[ Pobierz całość w formacie PDF ]

jak ja, sympatyzujący z tym... ruchem, czy jak to nazwać.  Potrząsa głową, nie spuszczając
oczu z ognia.  Pewnie brzmi to teraz trochę naiwnie, co?
 Mnie nie pytaj. Ja należę do tych, którym zdawało się, że można poprawić świat zostając
dziennikarzem, a to bez dwóch zdań dyskwalifikuje mnie jako stratega.
 Pomysł jak każdy inny. Jeśli jednak jesteś teraz rozczarowany, to częściowo z powodu, o
którym właśnie mówię, ze względu na radykalizm Thatcher, który wydawał się tak ożywczy.
Ta obietnica, ta surowość i prostota zasad, do której wszyscy tak tęskniliśmy... To była szansa
zaangażowania się w realizację jednego spójnego programu, którego nikt nie zatrzyma w pół
drogi. Odrzucić wszelkie dwuznaczności, miękkie kompromisy, socjalne osłony, ukręcić łeb
państwu-niańce. To był świeży oddech, krucjata, coś, w czym wszyscy mogli wziąć udział i
co stało przed wszystkimi otworem.
 Jeśli miało się dość pieniędzy, żeby zacząć, albo determinację, żeby zostać większym
szubrawcem od innych.
Andy potrząsa głową.
 Twoja nienawiść do torysów odebrała ci jasność spojrzenia. Nie chodzi o to, kto miał
rację, a jeszcze mniej o to, kto mógłby mieć rację; liczy się to, co ludzie czuli, bo z tego rodzi
się nowy etos wieku; konsensus doprowadził do impasu, opiekuńczość do wyjałowienia, a
zatem: trzeba wstrząsnąć systemem, zafundować krajowi dawkę ryzyka, na które
przynajmniej raz należy wystawić każdy biznes, jeśli ma odnieść sukces; postawić na wzrost,
przyjąć opcję monetarystyczną.
Wzdycha, wyjmuje cygarniczkę i częstuje mnie skrętem.
 I ja to zrobiłem  mówi podając mi ogień.  Stałem się wiernym żołnierzem dziecięcej
krucjaty w walce o odzyskanie utraconych bastionów brytyjskiej potęgi ekonomicznej.
Przez chwilę patrzy w milczeniu na płonące polana.
 Chociaż wcześniej odrobiłem już swoje: byłem jednym z  naszych chłopców , członkiem
Wielkiej Wyprawy, częścią Sił Szybkiego Reagowania, dzięki którym Maggie odzyskała
utraconą popularność.
Nie wiem, co powiedzieć, więc zgodnie z nabytą z wiekiem taktyką kontrolowania inicjatywy
 nie mówię nic.
 No i tak.  Andy przysuwa się i uderza dłońmi w kolana. Podaję mu skręta.  Dzięki. 
Zaciąga się.  Eksperyment skończony, była jedna partia, jedna myśl, jeden plan, jedna silna
przywódczyni, a wszystko obróciło się w proch i gówno. Baza przemysłowa okrojona do
nagich kości, stary socjalistyczny niedowład zastąpiony agresywniejszym, kapitalistycznym,
scentralizowana władza, instytucjonalna korupcja, no i pokolenie, które nigdy nie będzie
miało innej wiedzy niż ta, która pozwala otworzyć samochód kawałkiem drutu lub określić,
jaki rozpuszczalnik daje największego kopa, kiedy wdychasz go spod plastikowej torebki na
głowie, aż wyrzygasz się lub odwalisz kitę.
Pociąga mocno kilka razy i dopiero wtedy oddaje mi skręta.
 Tak  mówię  ale to nie twoja wina. Ty swoje zrobiłeś, ale... Islagiatt.
 Wtedy wydawało się, że to słuszna sprawa...
 Rany boskie, człowieku, żaden z was nie powinien był tam płynąć. Ja na pewno nie
zrobiłbym tego, co wy tam, na Falklandach, nawet gdyby wybuchła jakaś wojna, w której
warto byłoby walczyć, nawet gdyby mnie powołano. Jestem tchórzem, jestem słaby fizycznie.
Ty tam byłeś, dałeś sobie radę. Zrobiłeś to. I nieważne, co słuszne a co niesłuszne, kiedy już
się tam jest, pod ogniem, kiedy twoi towarzysze padają jak muchy  musisz jakoś funk-
cjonować. Tobie się to udało; ja bym chyba nie wytrzymał.
 No i co z tego? Uważasz więc, że jestem bardziej męski, bo nauczyłem się zabijać ludzi i
robiłem to?
 Nie, tylko że...
 Mniejsza z tym. Na nic się to nie przydało, kiedy dostaliśmy kapitana, który nie
wytrzymał, bał się do tego przyznać i musiał wysyłać chłopaków na śmierć, żeby pokazać,
jaki to on jest, kurwa, odważny.
Andy podnosi płonącą szczapę i uderza nią o pozostałe, wzniecając iskry i jasny płomień.
 Tak. Nie wiem, czy...
 Mylisz się.  Wstaje i idzie w kąt pomieszczenia, gdzie znajduje się na wpół otwarta
klapa, a za nią dziwaczny sześcienny zasobnik. Podciąga metalową osłonę, a dolna część
opuszcza się sama. Sięga do środka i wyjmuje naręcze drewna. Przynosi je do paleniska. 
Wszyscy ponosimy odpowiedzialność, Cameron. Nie można przed nią uciec.
 Jezu, Gould, ale z ciebie radykał, nie ma co.  Próbuję trochę rozładować atmosferę, ale
moje słowa brzmią śmiesznie nawet dla mnie.
Andy siada, przyjmuje skręta i równo układa szczapy wokół ognia, żeby wyschły.
 Tak. I mam dobrą pamięć.  Obrzuca mnie spojrzeniem.  Nadal ci nie przebaczyłem, [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mons45.htw.pl
  • Wątki
    Powered by wordpress | Theme: simpletex | © (...) lepiej tracić niż nigdy nie spotkać.