[ Pobierz całość w formacie PDF ]

tycznie, zanim się jeszcze Connor urodził.
 On nie wrócił, a ty wrócisz  rzekł stanowczym tonem Garrett.  I
naprawisz swój błąd. Bo tak robią Kingowie. Wbrew temu, co ci lubię po-
wtarzać, nie jesteś idiotą, Griff. Wiesz, czego chcesz. Wiedziałeś, lecąc tu.
Chciałeś tylko usłyszeć potwierdzenie.
Griffin skinął głową. Cholera, musi odzyskać Nicole. Nie wyobrażał
sobie życia bez niej i Connora.
 Zatrzaśnie mi drzwi przed nosem  powiedział cicho.
 Nie wiesz, dopóki się nie przekonasz.
 A jeśli się nie sprawdzę jako mąż i ojciec? Ona i mały zasługują na
szczęście.
 Skoro zasługują, to im je daj.  Garrett poczęstował brata kuksańcem
w bok.
Griffin wziął głęboki oddech. Tak, Nicole i Connor zasługują na
wszystko co najlepsze. I on stanie na głowie, aby nigdy niczego im nie bra-
kowało.
 Zostaniesz w pałacu na kolację?
136
R
L
T
 O, nie. Wracam do domu, do Nicole.
Z tęsknoty za Griffinem czuła fizyczny ból. Mijały dni, a ból nie ustę-
pował, raczej nasilał się. Lecz nie tylko z bólem musiała sobie radzić.
Connor ciągle marudził, codziennie dopytywał o Griffina, a ona co-
dziennie mu tłumaczyła, że Griffin musiał wyjechać. Smutek chłopca na-
kładał się na jej smutek. Miała wrażenie, że tonie pod jego ciężarem.
O północy w telewizji nie leciało nic ciekawego, ale wolała najnud-
niejszy program od przewracania się w łóżku z boku na bok. Siedziała na
kanapie w bluzce na cienkich ramiączkach i krótkich spodenkach od piżamy,
skacząc bezmyślnie po kanałach. Nagle trafiła na reklamę wróżki: dzwoniąc
na podany numer, koszt pięć dolarów za minutę, można było usłyszeć od
obcej osoby, jak naprawić swoje życie.
Nie musiała dzwonić do wróżki, sama wiedziała, czego jej trzeba.
Na zewnątrz panowała cisza jak makiem zasiał. Kiedy więc rozległ się
ostry dzwonek, podskoczyła nerwowo, a potem ruszyła pędem do drzwi. Na
wszelki wypadek chwyciła komórkę. Ale czy włamywacz naciskałby dzwo-
nek?
Wyjrzała przez okno; na widok stojącego na ganku Griffina, serce za-
biło jej mocniej.
Skąd się tu wziął? Co powinna zrobić? Zignorować go? Otworzyć drzwi
po to, by zatrzasnąć mu je przed nosem?
Ponownie rozległ się dzwonek. Podjęła decyzję. Bała się, że Connor się
obudzi.
Napotkała niebieskie oczy, które świdrowały ją na wylot.
 Griffin, czego chcesz?
 Ciebie.
 Co?  Przesłyszała się. To było jedyne wytłumaczenie.
137
R
L
T
W ostatnim czasie prawie nie sypiała, a jeśli na moment udawało jej się
zdrzemnąć, to właśnie takie miała sny: że Griffin wraca, błaga o przebaczenie
i wyznaje jej dozgonną miłość. Sny zawsze kończyły się tak samo: przebu-
dzeniem.
Griffin przytrzymał ręką drzwi, żeby ich nie zatrzasnęła.
 Mogę wejść?
A więc jednak to nie był sen.
 Nie.  Wiele ją to kosztowało, bo marzyła o tym, żeby wziął ją w
ramiona.
Znów chciała czuć, żyć, opuścić ten dziwny pusty świat, który za-
mieszkiwała. Ale o jednym nie potrafiła zapomnieć: Griffin zostawił nie tylko
ją, również Connora. Tego nie mogła mu wybaczyć.
 Okej, rozumiem  powiedział.  Masz prawo być na mnie zła.
 Zniknąłeś bez słowa. Connor codziennie o ciebie pyta, a ja mu tłu-
maczę, że musiałeś wyjechać.
 Wiem, przepraszam  szepnął.
 Słyszałam cię. Tamtego dnia na plaży. Powiedziałeś bratu, że żal ci
Connora. Mój syn nie potrzebuje twojego współczucia, ja też nie.
Na moment zwiesił głowę, po czym znów utkwił spojrzenie w jej twa-
rzy.
 Skłamałem. Connor ma wszystko, ma ciebie.
Ból trochę zelżał, ale jeszcze nie zniknął.
 Przepraszam cię, Nicole.
 Nie mnie należą się przeprosiny... Nie, mnie też.
 Wiem. Specjalnie przyjechałem o tej porze, żeby Connor już spał.
Odejdę, jeśli mi każesz. On nie będzie wiedział, że byłem. Ale...  dodał  nie
wyrzucaj mnie.
138
R
L
T
 Dlaczego?  spytała znużonym tonem.
Schyliwszy się, podniósł dużą białą torbę. Nawet jej wcześniej nie
zauważyła. Nic dziwnego, skoro nie spuszczała z niego oczu.
Z torby wyjął zielone, aksamitne pudełko. Nicole przyłożyła rękę do
serca. Jeżeli to był sen, nie chciała się obudzić.
Kiedy uniósł wieczko, zobaczyła pierścionek z szafirem.
 Ma odcień twoich oczu.
 Ja...
Przeniosła wzrok z pierścionka na twarz Griffina i to, co ujrzała  mi-
łość, obietnicę, przyszłość  zaparło jej dech. Zanim zdołała cokolwiek po-
wiedzieć, Griffin ponownie wsunął rękę do torby i tym razem wyjął czerwony
kask.
 Dla Connora. Miał taką frajdę, siedząc w wozie strażackim, że...
Nicole wyciągnęła rękę. Oczy zaszły jej łzami.
 Pozwól mi wejść, Nicole...
Czy mogła odmówić? Tak bardzo wzruszył ją swoją wizytą i prezentem
dla Connora. Skinęła głową i cofnęła się, a kiedy wszedł, zamknęła za nim
drzwi.
Wyjął kask z jej ręki i położył na stoliku.
Tylko latarnia przed domem oraz włączony telewizor oświetlały salon.
Obróciwszy się, Griffin pogładził Nicole delikatnie po twarzy. Miała na-
dzieję, że wrócił na zawsze.
Najpierw jednak musiała go wysłuchać, upewnić się, że znów nie
zniknie. Ona sama mogła podjąć ryzyko, ale nie zamierzała narażać na
większy ból syna.
 Popełniłem błąd. Nie powinienem był odchodzić, ryzykować, że cię
stracę. Po prostu... nie sądziłem, że się zakocham.
139
R
L
T
 Ja też nie.
 Do głowy mi nie przyszło, że jestem zdolny do takiej miłości. %7łe
mogę być mężem lub ojcem... Kocham cię, Nicole. Kocham Connora. Chcę [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mons45.htw.pl
  • Wątki
    Powered by wordpress | Theme: simpletex | © (...) lepiej tracić niż nigdy nie spotkać.