[ Pobierz całość w formacie PDF ]

porządku. I że Sam naprawdę ma połamane żebra.
Charlie, Falcon i jego żona nie zostali długo, ale Callen cieszyła
się z ich odwiedzin. Gdy wyjechali, ogarnęła ją tęsknota za domem.
Brakowało jej rodziców. Ta separacja była wręcz śmieszna. Jej
determinacja, by zaprowadzić pokój między Samem a swoją rodziną,
zwiększyła się jeszcze.
Przez cały czas choroby Sam był nieznośnym pacjentem, ale
Callen dostrzegała, że pomimo głośnych narzekań jej troska sprawia
mu przyjemność. Widziała to po sposobie, w jaki zatrzymywał wzrok
na jej twarzy, gdy siadała obok niego i odgarniała kosmyk włosów z
jego czoła, albo jak kładł dłoń na jej dłoni, gdy stawiała przed nim tacę
z obiadem, albo jak przyciągał ją do siebie i całował w usta, aż jej serce
zaczynało szybciej bić.
Anula & pona
ous
l
a
d
an
sc
Udało jej się utrzymać go w łóżku tylko przez dziewięć dni, ale w
tym czasie nauczyła się bardzo wiele o pragnieniu i oczekiwaniu. Gdyż
choć spanie z nim w jednym łóżku sprawiało jej przyjemność, a czułe
pocałunki dostarczały radości, obydwoje wiedzieli, że nie mogą sobie
pozwolić na nic więcej.
Callen zdumiona była siłą swego pożądania. Nigdy dotąd nie
uświadamiała sobie, jak wielkiej radości dostarczały jej ich wspólne
noce. Nie pozwoliła mu się przemęczać, dopóki nie minęły dwa
tygodnie przepisane przez doktora Stephensa, ale marzyła o dniu, gdy
znów będą mogli się kochać.
Postanowiła uczcić tę okazję, wydając przyjęcie. Nie zapomniała
słów Zacha, który ostrzegał ją* że Sam nie ma żadnych przyjaciół i ona
również będzie skazana na samotność. Prawdę mówiąc, od dnia ślubu
nie odwiedził ich żaden sąsiad. Callen przypuszczała, iż częściowo
działo się tak dlatego, że oni również nikogo nie zapraszali. Ludzie na
Zachodzie nie lubili się wtrącać w życie innych bez zachęty. Callen
była pewna, że jeśli w jakikolwiek sposób okaże sąsiadom, iż są mile
widziani, nie zabraknie jej towarzystwa.
To przypuszczenie potwierdziło się, gdy rozesłała zaproszenia 'na
przyjęcie. Odkryła, że sąsiedzi przeważnie lubią i szanują Sama.
Dotychczas po prostu respektowali jego potrzebę samotności. Jeśli jej
mąż nie miał bliskich przyjaciół, nie wynikało to z braku chętnych, lecz
z tego, że on sam zniechęcał ich do kontaktów.
Callen miała nadzieję, że to przyjęcie stanie się pierwszym z
wielu oraz że poznają inne młode małżeństwa o podobnych
Anula & pona
ous
l
a
d
an
sc
zainteresowaniach, z którymi będą mogli się zaprzyjaznić. Nie wzięła
pod uwagę sprzeciwu Sama wobec jakichkolwiek zgromadzeń
towarzyskich.
- Co zrobiłaś? - wybuchnął. Dlaczego, do diabła, nie zapytałaś
mnie najpierw o zdanie?
- Przede wszystkim dlatego, iż nie sądziłam, byś miał coś
przeciwko temu. A po drugie dlatego, że potrzebuję przyjaciół. Tobie
także by nie zaszkodziło, gdybyś zdobył kilku - odrzekła śmiało,
- Ja nikogo nie potrzebuję - szalał Sam.
- Oczywiście, że nie - odrzekła Callen z szyderczym grymasem.
- Chciałabym jednak zauważyć, że gdyby łączyły cię jakiekolwiek
stosunki towarzyskie z sąsiadami, to mógłbyś ich poprosić o pomoc po
wypadku.
- Nie chcę nikomu niczego zawdzięczać.
- Okazujesz to bardzo wyraznie - odpaliła Callen. - Ale prawda
jest taka, że wszyscy potrzebujemy innych ludzi, Sam. Nawet ty.
- Nie przyjdę na żadne przyjęcie, które wydasz.
- Dobrze. Odwołam je. Zachmurzona Callen wyszła z sypialni.
Nie chciała, by Sam zauważył, jak bardzo była wstrząśnięta i urażona
jego odmową. W końcu, gdy brała z nim ślub, wiedziała, w co się
pakuje. Ojciec i brat ostrzegali ją, jakim człowiekiem jest Sam. Tylko
że ona nie zwracała na to uwagi. Widziała w nim tylko to, co chciała
widzieć. Była zakochana i nie przerażała jej myśl o spędzeniu z nim
całego życia sam na sam na ranczu Dwa Wzgórza.
Zanim jednak zdążyła przejść dwa kroki, Sam pochwycił ją za
Anula & pona
ous
l
a
d
an
sc
ramię i przyciągnął do siebie. Próbowała się wyrwać, opierając dłonie o
jego pierś.
- Tylko tak dalej, a wyślesz mnie z powrotem do łóżka na
następne dwa tygodnie - jęknął z grymasem bólu na twarzy.
Callen zastygła w miejscu.
- Czego ode mnie chcesz, Sam?
- Chcę, żebyś słuchała, gdy ja cię będę przepraszał -odrzekł
cicho. Podniósł palcem jej brodę i dodał: - Czasami zachowuję się
trochę nierozsądnie.
Callen uniosła brwi z niedowierzaniem.
- Ty? Nierozsądnie?
Zaśmiał się, otaczając ją ramionami. Mroziła go myśl o
wystawieniu się na widok publiczny. Unikał tłumów, bo nie potrafił
zachowywać się tak, żeby dobrze wypaść. Ale gdy zauważył, jak
bardzo Callen była rozczarowana, przyrżnął przed sobą, że powinien
podarować jej tę przyjemność za wszystko, co dla niego zrobiła.
- Wydamy to przyjęcie - powiedział. - Zaproś, kogo tylko
chcesz. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mons45.htw.pl
  • Wątki
    Powered by wordpress | Theme: simpletex | © (...) lepiej tracić niż nigdy nie spotkać.