[ Pobierz całość w formacie PDF ]
załodze na odpoczynku, prowadzenie bowiem okrętu przy pomyślnym wietrze nie wymagało wielkiego wysiłku. Wieczorami wszyscy zbierali się na pokładzie i snuli plany na przyszłość. Wagner był prostym, uczciwym człowiekiem, o czułym sercu. Dopisywał mu świetny humor, bo cieszył się, \e wyratował nieszczęsnych zbiegów i zrobił w Zejli doskonały interes. Hrabia zdał sobie sprawę, \e dalsza pomoc kapitana mo\e przynieść jemu i towarzyszom nieocenione korzyści. Postanowił więc wtajemniczyć go w prze\ycia wszystkich bohaterów historii rodu Rodrigandów. Wagner słuchał opowieści uwa\nie, nie przerywając. Częste, gwałtowne wypluwanie tytoniu, który \uł bez przerwy, zdradzało tylko, \e słowa hrabiego robią na nim wra\enie. Gdy don Fernando skończył, Wagner przeszedł się kilkakrotnie po pokładzie, po czym zawołał: Niebywałe! Wstrętne! Straszne! Czy cała pańska istota nie woła: zemsty, zemsty? Oczywiście. Z pewnością zemścimy się, je\eli te łotry jeszcze \yją. Jeszcze \yją? Takie kanalie nie umierają łatwo, don Fernando. Idę o zakład, \e nie sma\ą się w piekle. Co pan zamierza zrobić, don Fernando? Chcemy się dostać do Kalkuty. Aby wynająć statek? Albo kupić. W tym celu zabrałem przecie\ skarby sułtana. Czy zna się pan, kapitanie, na prowadzeniu parowca? Tak! Główna rzecz to dobry maszynista, bo z maszyną kapitan ma niewiele do czynienia. Dlaczego pan pyta o to? Poniewa\ mam zaufanie do pana. Chciałbym, aby senior zawiózł nas na wyspę. Ja? Ale\ z prawdziwą przyjemnością! Sam o tym myślałem! Je\eli chce pan naprawdę skorzystać z usług starego wilka morskiego, mam nadzieję, \e będzie pan ze mnie, przy boskiej pomocy, zadowolony. A co z Syreną ? Z tym nie będzie kłopotu. Zrobiłem w Zejli świetny interes. Muszę jeszcze tylko wziąć ładunek w Kalkucie. Mój sternik go zawiezie. To uczciwy człowiek. Usprawiedliwi mnie przed właścicielem. Zwietnie! W takim razie wszystko w porządku? W porządku przytaknął kapitan. Dął pomyślny wiatr, a Syrena była dobrym \aglowcem. Przybyli do Kalkuty w jakieś trzy tygodnie po wyruszeniu spod góry Elmes. Kapitan znalazł odpowiedni ładunek. Podczas gdy jego ludzie zajęci byli ładowaniem towarów, rozpoczął poszukiwania parowca. Niestety, \aden nie był do sprzedania, wszystkie bowiem stojące w porcie stanowiły własność rządu lub towarzystw akcyjnych; kapitanowie nie mogli nimi dysponować. Wagner zwątpił ju\ zupełnie, czy uda mu się osiągnąć cel, gdy do portu wpłynął parowiec pod banderą angielską. Jego właściciel postanowił go sprzedać. Wagner obejrzał statek, skonstatował, \e jest nowy i dobrze zbudowany. Choć cena była wysoka, kupił go wraz z całą załogą. Hrabia ju\ wcześniej zdobył potrzebną kwotę. W Kalkucie kwitł handel klejnotami i perłami, tote\ z łatwością i za du\ą sumę sprzedał część kosztowności. Zaopatrzono parowiec w węgiel, prowianty i inne rzeczy potrzebne do podró\y. Hrabia nie \ałował te\ pieniędzy dla siebie i najbli\szych. Emma znowu przywdziała piękne suknie, a hrabia i Mindrello zostali wyposa\eni we wszystko, czego brak tak długo odczuwali. Don Fernando nikomu nie zwierzał się ze swych planów z wyjątkiem konsula hiszpańskiego, który sporządził dla nich paszporty i inne potrzebne dokumenty oraz chętnie pomagał we wszystkich sprawach. Po pewnym czasie mo\na było wreszcie podnieść kotwicę. Najwa\niejszą rzeczą było określić poło\enie samotnej wyspy. Emma oznaczyła ją wprawdzie na mapie, starając się dokładnie przypomnieć sobie to, co na ten temat mówił Sternau, ale przecie\ nie miał on przy sobie odpowiednich przyrządów i na jego pomiarach nie mo\na było w pełni polegać. Postanowili więc szukać we wskazanym kierunku tak długo, dopóki nie znajdą wyspy. Poniewa\ wiał sprzyjający wiatr, statek