiele ci zawdziÄ™czam po ostatnim weekendzie. I jeszcze ta dzisiejsza historia z dokumentami... Meg odwróciÅ‚a siÄ™ i spojrzaÅ‚a na niego. Na jej twarzy malowaÅ‚o siÄ™ zamyÅ›lenie i jakiÅ› gÅ‚Ä™boki, wewnÄ™trzny smutek. Tak bardzo chciaÅ‚by jÄ… jakoÅ› pocieszyć. MiaÅ‚ ochotÄ™ po prostu jÄ… objąć, pogÅ‚a- skać po jasnych, lÅ›niÄ…cych wÅ‚osach, wziąć w dÅ‚onie tÄ™ zasmuconÄ… twarz maÅ‚ej, zagubionej dziewczynki... OpanowaÅ‚ siÄ™ jednak. [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ] |