gnał szybko z podniesionymi \aglami. Według obliczeń Sternaua wyspa powinna być poło\ona równolegle do Wyspy Wielkanocnej, piętnaście stopni na południe i trzynaście na wschód. Zaczęli krą\yć wokół tego miejsca. Trwało to przez kilka dni, ale nie przyniosło \adnego rezultatu. Ze względu na podwodne rafy Wagner nocą zatrzymywał maszynę, parowiec unoszony był tylko podmuchem wiatru. W ten sposób kapitan osiągał podwójną korzyść: po pierwsze zabezpieczał statek przed rafami, po drugie oszczędzał węgiel, którego jedynie niewielki zapas mógł się pomieścić na statku. Wagner sypiał tylko w dzień po kilka godzin. Pewnej nocy czuwał na wysokim pomoście kapitańskim, wpatrując się to w usiane błyszczącymi gwiazdami niebo, to w morze. Obok niego stał don Fernando z lunetą przy oku. W pewnej chwili kapitan powiedział: Don Fernando, niech mi pan pozwoli na chwilę lunetę. Proszę. Czy pan coś widzi? zaciekawił się hrabia. Tu\ nad powierzchnią wody świeci jakaś gwiazda o dziwnym blasku. Idę o zakład, \e to nie gwiazda z firmamentu. A więc po prostu nie gwiazda? No właśnie. To sztuczne światło, jakiś płomień. Wziął lunetę i zaczął patrzeć przez nią. Po chwili odło\ył instrument i powiedział: Teraz ju\ wiem na pewno. To nie gwiazda. I ja ją widzę. Ale mo\e to latarnia statku, który płynie nam naprzeciw? Nie. To blask ognia płonącego na lądzie. Ach, więc zbli\amy się do wyspy? Przypuszczam. Moja luneta nie oszukała mnie jeszcze nigdy. Obliczyłem dokładnie, w jakim punkcie się znajdujemy i wiem, \e tam nie ma stałego lądu. Dlatego nie wykluczone, \e to ta nieznana wyspa. Bo\e, gdyby tak było! Czy mam zbudzić seniorę Emmę? Nie, jeszcze nie. Niech pan patrzy! Zdaje się, \e światło gaśnie. Rzeczywiście zasmucił się hrabia. Mo\e to był meteor, a nie sztuczne światło? O, nie, to był z pewnością ogień zapalony ręką człowieka. Proszę patrzeć, zgasł zupełnie, a przed dwiema zaledwie minutami płonął wysoko i jasno. I to by się te\ zgadzało. Ogień, powstały z tęgich pni lub innego niełatwo palnego materiału, nie gaśnie tak szybko, a pamięta pan, co mówiła seniora Emma? śe drzew na wyspie nie ma. Ale czy ludzie przy tym ognisku dojrzą nasze światła? Nie. Dzielą nas od nich jakieś trzy mile morskie. Ich ognisko miało wysoki płomień, a nasza latarnia daje mały blask. Kiedy go ujrzą, będą sądzili, \e to gwiazda? Bez wątpienia. Ale dam im znak. Kazał wypuścić kilka rakiet. Rozkaz wykonano, ale sygnał nie został rozpoznany. Nie zauwa\yli nas rzekł kapitan. Gdyby spostrzegli, na pewno powtórnie rozpaliliby ognisko. Będziemy musieli zaczekać do jutra. Kto to wytrzyma?! zniecierpliwił się hrabia. Czy nie mo\emy popłynąć pełną parą? Nie. Wyspę, której szukamy, otaczają niebezpieczne rafy. Wieje teraz łagodny wietrzyk, od zachodu ku wschodowi. Niechaj nas niesie, a o świcie zobaczymy, co dalej. To stwierdzenie nie zadowoliło hrabiego. A mo\e damy strzał armatni, kapitanie. Nie radziłbym. Je\eli to nie ta wyspa, musimy zakładać, \e mieszkają tam dzicy. Ze strachu przed strzałami gotowi się ukryć. A gdy o świcie ich zaskoczymy, mo\e dowiemy się czegoś, co nam się przyda. A je\eli to wyspa naszych przyjaciół? W takim razie strzelaniną zakłócimy tylko sen tych biedaków. Upływał kwadrans za kwadransem. Na pró\no Wagner prosił hrabiego, by udał się na spoczynek. Starzec chodził po pokładzie tam i z powrotem. Minuty zdawały mu się godzinami, godziny dniami. Nad ranem obserwator statku ostrzegł: Rafy na prawo! Statek skręcił w lewo, zostawiając przeszkodę po prawej stronie. Wkrótce zaczęło szarzeć na wschodzie. Ju\ mo\na było rozpoznać zarysy wyspy otoczonej koralowymi rafami, wśród których, jak się zdawało, prowadziła jedna tylko droga. Morze było tak spokojne, \e [ Pobierz całość w formacie PDF ] |